Historia jednej podróży, czyli zdążyć do kraju przed koronawirusem
Adriana spod Kluczborka dorabiała w Szwajcarii jako pokojówka. Z dnia na dzień dowiedziała się, że do pracy przychodzić nie musi. Wykupiła lot do Polski i… Tu zaczyna się ponad trzydziestogodzinna eskapada przez Europę, pełna niespodziewanych zwrotów akcji.
Opolanka wyjechała na początku roku. W Szwajcarii planowała popracować w trakcie zimowego sezonu, gdy turystów jest więcej, a na wiosnę wrócić do kraju. Hotel położony w małej miejscowości w Alpach wydawał się idealnym miejscem. Zapierające dech w piersi widoki, a do tego szansa na zarobek. Ale wydarzenia przybrały nieoczekiwany obrót.
- W ubiegłym tygodniu z godziny na godzinę dowiedziałam się, że nie muszę przychodzić do pracy. Wszystko działo się tak szybko, że nie zdążyłam się nawet pożegnać z ludźmi, z którymi zżyłam się przez ten czas - wspomina 23-latka. - Na świecie coraz głośnej mówiło się o koronawirusie, choć chyba nikt z nas nie zdawał sobie sprawy, że sytuacja jest aż tak poważna. Hotel działał normalnie, ale gości faktycznie było mniej. W pracy zostali pracownicy zatrudnieni na stałe, a ci sezonowi mogli spakować manatki i wracać do domów. Plus jest jedynie taki, że pensję zapłacą mi za cały miesiąc…
Zgodnie z planem pani Adriana miała zostać w Szwajcarii do końca marca. Zabukowała już nawet powrotny bilet lotniczy. Gdy okazało się, że hotel z dnia na dzień podziękował jej za współpracę, postanowiła wrócić wcześniej. Samolot miała mieć we wtorek, 17. marca.
- Rezerwację zrobiłam 13. marca, a tego samego dnia wieczorem, polski rząd poinformował, że loty międzynarodowe zostaną zawieszone. Mój lot został anulowany.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień