We wrześniu Małgosia i Darek mieli wypadek. Gosia była poturbowana, choć mogło być gorzej. Za cud uratowania życia chcą teraz podziękować charytatywną pracą. Stąd pomysł na rower. To zły początek historii.
Gosię i Darka Waszkiewiczów oraz ich córeczkę znają dobrze mieszkańcy osiedla Kazimierza Wielkiego we Włocławku. Ona porusza się z trudem, nie panuje nad tikami, słabo mówi, ma ręce, którymi nigdy nie ukroiła kromki chleba. Często widać ich przy placu zabaw, gdzie szaleje Justynka albo gdy wędrują do kościoła. Darek, również niepełnosprawny, trzyma za rękę Gosię i ruchliwą córeczkę. - Uzupełniamy się nawzajem - mówi z uśmiechem. - Justynka to nasz skarb. Ma lepsze niż moje oczy, jest ruchowo sprawniejsza od nas. Ale wciąż pozostajemy jej rodzicami, to od nas uczy się żyć.
Zaczynała jako samouk. Potem było stowarzyszenie „ Amun”
Gosia urodziła się z mózgowym porażeniem dziecięcym. W domu pod Lubrańcem mogła być skazana, jak wiele niepełnosprawnych dzieci z niewielkich miejscowości, na wegetację. Ale szybko okazało się, że chce i potrafi być na swój sposób aktywna. Pomagała rodzicom w pracach polowych, w domu piekła ciasto, szyła. Jak? Wszystko to, czego nie mogła wykonać rękoma, robiła stopą. Także malowała. - Stopą prasuję, przyszywam guziki, odkurzam, piorę, piszę, parzę herbatę, posługuję się komputerem - wylicza Małgorzata Waszkiewicz, od kilkunastu lat związana z Włocławkiem.
W 1998 roku, mimo problemów związanych z chorobą, została stypendystką Międzynarodowego Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami. W związku poznała wielu ludzi, którzy - tak jak ona - żyją z różnymi niepełnosprawnościami. Mimo to mają pasje. - To oni pokazali mi, że mimo wszystko trzeba mieć zainteresowania - mówi Małgorzata Waszkiewicz. - I wzięłam to sobie do serca.
Wkrótce potem pojawiły się pierwsze coraz to lepsze prace, zaczęły się pierwsze wystawy, wkrótce także zagraniczne.
O Gosi zrobiło się głośno. Już wówczas, jeżdżąc po Polsce i Europie, dawała swoje prace na cele charytatywne. Wystarczyło tylko ją poprosić. Kiedy poznała Darka, rozumieli się pod tym względem doskonale. Darek popierał adopcję na odległość, kiedy to Gosia przesyłała pieniądze do Kenii, do ochronki prowadzonej przez polskie siostry zakonne. Miała tam „przyszywaną”, dwuletnią podopieczną.
Podczas wielu aukcji charytatywnych pod młotek szły jej obrazy przekazane na szczytny cel ratowania czyjegoś zdrowia, życia, na rehabilitację. Tak było także między innymi podczas Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Po wypadku świat się wywrócił. Chcą teraz bardziej pomagać
Darek często tłumaczy słowa Małgosi, na przykład wtedy, gdy ona zaczyna mówić szybko, tak, aby dogonić myśli w głowie. Choć Gosia podkreśla, że najchętniej sama porozumiewałaby się z otoczeniem i często podejmuje takie próby, wsparcie męża jest pomocne. Nie mógł jej tylko pomóc po tym, gdy w sieci pojawiły się te wpisy. Płakała. Przeżywała.
Dlaczego Małgosia i Darek zdecydowali się na zorganizowanie zbiórki? Jakie komentarze pojawiły się na ich temat w internecie? Czytaj w dalszej części artykułu.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień