- Nie znaleźliśmy nikogo pod zwałami budynku - mówią strażacy. Wczoraj cały dzień odgruzowywali teren Agencji Mienia Wojskowego. Psy z jednostek specjalnych szukały rannych lub zabitych
Spory, zabytkowy budynek o długości 75 metrów złożył się jak domek z kart. Częściowo zaczął się zawalać już w czwartek. Następnego dnia rano pozostały po nim już tylko zgliszcza.
Pierwsze jednostki straży pożarnej przybyły na to miejsce przy ul. Jagiellończyka w piątek (29 stycznia) przed godziną 10.
- Dostaliśmy zgłoszenie o tym, że zawaliła się nieużytkowana już hala na terenie byłej jednostki wojskowej. Na miejsce wysłaliśmy natychmiast pięć zastępów straży pożarnej - relacjonował mł. bryg. Piotr Kołtacki, rzecznik prasowy grudziądzkiej straży pożarnej. - Podejrzewaliśmy, że pod gruzem mogą znajdować się żywe osoby. Bezdomni lub złomiarze, którzy mogli przyczynić się do zawalenia budynku.
Na teren Agencji Mienia Wojskowego zaczęły wjeżdżać kolejne jednostki straży. Meldowali się druhowie OSP z całego powiatu. Jednymi z pierwszych byli strażacy z podgrudziądzkiego Wielkiego Wełcza. - Robota szykuje się ciężka. Przywiozłem chłopakom wodę i zapasowy łańcuch do piły mechanicznej. Elementy konstrukcji są duże i niebezpieczne, trzeba je ciąć - oceniał Henryk Makowski, prezes OSP Wielki Wełcz.
Z Bydgoszczy przyjechał na sygnale strażacki autokar z 50 adeptami Szkoły Podoficerskiej Państwowej Straży Pożarnej. Po południu dotarły dwie grupy poszukiwawcze ze strażackimi psami z Gdańska i Poznania. Na zmianę szukały rannych lub zabitych pod gruzami.
- Na szczęście nikogo nie znaleźli - podsumował akcję wieczorem Piotr Kołtacki. - W sumie w działaniach brało udział kilkanaście jednostek PSP i OSP. Około 100 osób.
Nie wiemy jeszcze, jakie są koszty akcji ratunkowej. Na pewno dziesiątki tysięcy złotych. Jeśli nie setki.
Co było przyczyną zawalenia? Tego oczywiście jeszcze nie stwierdzono.
- W ubiegłym roku prowadziliśmy postępowanie w sprawie zniszczonych budynków agencji wojskowej. Nakazaliśmy ich zabezpieczenie. Z zewnątrz zostało to zrobione. Zostały zamurowane wejścia i okna. Ale nie mamy pewności, czy wewnątrz konstrukcja została należycie podtrzymana - mówił wczoraj „Pomorskiej” Zbigniew Ptaszyński, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego z Grudziądza. - Między innymi to będzie przedmiotem naszego badania. Budynek był w złym stanie. Nie mam jednak wątpliwości, że ostatecznego dzieła zniszczenia dokonali złomiarze.
Wczoraj na miejscu był przedstawiciel Agencji Mienia Wojskowego. Przyjechał też mężczyzna, który był zainteresowany kupnem terenu. Wywiązała się między nimi dyskusja.
- Dwa tygodnie temu informowałem agencję, że ten budynek grozi zawaleniem! - denerwował się kupiec.
- Kto panu pozwolił wejść na ten teren w ogóle? - odparował przedstawiciel AMW.
- Wiedzieliśmy o złym stanie budynku - poinformowała „Pomorską” wczoraj Małgorzata Weber, rzeczniczka AMW. - Chcieliśmy go rozebrać, ale nie otrzymaliśmy zgody konserwatora zabytków. - W 2012 roku wydaliśmy 72 tys. zł na zabezpieczenie nieruchomości. W ubiegłym roku dodatkowe 4 tys. zł.
We wtorek w Grudziądzu zbierze się komisja pod przewodnictwem powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, która zbada przyczyny zawalenia się budynku.