Hanna Zdanowska: Walka o wystawę Expo to był mój pomysł [ROZMOWA]
O tym jak Łódź zamierza walczyć o wystawę Expo, dlaczego robi to inaczej niż Wrocław i na ile może liczyć w tej mierze na rząd, z prezydent Łodzi Hanną Zdanowską rozmawia Sławomir Sowa.
Jest Pani po imieniu z Jerzy Kropiwnickim?
Tak, jak najbardziej.
To trochę wyjaśnia dlaczego napisał na swoim blogu: „Hanka, pakuj walizki! I w drogę!” Pewnie domyśla się Pani dlaczego.
Tak, rozumiem, że chodzi o zabieganie o głosy za wystawą Expo dla Łodzi. W tym wszystkim jest jeden szkopuł: prezydent, nawet jednego z największych miast w Polsce, nie jest partnerem do rozmów bilateralnych na poziomie rządowym. Ja mogę tylko wspierać misje rządowe i wyjazdy w sprawie pozyskiwania poparcia dla Expo. Oczywiście, dobrze by było, abym uczestniczyła w tych misjach, ale powtarzam - w tym wypadku funkcja prezydenta miasta to zbyt niska ranga w rozmowach na poziomie państwowym.
A jest jakiś uzgodniony z rządem plan takich wizyt?
Mamy uzgodnione destynacje gdzie pojedziemy, na przykład kraje skandynawskie, czyli Norwegia, Dania, Szwecja, ponadto Chorwacja, Słowenia, ale konkretnych terminów na najbliższe tygodnie jeszcze nie ma. Wszystko zależy od kalendarza ministrów, którzy będą reprezentować stronę rządową i umówienia wizyt przez stronę rządową. My się do dostosujemy do wyznaczonych terminów.
Kładzie Pani nacisk na rolę strony rządowej, ale Wrocław miał inne doświadczenia ze stroną rządową, kiedy w 2007 roku przegrał walkę o Expo. Narzekał właśnie na bierność rządu i polskiej dyplomacji. Działało to na zasadzie „umiesz liczyć, licz na siebie”.
Powtarzam - te decyzje zapadają na szczeblu wyższym niż miasto. Zawsze jest coś za coś. Popiera się pewne inicjatywy danego państwa, w zamian to państwo popiera jakąś polską inicjatywę. Ja jako prezydent miasta nie mam takich prerogatyw, nie mogę niczego obiecywać, to nie jest mój poziom decyzyjności. Z drugiej strony, bez strony rządowej nie ma możliwości wygrania tej wystawy. Musi być silna reprezentacja polskiej dyplomacji, bo ona jest w stanie to poparcie uzyskać. Nauczyliśmy się co nieco na doświadczeniach Wrocławia i mamy nieco inne spojrzenie na pozyskiwanie głosów. Każdy kraj ma swoich w delegatów w zgromadzeniu, które decyduje o przyznaniu wystawy Expo. Delegaci niektórych krajów podejmują decyzję indywidualnie. Niewielkie, wyspiarskie kraje często nie widzą nawet jakiegoś bezpośredniego interesu w tym, na kogo zagłosują. Z dużymi państwami jest inaczej. Ich delegaci są związani decyzjami rządowymi. Trzecia kategoria to państwa zaprzyjaźnione, których poparcie jest łatwiej zdobyć. Wreszcie czwarta kategoria, to państwa głosujące blokami. Jest jakiś lider wokół którego skupia się grupa państwa i wspólnie decydują na kogo zagłosować.
Co z tego wynika dla starań Łodzi o Expo?
Na posiedzeniu komitetu sterującego podjęliśmy wspólnie ze stroną rządową decyzję, żeby korzystać z doświadczeń krajów, które wygrały Expo. Po pierwsze, zdecydowaliśmy, że w ramach środków finansowych na promocję kandydatury Łodzi, pozyskamy firmy, które - nie chciałabym, aby to źle zabrzmiało - zajmą się lobbingiem za Łodzią wśród krajów, gdzie nie ma silnego związku między głosem delegata a polityką danego rządu.
Czyli tych firm jeszcze nie ma?
Został ogłoszony przetarg na ich wyłonienie.
Nie za późno? Głosowanie już za pół roku.
Absolutnie nie, ale nie chciałabym zdradzać tajników naszych działań. To decyzje, które zapadły na szczeblu komitetu sterującego i są akceptowane przez nas. Mamy już analizę politologiczną, która wskazuje, które kraje w jaki sposób głosują. Niektóre podejmują decyzję wręcz w samym dniu głosowania.
I nie może Pani dziś powiedzieć, że ma dziś ma w kieszeni 20 czy 50 głosów?
Nie. Wiem z kim rozmawiałam, ale trudno dziś powiedzieć jak dane państwo zagłosuje.
A z kim Pani rozmawiała?
Z Japonią, Koreą, Chinami, Dubajem. Zjednoczone Emiraty Arabskie są tu zresztą dobrym przykładem zabiegania o głosy. Jeśli uda się pozyskać ich głos, jest duża szansa, że tak samo zagłosują inne kraje arabskie. Na Expo w Mediolanie rozmawialiśmy z około 40 krajami. Padały miłe słowa, ale z zastrzeżeniem, że decyzja kogo poprzeć zapadnie w momencie głosowania, po rozmowach z przedstawicielami polskiej dyplomacji. Po wizycie w Polsce misji ewaluacyjnej z Międzynarodowego Biura Wystaw strona polska zaprezentowała się bardzo profesjonalnie i wszyscy podkreślali, że polski rząd będzie walczył o Expo dla Łodzi.
Jak rozumiem, ma Pani bardzo dobry kontakt z Witoldem Waszczykowskim, szefem polskiej dyplomacji i posłem z Łodzi?
Nie mam bezpośredniego kontaktu z ministrem Waszczykowskim, ponieważ od strony rządowej projekt prowadzi wiceminister Gliński.
Jak to? Prezydent Łodzi nie ma kontaktu z posłem z Łodzi i to na takiej płaszczyźnie?
Mam bardzo dobry kontakt z wicepremierem Glińskim, który ma dobry kontakt z ministrem Waszczykowskim, który zapewnia o swoim zaangażowaniu w ten projekt. Z ministrem Waszczykowskim widziałam się chyba 10 miesięcy temu, więc trudno mówić o bezpośrednim kontakcie, ale jego przedstawiciele uczestniczą w posiedzeniach komitetu sterującego, mamy też coraz lepszy kontakt z naszymi placówkami dyplomatycznymi, które zgłaszają się do nas z propozycjami promocji Łodzi. Na pewno wyszła więc jakaś dyspozycja w tej sprawie. Ale to przecież nie tylko MSZ, to także Ministerstwo Rozwoju. Wiceminister Jerzy Kwieciński, który został pełnomocnikiem rządu do spraw Expo, bardzo się w ten projekt angażuje. To pokazuje kierunek działań rządu. Gdyby rząd chciał postawić przede wszystkim na MSZ, myślę, że pełnomocnik byłby właśnie z tego ministerstwa.
Mówiła Pani o pieniądzach na wynajęcie firmy, która ma zadbać o lobbing czy też promocję Łodzi w sprawie Expo. Jakie to pieniądze?
30 milionów złotych. Z tego 10 ze strony miasta, reszta ze strony rządu. Ponieważ to miasto przeprowadza wszystkie procedury, rząd przekazał nam już te pieniądze.
Kiedy zostanie rozstrzygnięty przetarg na wynajęcie takiej firmy?
Musi zostać rozstrzygnięty do czerwca, ponieważ 12 czerwca w Paryżu odbędzie się wielka impreza promująca kandydaturę Łodzi i taka firma będzie musiała tę imprezę przygotować.
Pani zdaniem 30 milionów to wystarczająca kwota? Na promocję Wrocławia w 2007 roku przeznaczono łącznie 15 milionów, a podczas głosowania Wrocław zdobył tylko 13 głosów na 140 państw. Nie chcę przeliczać milionów na głosy, ale wyszło słabo.
Zgadzam się, dlatego nie będziemy latać do każdego zakątka kuli ziemskiej. Myślę, że to właśnie tak dużo kosztowało Wrocław - indywidualne wyjazdy i próba pozyskiwania głosów. My mamy inną koncepcję. Myślę, że 30 milionów to wystarczająca kwota. Nie mogę zdradzać całej kuchni, ale po Mediolanie i Kazachstanie nauczyliśmy się jak te głosy skutecznie pozyskiwać. Myślę, że to przyniesie lepsze efekty niż przemierzanie setek tysięcy kilometrów. Sam pan zresztą zauważył, że na to by już czasu nie wystarczyło.
Czyli na San Escobar też nie polecimy. W Łodzi była misja Międzynarodowego Biura Wystaw z Paryża, Pani pierwsze spostrzeżenia były takie, że przedstawiciele misji wyjechali z dobrą opinią. Może to tylko kurtuazja?
Po części na pewno, ale z drugiej strony mamy świadomość wysokiej wartości merytorycznej naszego wniosku. Przekazaliśmy ogromny pakiety wiedzy, ale i marzeń o naszym mieście. Skupiliśmy się na rewitalizacji, przedstawiliśmy analizy finansowe i ekonomiczne. Przedstawiciele misji stwierdzili, że pod względem merytorycznym nie ma lepszego tematu od naszego.
Rozmawiamy o Expo na poziomie misji z Paryża, rządu, prezydent Łodzi. Ale czy starania Łodzi o Expo mają poparcie łodzian?
W 2015 roku na nasze zlecenie zostały przeprowadzone badania, z których wynika, że olbrzymia część łodzian chce Expo. Z drugiej strony do części łodzian nie dotarła jeszcze informacja, że Łódź o taką wystawę się stara...
Na pewno dotarła do mieszkańców lokali komunalnych, którzy żądają anulowania wprowadzonych przez Panią podwyżek czynszów. Byli gotowi wejść na dworzec Fabryczny i opowiedzieć o tym misji z Paryża.
Ci mieszkańcy mają swoje problemy związane z podwyżką czynszu i ja się od rozmów z nimi nie uchylam, ale w tym wypadku ewidentnie zadziałała polityka. Zostali podburzeni przez panią, która chce koniecznie być politykiem, ale zupełnie jej to nie wychodzi. To jest działanie przeciw interesowi miasta i jego mieszkańców. Są sprawy, których nie wolno poświęcać dla osobistego spektakularnego sukcesu. Grupę łodzian, którzy przyszli na dworzec, oddzieliłam od tej pani i porozmawiałam z nimi. W trakcie tej rozmowy zapewniali, że nie są absolutnie przeciwko miastu, ani przeciwko Expo. Oni rozumieją, że wystawa Expo może spowodować dynamiczny rozwój miasta.
Co nie zmienia faktu, że dla różnych grup łodzian rozwiązanie ich codziennych problemów i bolączek może być ważniejsze od Expo, pewnej abstrakcji, którą Łódź dostanie, albo i nie dostanie.
Ależ oczywiście. Ale kto nie ryzykuje, ten nic nie ma. Łodzianie z jednej strony chcą mieszkać w lepszych warunkach, z drugiej strony proszę zobaczyć, jak trudno było przenieść niektórych mieszkańców z budynków przeznaczonych do rewitalizacji. Boją się zmiany. Owszem, wprowadziliśmy podwyżki czynszów, ale jednocześnie umożliwiamy uzyskanie pomocy ludziom, których na ten czynsz nie stać. I to starałam się wytłumaczyć mieszkańcom.
Jeśli Łódź dostanie Expo, a PiS przeprowadzi reformę ordynacji wyborczej, to już nie Pani będzie przygotowywać Łódź do Expo. Nie ma Pani dyskomfortu, mając tę świadomość?
Expo to było moje marzenie, to ja wymyśliłam, aby się o nie starać. Niezależnie od tego komu uda uda się to zdyskontować, będę szczęśliwa, bo mam świadomość, że to wszystko dla Łodzi.