Henryk Buszko nie szokował formą. Architektura miała być funkcjonalna
Przedstawiamy postać niedawno zmarłego architekta Henryka Buszko i cztery jego najsłynniejsze projekty, realizowane we współpracy z Jerzym Gottfriedem i Aleksandrem Frantą.
Zaczynali w trójkę: Henryk Buszko, Jerzy Gottfried i Aleksander Franta. Znali się z krakowskich studiów, a połączył ich konkurs na Hotel "Orbis" w Warszawie. Były cztery nagrody równorzędne, w trójkę zdobyli jedną z nich. Potem był kolejny ich wspólny projekt - Dom Związków Zawodowych w Katowicach, Teatr Ziemi Rybnickiej. Po wojnie było mnóstwo pracy dla architektów.
Jerzy Gottfried był tu, w domu, na Śląsku, i on ściągnął do Katowic z Wrocławia Henryka Buszkę, zaś Aleksandra Frantę z Krakowa. Razem pracowali w biurze architektonicznym Miastoprojekt Katowice. Henryk Buszko praktykę architektoniczną łączył z pracą dydaktyczną na Politechnice Śląskiej. Łączył ją również z pracą społeczną. W latach 1965-1969 i 1972-1975 pełnił funkcję prezesa Zarządu Głównego Stowarzyszenia Architektów Polskich (SARP).
Powszechnie było wiadomo, że Jerzy Ziętek, wojewoda katowicki, był pod ogromnym wpływem Henryka Buszki, że łączyło ich coś więcej niż tylko dobra współpraca na gruncie zawodowym, ale też lojalność i zaufanie. W 1958 roku Henryk Buszko odszedł z Miastoprojektu i współprowadził z Aleksandrem Frantą Pracownię Projektów Budownictwa Ogólnego w Katowicach. Była to pierwsza i jedyna prywatna pracownia architektoniczna w dobie głębokiego socjalizmu, kiedy to każdą prywatną inicjatywę tępiono już w zarodku.
Spółka autorska
Odtąd wszystkie projekty sygnowali wspólnie: Henryk Buszko & Aleksander Franta. Najsilniej wpłynęli na współczesną architekturę Śląska. Są autorami osiedli: Tysiąclecia i Roździeńskiego, dzielnicy leczniczo-rehabilitacyjnej w Ustroniu-Zawodziu, nadali kształt urbanistyczny dzisiejszym Katowicom. Jaki był podział ról w tej spółce autorskiej? Czyj to był pomysł, żeby uzdrowisko w Ustroniu przypominało piramidy, wieżowce na osiedlu Tysiąclecia w Katowicach - kolby kukurydzy (choć są niższe niż planowali), a bloki na osiedlu Roździeńskiego - gwiazdy?
Obaj panowie zawsze uchylali się od odpowiedzi na to pytanie. Wspólnie to wspólnie i już. Aleksander Franta tłumaczył tylko: - W zawodzie architekta-urbanisty jednych ciągnie do rozwiązywania problemów, innych do zarządzania zawodowego. Życie mnie ukształtowało i ukierunkowało na projektowanie. Rezygnacja ze swojego pomysłu na rzecz drugiego też jest decyzją twórczą.
Pracowali w superciężkich warunkach technologicznych, na rynku brakowało wszystkiego, a potrzeby - zwłaszcza mieszkaniowe - były ogromne. Projektowali z wyczuciem dla czasu i otoczenia. Ich architektura miała najlepiej służyć założonym funkcjom. Nie starali się szokować formą, a raczej jej funkcjonalnością. Szukali dróg praktycznych i harmonijnego powiązania z otoczeniem.
"Zielone konie"
Katowickie osiedle Tysiąclecia z lat 60. ubiegłego wieku, w którym dziś mieszka 25 tys. osób, jest krytykowane czasem za ciasne izby, ślepe kuchnie i windy na półpiętrach, ale dla wielu jest wręcz kultowe. Zaplanowane zostało z określoną wizją modernistycznego osiedla-miasta.
- Proszę porównać osiedle Tysiąclecia z blokami oddawanymi przez współczesnych deweloperów, gdzie ludzie zaglądają sobie do okien i widzą, jaki makaron sąsiedzi mają na obiad, bo przestrzeń publiczna jest zminimalizowana - mówi Piotr Buśko, prezes katowickiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich. - Osiedle Tysiąclecia ma tej przestrzeni dużo, jest zbudowane kompleksowo z przedszkolami, żłobkami, szkołami, infrastrukturą drogową.
Prezes Buśko najwięcej sympatii ma dla Domu Zdrowia Budowlanych w Katowicach przy ul. PCK, który też jest wśród dokonań tej spółki autorskiej. Budzi jego zachwyt pierwotny kształt pałacu ślubów w Chorzowie. Buszko i Franta mają w swoim dorobku 470 zrealizowanych obiektów. Mają też trzy patenty, w tym dwa wdrożone. W 2001 roku przekazali pracownię swoim synom.
Krótko po dyplomie przylgnęło do nich określenie: "zielone konie". To skutek udziału w zamkniętym konkursie na zagospodarowanie otoczenia powstającego Pałacu Kultury w Warszawie. Samo zaproszenie do grona 30 zespołów z Polski uznali za sukces. Teren był ogromny, z olbrzymią bryłą pałacu. Zaprojektowali na jego obrzeżach wysokie budynki, a w środku niższe dla handlu i hoteli. Powstała spójna kompozycja zależnych części, z których wyrastał ten pałac. Wpisali w pierzeję po dwa konie z brązu, które kiedyś pokryją się patyną - zieloną. Chcieli powiedzieć, że to jest miejsce na pomniki.
Był rok 1954. Jeden z jurorów oznajmił, że o ich pracy nie będzie się wypowiadał, bo musiałby wyrazić potępienie dla moralnej postawy twórców. I dodał, że nawet im te zielone konie nie pomogą. Wyrazili za mało szacunku dla socrealistycznego gmachu. Inni architekci potraktowali go jak święty Pałac Kultury, wyrastający z drobiazgów, a nie z tak silnej kompozycji, jak u Buszki i Franty. I tak do zespołu przylgnęło określenie "zielone konie".
Do końca swoich dni Henryk Buszko był bardzo aktywny, ciągle zainteresowany modernizacją Katowic. Najmocniej zaangażował się w budowę pomnika generała Jerzego Ziętka. Z pełnym zapałem stanął na czele społecznego komitetu jego budowy.
- Chcemy spełnić swój obowiązek wobec człowieka, który uporem i pracowitością dokonał rzeczy wielkich - przekonywał krytyków tego przedsięwzięcia. - Ten pomnik będzie nam o tym przypominał. Nam o Henryku Buszce będą przypominać jego "pomniki" - budowle.