Hamsy, zapieksy, donuty. I portfel cały wypruty!
Co takiego jest w jedzeniu z food trucków, że w weekend ustawiały się do nich kolejki? Dla jednych to moda, dla innych... okazja.
Radek, Konrad, Max i Wojtek zjawili się w weekend na 2. Festiwalu Smaków Food Trucków, bo po prostu chcieli dobrze zjeść. Żadnej filozofii do tego nie dorabiali. Ostatecznie wybrali zapiekanki. Długie na pół metra zapieksy (tak mówi o nich młodzież) smakowały wybornie.
Grzegorz Radziak też się skusił. Na giganta z rukolą. - Takich w mieście się nie kupi. To znaczy oczywiście są zapiekanki, ale spod folii, mrożone, odgrzewane w mikrofali albo w piecyku. Tu wszystko powstaje na moich oczach. Dlatego jestem wstanie zapłacić więcej - tłumaczył.
W domu nie zrobisz
Dla Dariusza Mitela food trucki są dlatego fajne, że dają okazję zjedzenia czegoś innego niż na co dzień. W tym widzi ich fenomen. - Byłem na poprzedniej edycji festiwalu. I żeby znowu nie zastanawiać się, co kupić, przygotowałem plan - mówił w sobotę „GL”. Postanowił spróbować rzeczy, których sam nie jest w stanie zrobić. - Hamburgera czy frytki mogę upichcić w domu. Nastawiłem się na pastrami, bo nie przygotuję takiego mięsa samodzielnie. Z łakomstwa wziąłem też minipączki z bitą śmietaną - powiedział.
Pani Jolanta z córką Małgorzatą przyjechały na imprezę z Kłodawy. Zjadły po hamburgerze i poprawiły specjalnym drożdżowym ciastkiem. - Przyszłyśmy, bo food trucki to także sposób spędzenia czasu, nie tylko same jedzenie. Może stąd ich popularność? - zastanawiały się.
I faktycznie: kawałek Gór - czyna zamienił się dzięki ponad 20 busom z pysznościami w wielki piknik. Ludzie siedzi na trawie, na ławkach, na schodach i zajadali się, rozmawiali, spędzając czas ze znajomymi.
Powiew wielkich miast
W sumie przez dwa dni imprezy przez festiwal przewinęło się kilka tysięcy klientów. Skąd tylu oczarowanych jedzeniem z bu-sów? Robert Bilewski nie ma wątpliwości: - Moda. Tyle że w większych miastach jak Poznań, Wrocław czy Warszawa food trucki są wszędzie i od lat. Są codziennością. W Gorzowie widywany jest jeden, w porywach do dwóch. Więc to dla nas ciągle nowość. A jak przyjeżdża nagle 20, to jest szał.
Z kolei zdaniem pani Wandy fenomen busów z jedzeniem bierze się stąd, że wielu potraw w Gorzowie na co dzień po prostu nie ma. Więc jak jest okazja ich spróbować, to ludzie próbują. - Tylko te ceny! Kupiłem dwa hamburgery, frytki i colę. Poszło niemal 70 zł. No ale dwa razy do roku można zaszaleć - powiedział nam pan Adam, który na foodtruckowy piknik przyszedł z żoną i synem.
W podobnym tonie wypowiadał się w niedzielę Krzysztof Czerniecki. - Tu się nie kupuje jedzenia, tylko poczucie bycia w wielkim mieście. Że niby tacy światowi jesteśmy! Dlatego podobne imprezy robią furorę w mniejszych miejscowościach - tłumaczył znad hamburgera, w którym zamiast bułki był makaron.