Historia II wojny trafiła w Łabiszynie na podatny grunt
Rekonstrukcje - to nie jest zabawa dla dorosłych chłopców. Tu chodzi o coś więcej. O przesłanie, edukację, pamięć i szacunek do oręża polskiego.
Przyjeżdżają z różnych zakątków Polski, a nawet Europy i świata. W tym roku - ponad 300 rekonstruktorów. Imprez o takim charakterze jest mnóstwo, ale o tym miejscu panowie - bo to głównie ich domena - wypowiadają się najcieplej.
Łabiszyn. Historia w tym miejscu zakorzeniła się na dobre. W czym tkwi fenomen Łabiszyńskich Spotkań z Historią? - W atmosferze. Zdecydowanie - mówi Artur Czaja, pomysłodawca imprezy. - Jest tu wiele elementów, które wzajemnie się uzupełniają i sprawiają, że tu jest najlepiej.
Przy organizacji pierwszej edycji imprezy, nikt nie myślał, że może osiągnąć ona taki rozmiar. Łabiszyn to przecież małe miasteczko...
Zaczęło się w listopadzie 2011 roku. Pierwsza inscenizacja na rynku i wielki sukces. Dlaczego? - Ludzie nie spodziewali się, że będzie to zrobione z takimi szczegółami - dodaje nasz rozmówca. Kilkudziesięciu miłośników rekonstrukcji - przy udziale mieszkańców miasta - pokazało wtedy, jak mogło wyglądać wyzwolenie miasteczka w 1945 roku.
No właśnie. Diabeł tkwi w szczegółach. Dzięki olbrzymiej przychylności władz, która przyzwala i sama realizuje wiele, nawet najbardziej szalonych pomysłów i zaangażowania łabiszynian to, co widzimy w mieście, jest dopracowane w każdym, nawet najmniejszym detalu.
Nie jest to też zabawa dorosłych chłopców w żołnierzy. Chodzi o pewnego rodzaju przesłanie. W Łabiszynie jest to, co najlepsze. Sprzęt - od czołgów, dział, samolotów - po pirotechnikę. - Bo jeśli pokazujemy historię, to taką jaką ona była. Nie ma żadnych ustępstw, nie ma chodzenia na łatwiznę - dowiadujemy się.
Ludzie, którzy to robią, nie są przypadkowi. Każdy z nich, mimo że na co dzień ma zupełnie inny fach, jest zakochany w historii. Dlatego starają się jak mogą, by ich mundury - łącznie z takimi detalami jak guziki - a także sprzęt - dokładnie odzwierciedlały czasy, które odtwarzają. To samo dotyczy wszystkich, którzy podczas inscenizacji wcielają się w role ludności cywilnej. Dla przykładu. Podczas jednej z tegorocznych inscenizacji jedna z dziewcząt musiała zmywać zbyt intensywny makijaż, kolejna ściągać pasek. Dlaczego? Nie tak nosiły się panie w czasie II wojny. Tu nie ma miejsca na nadinterpretację.
Zamiłowanie rekonstruktorów do historii przejawia się nie tylko w dopracowanych mundurach i stylizacjach. Każdy z nich historię zna.
- Bo my nie tylko odtwarzamy, także uczymy. Jeśli po inscenizacji ludzie do nas podchodzą i pytają o szczegóły wyposażenia, czy wątki historyczne chętnie o nich opowiadamy. W rekonstrukcjach nie uczestniczymy dla zabawy. Mamy szacunek do historii, do tego, co się wydarzyło kilkadziesiąt lat temu. Pamiętamy i szanujemy historię oręża polskiego - dodaje łabiszynianin.
Łabiszyn to nie tylko ludzie. Miasto jest małe - to fakt - ale uczyniono z tego wielki atut. Jest tu kilka blisko siebie położonych miejsc, które idealnie nadają się do poczynań rekonstruktorów. Ich ukształtowanie, architektura, dostępność sprawiają, że stanowią idealną scenografię do różnorodnych wojennych wątków.
To olbrzymi plus.
Łącząc te wszystkie elementy, tu w Łabiszynie mamy prawdziwą mekkę polskiej rekonstrukcji z genialną atmosferą. Z ciekawostek, zakochał się w niej nawet pewien Amerykanin - Anthony - który nie mógł odmówić sobie przyjemności i w tym roku, po raz drugi z rzędu uczestniczył w imprezie.
W przyszłym roku odbędzie się VI edycja przedsięwzięcia.
Historia zmieniła tu wiele. Łabiszyńskie Spotkania z Historią nie tylko świetnie promują miasto i region - przyciągają turystów - ale przede wszystkim tchnęły innego ducha w sam Łabiszyn i jego mieszkańców. Niegdyś działo się tu niewiele, dziś ciągle coś. Od koncertów z artystami z najwyższej półki po plenery artystyczne.