Halo, czy to biuro poselskie?
Posłowie dostali aż po 1 tys. zł więcej na swoje biura. A spotkać się z nimi z dnia na dzień trudno. Byli parlamentarzyści są zdania, że podwyżki na prowadzenie biur poselskich były zbędne.
Joanna Scheuring-Wielgus ma swoje biuro w Toruniu przy ulicy Warszawskiej. Telefon odbiera jej asystent Tomasz Rojek. Obywatel chce się spotkać z panią posłanką, pyta o to, kiedy będzie możliwość rozmowy.
- Najbliższy termin to 6 lutego, godzina 11.00. Pasuje? - pyta Tomasz Rojek. - Pani poseł najczęściej można zastać w biurze w poniedziałki. Ale też nie we wszystkie. Staram się tak ułożyć grafik dyżurów, by w miesiącu były przynajmniej dwa poniedziałki, w które z posłanką można się spotkać, porozmawiać. Układam wtedy spotkania symultanicznie, godzina po godzinie.
O godz. 12.11 w biurze posła PiS Tomasza Latosa przy ulicy Gdańskiej w Bydgoszczy nikt nie odbiera.
Próbujemy dzwonić do innego bydgoskiego parlamentarzysty. Tym razem z drugiej strony sceny politycznej. Telefon w biurze posła .Nowoczesnej Michała Stasińskiego, które mieści się w Bydgoszczy przy ulicy Łęczyckiej 59, również nie odpowiada.
Posłanka Prawa i Sprawiedliwości Ewa Kozanecka ma z kolei swoje biuro w Bydgoszczy pod tym samym adresem, co Tomasz Latos. - Czy mogę umówić się na spotkanie z panią poseł? Chodzi o rozmowę twarzą w twarz, mam sprawę. Jaki jest grafik dyżurów pani poseł? - pyta interesant.
- Grafik się nie sprawdza - odpowiada pracownica biura Ewy Kozaneckiej przedstawiająca się jako asystentka pani poseł. - Są różne sytuacje, komisje. Niektórych rzeczy po prostu nie można przewidzieć. Wobec tego lepiej i rozsądniej jest umawiać obywateli na konkretny, realny termin spotkania, niż oddzwaniać później do zainteresowanych i odwoływać wcześniej zaplanowany dyżur czy spotkanie.
Asystentka zaznacza, że 6 lutego w godzinach popołudniowych odbędzie się w biurze posłanki dyżur radcy prawnego.
Pracownica nie chciała się przedstawić. - Nie jestem osobą publiczną i nie uważam, by konieczne było cytowanie mojej wypowiedzi z imienia i nazwiska.
Godzina 12.50. Dzwoni Michał Grzybowski z biura Michała Stasińskiego. - Byłem w ratuszu, kiedy ktoś dzwonił z tego numeru. Co do dyżurów, mieliśmy stały grafik spotkań w ubiegłym roku. Ale nie było zainteresowania. Odbywały się w poniedziałki w godzinach od 16 do 18. Teraz umawiamy interesantów indywidualnie, staramy się pytać, o jakiego rodzaju sprawę chodzi.
Godz. 13.20. W biurze Tomasza Szymańskiego z Platformy Obywatelskiej w Grudziądzu telefon odbiera jego asystent Jakub Kopkowski. - Dzień dobry, chciałbym spotkać się z posłem. Chodzi o sprawę funkcjonowania organizacji NGO w regionie - blef wzmacniamy pytaniem: - Kiedy pierwszy wolny termin?
- Najbliższe dni nie wchodzą w grę… Może 6 lub 7 lutego? Jak się pan nazywa? - to już koniec prowokacji, trzeba się przedstawić. Okazuje się, że o ile nie zatrzymają go inne obowiązki, posła Szymańskiego można spotkać w biurze przy Marii Curie-Skłodowskiej 5 w Grudziądzu w większość poniedziałków, czasami też we wtorki.
Posłowie, wydając pieniądze na utrzymanie biur, przeznaczają je nie tylko na wypłaty dla asystentów i rachunki za prąd. Większość prowadzi także swoje strony internetowe. Jak choćby Piotr Król (PiS), na którego stronie w zakładce Videosejm jest do obejrzenia większość wystąpień posła. Inni, jak Paweł Skutecki (Kukiz’15), codziennie aktualizują swojego bloga, albo, jak Paweł Olszewski (PO), informują o bieżących dyżurach porad prawnych.
Byli kujawsko-pomorscy posłowie są przekonani, że kwota 12.500 zł (którą dostawali jeszcze wiosną 2016) powinna wystarczyć na utrzymanie biur. - Gospodarując oszczędnie - zaznacza Grażyna Ciemniak (PO), parlamentarzystka pięciu kadencji. - Środki, które otrzymywaliśmy, były wystarczające.
Maciej Wydrzyński, w poprzedniej kadencji poseł partii Palikota, twierdzi, że kiedy miał trzy biura, czasami dopłacał do ich utrzymania. - Ale jestem pewien, że 12.500 zł miesięcznie wystarczałoby na spokojnie na utrzymanie dwóch biur. Szczerze mówiąc, dwa biura to i tak dużo, by je ogarnąć z dyżurami i spotkaniami. Myślę, że tak naprawdę biuro poselskie powinno być jedno, wtedy można racjonalnie wykorzystać czas między pracą w swoim okręgu a Warszawą.
Tymczasem w regionie są posłowie mający trzy, a nawet pięć biur, jak choćby wiceminister obrony Bartosz Kownacki.
- Inflacja na pewno nie wynosi tyle, o ile podniesiono ryczałt na biura poselskie - wyjaśnia Janusz Dzięcioł, były poseł PO. - Za moich czasów otrzymywaliśmy ponad 12 tys. zł i jeśli nie zlecało się jakichś drogich ekspertyz i analiz, to w zupełności wystarczało.
Z każdej złotówki ryczałtu posłowie muszą się rozliczyć, a jeśli nie wydadzą wszystkich pieniędzy, muszą je oddać Kancelarii Sejmu. - Paradoksalnie, najlepiej więc tak gospodarować, by wydać wszystko - komentuje Dzięcioł.