Hej, sokoły! Poznajcie ptasich pracowników lotniska w Balicach i ich opiekuna - sokolnika Sławomira Pawłowskiego
Lotnisko w Balicach. Trzysta hektarów łąki - olbrzymi teren pozbawiony ludzi, czworonogów, zabudowań. Czyli: istny raj dla ptaków, które nie są tu pożądanymi gośćmi - mogą stanowić zagrożenie dla startujących i lądujących samolotów. Sokolnik Sławomir Pawłowski i jego skrzydlata drużyna dbają tu o bezpieczeństwo pilotów i pasażerów.
Gawrony, kawki, gołębie, szpaki, mewy, bociany i mnóstwo innych. Na lotnisku pojawia się około 90-100 gatunków ptaków. Mimo niewielkich rozmiarów, stanowią poważne zagrożenie dla turbin silnika samolotu.
Nad wyszkoleniem i dobrostanem niezwykłych pracowników lotniska czuwa sokolnik Sławomir Pawłowski, który jest w stałym kontakcie z wieżą startową. Wypuszcza ptasich łowców wtedy, gdy na pasie pojawia się intruz, ale także wtedy, kiedy jest to bezpieczne - czyli między lotami.
Dzień sokolnika
Dyżur pana Sławomira na lotnisku jest zależny od długości dnia. Zimą on i jego sokoły pracują krócej - około 5-6 godzin, natomiast latem - po 12-13 godzin.
Teraz, ze względu na ograniczenia covidowe, czas pracy to 11 godzin. Ptasi zespół składa się z dziesięciu ptaków. Wśród nich jest raróg górski i stepowy, myszołowiec towarzyski (jastrząb harrisa), jastrząb europejski, zwany jastrzębiem gołębiarzem, białozór i sokół wędrowny - król przestworzy, najszybszy ptak na świecie.
Każdy ma wyznaczony dyżur w zależności od pory roku, ponieważ niektóre wolą pracować zimą, a są takie, które lepiej się czują w słoneczne, letnie dni.
W Kraków Airport pracuje dwóch sokolników, więc każdy z ptaków ma swojego opiekuna.
- Pracę rozpoczynam od zważenia ptaka. Prawidłowa waga to informacja, że ptak jest zdrowy i nie ma infekcji - wyjaśnia pan Sławomir. - Chodzi też o to, aby drapieżnik był w dobrej kondycji. Głodny nie będzie miał siły latać, a gdy będzie przejedzony, nie będzie mu się chciało latać - mówi.
Laicy mogą odnieść wrażenie, że sokoły się głodzi, ale to nieprawda. Brak pokarmu pobudza je w określonych porach dnia, czyli wtedy, gdy powinny wykonywać konkretną pracę. Trzeba zrozumieć jedno: nieodpowiednio traktowany ptak po prostu odleci.
Jeśli waga jest prawidłowa, sokolik zabiera „współpracownika” do samochodu i jeździ z nim po całym podległym terenie w sposób jak najbardziej nieregularny, ponieważ - jak mówi pan Sławomir - ptaki, które nadlatują na lotnisko bardzo szybko przyzwyczajają się do regularnego sposobu poruszania się samochodu. Dlatego też zarówno chwilowe postoje, jak i częstotliwość pojawiania się w różnych rejonach lotniska są elementem nieregularności i zaskoczenia. Zwłaszcza że trzeba mieć oko na cały teren i wszystkiego pilnować.
- Każdy ptak pracuje góra pięć godzin dziennie. To ich naturalny cykl dobowy, którego nie jesteśmy w stanie przeskoczyć - mówi pan Sławek. - Poza tym przylatujące tu ptaki także nie fruwają cały boży dzień, mają pory, kiedy są bardziej aktywne, a w pozostałe godziny wykorzystują na odpoczynek, dbanie o higienę albo na zwykłe lenistwo.
Stosunkowo niewielka długość aktywności dobowej wynika z faktu, że w naturze ptakom drapieżnym trudno jest zdobyć pokarm. Wskaźnikiem jest tu tzw. skuteczność łowiecka, która u dzikich ptaków wynosi średnio 15 proc. (na 100 ataków udaje się zaledwie 15). Z tego też względu ptaki, jeśli tylko mogą, nie latają - aby oszczędzać energię.
Skrzydlata policja
Z pomocy drapieżnych ptaków korzysta wiele lotnisk na całym świecie. Niektóre porty sięgają także po inne sposoby, na przykład odtwarzanie odgłosów wydawanych przez drapieżniki za pomocą tzw. krzykaczek. Jednak ptaki po jakimś czasie przyzwyczajają się do dźwięków i... nic sobie z nich nie robią.
- To jeden z mitów, że dźwięki ptaków drapieżnych odstraszają inne ptaki. Dlaczego? Żaden złodziej w trakcie włamania nie będzie krzyczał: uwaga, włamuję się do mieszkania! Będzie to robił po cichu. Tak samo ptaki drapieżne nie krzyczą, bo im ofiara ucieknie - śmieje się pan Sławomir.
A obecność skrzydlatych gości w okolicach pasa startowego jest niepożądana. Okazuje się, że w XXI wieku to nie terroryści, nie bomba w luku bagażowym ani pożar na pokładzie, tylko ptaki są największym zagrożenia dla samolotów. Zderzenie maszyny z ptakiem może skończyć się rozbiciem szyby w kokpicie, stłuczeniem reflektorów, a nawet awarią silnika.
- Początki sokolnictwa na lotniskach to połowa XX wieku. Na Balicach są od 2007 roku, a ja pracuję tutaj jedenaście lat - mówi pan Sławomir.
Wcześniej, żeby odstraszyć ptaki z rejonu lotniska, stosowano armatki hukowe albo race. Ale ptaki do głośnych dźwięków po prostu się przyzwyczajały.
CV lotniskowego sokoła
Sokolnik „zatrudnia” drapieżniki wyłącznie z profesjonalnych hodowli, ponieważ wszystkie ptaki drapieżne objęte są w Europie ścisłą ochroną gatunkową i nie można legalnie posiadać ptaka odłowionego z natury. Jednak nie każdy gatunek ptaka drapieżnego nadaje się do pracy na lotnisku. Myszołowy i pustułki polują na gryzonie. Ich sylwetka jest znana przylatującym tu ptakom, wiedzą, że nie stanowią dla nich zagrożenia. Nie wykorzystuje się również ptaków bardzo małych typu krogulec czy drzemlik, mimo że są używane do polowań. Na lotnisku nie pracują także ptaki duże, na przykład orły, ponieważ one nie czyhają na gołębie czy szpaki, ale na sporych rozmiarów głuszce czy świstaki.
Jakimi cechami powinni się charakteryzować skrzydlaci pracownicy lotnisk?
- Nie mogą to być ptaki chimeryczne, krnąbrne, ani humorzaste - odpowiada sokolnik. - To ważne, ponieważ w normalnym ruchu lotniczym na interwencję na pasie mam góra dwie minuty. I muszę zdążyć dojechać, wypuścić sokoła, przywołać, włożyć do samochodu i odjechać. Ptaki muszą być zdyscyplinowane.
Do pracy lotniskowej wykorzystuje się zarówno jastrzębie, jak i sokoły - ze względu na ich różne techniki poruszania się. Jastrzębie to ptaki krótkiego lotu, przelatują tylko z gałęzi na gałąź. Przystosowane są do szybkiej pogoni na krótkich dystansach. Sokoły natomiast siedzą i obserwują, a gdy zauważą ofiarę, muszą najpierw wzlecieć w górę.
Ich praca zdaje się być prosta: swoją obecnością odstraszają inne ptaki. Interwencje są krótkie, ale zawsze nagradzane. Gdy sokół wraca do opiekuna, na rękawicy czeka na niego mięsny przysmak. Co dość zaskakujące, sokoły pracujące na lotnisku nie polują.
- Nie uczymy naszych ptaków polowania. W sąsiedztwie lotniska przebiega autostrada, są także ogródki działkowe, gdzie trudno się dostać, gdyby ptak się tam zapędził. Zdarzyło się, że straciliśmy sokoła, bo zderzył się z samochodem.
Sokolnicy wykorzystują instynkt naturalny ptaków, które boją się drapieżników. Gdy sokół lata, nie wiedzą, czy ten poluje - czy fruwa rekreacyjne. Profilaktycznie wolą uciekać.
Ot i cała tajemnica sukcesu.
Ptak dobrze ułożony
Jak się okazuje, pracujące na Kraków Airport ptaki drapieżne nie są tresowane, tylko układane. Na czym polega różnica?
- Tresura to uczenie zwierzęcia określonych czynności, których naturalnie by nie robiło. Polega na wyrabianiu prostych nawyków przez stosowanie systemu nagród i kar. Ptaka nie jesteśmy w stanie wytresować, możemy go ułożyć, czyli wykorzystać do pracy z człowiekiem to, co robi w naturze - tłumaczy pan Sławomir.
Układanie składa się z poszczególnych etapów. Pierwszy to ukrócenie - chodzi o przełamanie lęku ptaka wychowanego w zamkniętej wolierze, który postrzega człowieka jako zagrożenie.
Kolejny - unoszenie. Przyzwyczajamy ptaka do przebywania przy nim sokolnika, do wykonywania różnych czynności dookoła niego, jak i na nim (założenie pęt czy kapturka), a także do noszenia go na rękawicy oraz do wszelkich bodźców zewnętrznych, jak ruch czy hałas.
Później jest uwabienie: przyzwyczajenie do spożywania pokarmu w obecności człowieka, a w dalszej kolejności do przylatywania na wezwanie człowieka.
Zasadniczym elementem treningu jest wypuszczanie ptaka na specjalnej długiej „smyczy” i przelot do przynęty, tak zwanego wabidła. Na lotnisku w Krakowie-Balicach jest to kawałek skóry i dwa wysuszone ptasie skrzydła przywiązane sznurkiem do niezbyt długiego kija, co ułatwia manewrowanie wabidłem w powietrzu. Na wabidło przywiązuje się kawałek mięsa, będący nagrodą za dobrze wykonane zadanie. Następnie unosi się wabidło i macha nim. Zadaniem ptaka jest złapanie mięsa.
Każdą nową czynność należy wprowadzać stopniowo, małymi krokami. Pan Sławomir podkreśla, że w pracy z drapieżnikami trzeba mieć doświadczenie, aby fachowo ocenić zachowanie ptaka i podjąć decyzję o przejściu do kolejnego etapu układania. Praca z sokołem wymaga zdobycia jego zaufania i szacunku. To także nawiązanie z nim relacji. Proces układania ptaków drapieżnych trwa zazwyczaj 5-6 tygodni.
Pod opieką ptasiego patrolu
Jastrzębie sieją trwogę i są mistrzami pościgu. Myszołowiec towarzyski bardzo mocno się socjalizuje. W naturze żyje i poluje w grupach rodzinnych, podobnie jak to bywa u wilków. Jest to ptak bardzo inteligentny, co sprawia, że można go łatwo ułożyć, ale równie łatwo można go zepsuć, nawet przez minimalne błędy. Z kolei rarogi to myśliciele. Długo się zastanawiają, zanim podejmą działanie. Są ptakami dosyć trudnymi, ponieważ szybko się nudzą.
- Jak umiejętnie postępuje się z ptakiem, daje to dużo radości. I on też wtedy daje z siebie więcej. Zakładam mu skórzany kapturek na łebek, a on uspokaja się, odpoczywa, nie jest zestresowany. Mogę bez problemu patrolować z nim lotnisko- mówi Pawłowski.
Lotniskowe ptactwo żywi się przede wszystkim surowym mięsem, świeżym, ze sprawdzonego źródła. Istotne są też warunki przetrzymywania ptaków. Najlepsze są woliery - duże klatki z metalową siatką.
Dzięki pracy sokolników kolizje samolotów z ptakami zdarzają się niezwykle rzadko. Ale sią zdarzają.
Pawłowski: Kilka lat temu, późnym popołudniem, już po naszym dyżurze startujący samolot „spotkał się” z bażantem. Na szczęście nic się nie stało. Innym razem samolot, podchodząc do lądowania, uderzył gawrona. Dziób samolotu został wbity do środka. Tym razem także nikomu nic się nie stało. Kiedyś, również na moim dyżurze, lądujący samolot przeciął na pół łabędzia. Najczęściej jednak ptaki, widząc samolot, odlatują. Poza tym po tylu latach naszej pracy skrzydlaci goście są nauczeni, że na lotnisko się nie przylatuje.
Towarzysz i współpracownik
Podopieczni pana Sławomira to wbrew pozorom nie są oswojone, potulne ptaki. Swojego opiekuna traktują jak przewodnika stada, jednak podczas lotniskowych patroli zamieniają się w prawdziwe maszyny z wytyczoną misją. Płoszą, odstraszają, a gdy zajdzie potrzeba, robią użytek z dziobów i szponów. Chociaż mogą się mylić...
- Raz ptak siedział na samochodzie. Zawołałem, aby przyleciał do mnie. Wyciągnąłem rękę z mięsnym kąskiem. Ptak poderwał się do lotu, ale w pewnym momencie nagle zanurkował w trawę. Podszedłem do niego i zobaczyłem, że zaatakował dorodną purchawkę, którą zapamiętale dziobał, myśląc, że to zając.
To nie pupile
Drapieżniki mogą pracować do śmierci. I niemal do samego końca (a żyją do 25 lat) są sprawne fizycznie. - Mamy jednego ptaka, który jest z nami od początku, czyli od 2007 roku. Niestety, w takiej pracy rotacja jest spora ze względu na sytuacje losowe: infekcje, urazy, ucieczki lub nieodpowiedni charakter drapieżnika.
Sokolnik Kraków Airport przyznaje, że nie ma w swojej ptasiej drużynie ulubieńca. To nie są pupile, jak psy czy koty. Nie mają też imion.
Lotniskowe ptaki są za to wyposażone w specjalne dzwoneczki i nadajniki, żeby można było łatwo je odnaleźć, gdyby gdzieś się zagubiły albo odfrunęły zapolować zgodnie ze swoim instynktem.
Nic tak nie cieszy sokolnika jak akcja z udziałem jego sokoła zakończona szczęśliwym powrotem zwierzęcia. Tym bardziej że czasami zdarzają się niekontrolowane „ucieczki” sokołów.
- Kiedyś ptaka szukałem trzy dni - opowiada. - By go odzyskać, przejechałem 400 kilometrów. Kraków i okolice zjeździłem wzdłuż i wszerz. Znalazłem go gdzieś na wsi, 80 kilometrów od lotniska. Nawet sobie pani nie wyobraża, jaka to radość, że mi się udało, że wreszcie wrócił. Cieszyłem się, chociaż byłem tak zmęczony, że nie miałem siły poruszać nogami - opowiada sokolnik.
- Ile kosztuje taki drapieżny ptak? - dopytuję.
- Cena ptaka wynosi mniej więcej tyle, ile psa z rodowodem: od dwóch tysięcy złotych w górę. Jednak to nie o pieniądze tu chodzi. Najważniejsze, że odzyskałem towarzysza - mówi.
- Chyba musi pan być przywiązany do tych ptaków? - zadaję jeszcze jedno pytanie.
- Ja do nich tak. One do mnie niekoniecznie. Wykorzystują mnie jako źródło pokarmu i kogoś, kto zapewnia bezpieczne schronienie. Nie merdają ogonem na mój widok. No, chyba że akurat chcą ułożyć pióra.