Historia pewnego kredytu, czyli nieznośny smrodek nepotyzmu
Na temat procesu prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej dominuje opinia, że „sprawa jest dęta, sprzed lat i wyciągnięta na siłę, by jej politycznie zaszkodzić”. Prawda to czy fałsz, dowiemy się 12 marca, gdy zostanie ogłoszony wyrok. Ale niezależnie od jego sentencji, z poboczy tej sprawy unosi się nieznośna woń nepotyzmu z publicznymi pieniędzmi w tle.
Prokuratura wytoczyła Zdanowskiej i jej partnerowi Włodzimierzowi G. proces o poświadczenie nieprawdy w dokumentach, które pozwoliły mu na zaciągnięcie 200 tys. zł kredytu. Tymi pieniędzmi opłacił zakup mieszkania od Zdanowskiej w 2008 r. 50 tys. zł zaliczki prezydent miała otrzymać w gotówce, co poświadczyła podpisem, a po latach okazało się, że ich nie otrzymała i stąd dziś oboje stanęli przed sądem. Oboje też tłumaczą, że ów wkład własny to od początku były koszty, które „Włodek poniósł, remontując mieszkanie, niestety jednak nie zachowały się żadne rachunki”.
W dalszej części tekstu przeczytasz m.in.:
- Jak spłaca się polityczne zobowiązania pięniędzmi podatników?
- Ciekawych znajomościach i zbiegach przypadków.
- Czy i jakie procedury złamał bank udzielając kredytu partnerowi prezydent Zdanowskiej?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień