Historia z plakatu, czyli propaganda tak odzyskiwała zachód i północ
Pierwsze nowe budynki na lubuskich wsiach zaczęto budować dopiero w latach 70. Na ziemiach zwanych odzyskanymi wojna trwała po 1945 roku. Walczono o to, aby ludzie uwierzyli, że tutaj wróciliśmy, i tutaj zostaniemy...
Od środy w Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze można oglądać wystawę „Powrót nad Odrę i Bałtyk”. Czy to przypadek, że wystawa otwierana jest niemal w przeddzień Święta Niepodległości, a eks-ponaty, kolekcja plakatów, pochodzą ze zbiorów Muzeum Niepodległości?
– Żaden przypadek, gdyż dochodzenie naszego kraju do niepodległości było długim procesem i dzieje tej części Polski też w ten proces się wpisują – mówi Andrzej Kotecki, historyk z Muzeum Niepodległości – Powrót ziem zachodnich i północnych do Polski staramy się pokazać jako fakt historyczny, nie komentując. A polska myśl zachodnia, czyli myślenie o naszej ojczyźnie z uwzględnieniem ziem, które pozostały poza granicami z 1918 roku, to wcale nie idea, która narodziła się w latach 40. minionego stulecia. To lata 30. i wcześniejsze, gdyż już wówczas działali ludzie przygotowujący nas na to, co zdarzyło się w 1945 roku. Pracowano nawet nad polskimi nazwami miejscowości. Kazimierz Kowalski, działacz Stronnictwa Narodowego, powiedział w 1939 roku, że jeśli Niemcy rozpętają wojnę, to stracą te ziemie.
Po 1918 roku zaczęto zauważać, że nasze społeczeństwo i wcześniej państwo nieustannie parło na wschód i nie spoglądaliśmy na zachód. Z jednej strony Niemcy napierali na Słowiańszczyznę, wypierając ją z zachodu na wschód, a Polacy wywierali presję na inne ludy, polonizując ziemie pruskie, ruskie i litewskie. Z drugiej – już przed rozbiorami pojawiły się głosy przestrzegające przed negatywnymi skutkami opuszczania zachodnich rubieży i wzywające do ponownego zwrócenia się frontem na zachód. Po rozbiorach głosy te uległy wzmocnieniu. Wzywano do odbudowy państwa obejmującego nie tylko ziemie przedrozbiorowe, ale również te utracone na zachodzie i północy jeszcze przed rozbiorami. Szczególnie ostro krytykowano Unię Lubelską z 1569 r. W rozumieniu wielu publicystów i historyków spowodowała ona rezygnację z obrony etnicznie polskich ziem na zachodzie i północy, ukierunkowała ekspansję polską na bezkresne obszary wschodnie... („polska mysl zachodnia XIX i XX wieku”).
Jednak w 1918 roku nie wierzono w to, że uda się coś wskórać na zachodzie, a Wielkopolskę i część Śląska zawdzięczaliśmy bohaterskim, patriotycznym zrywom. Józef Piłsudski miał wówczas stwierdzić nawet:„Polska jest właściwie bez granic i wszystko, co możemy w tej mierze zdobyć na zachodzie, zależy od Ententy i o ile zechce ona mniej lub więcej ścisnąć Niemcy. Na wschodzie to inna sprawa – tu są drzwi, które się otwierają i zamykają i zależy, kto i jak szeroko siłą je otworzy”. Innym razem tymczasowy naczelnik odrodzonego państwa mówił: „Wszystko to, co Polska w sensie granic otrzyma na zachodzie, będzie podarunkiem koalicji, bo tam nic własnym siłom nie zawdzięczamy”. Nawiasem mówiąc, granica na Odrze i Nysie Łużyckiej była proponowana jako jeden z wariantów przyszłej granicy polskiego państwa przez ministra spraw zagranicznych Rosji Sazonowa już w trakcie trwania I wojny światowej.
– Nie znaczy to, że o tych ziemiach zapomniano, wystarczy wspomnieć o dwóch książkach: „Ziemia gromadzi prochy” Józefa Kisielewskiego oraz „Na tropach Smętka” Melchiora Wańkowicza, które traktują o słowiańskości tych terenów – dodaje Kotecki. – W odniesieniu do ziemi lubuskiej myśl ta żywa była szczególnie w Wielkopolsce, gdzie zdawano sobie sprawę ze sztuczności ówczesnej granicy.
Terminu „ziemie odzyskane” użyto po raz pierwszy w II Rzeczypospolitej w odniesieniu do Śląska Cieszyńskiego. Po 1945 zyskał nowe znaczenie. Polska pod naciskiem mocarstw musiała odstąpić Związkowi Radzieckiemu 48 proc. swojego terytorium na wschodzie. Na ziemi lubuskiej i w zachodniej części historycznej Wielkopolski, które wchodziły w skład rejencji poznańskiej i frankfurckiej, najwięcej Polaków mieszkało w rejencji poznańskiej. Były to skupiska we wsiach Nowe Kramsko, Dąbrówka, Pszczew, w okolicach Babimostu; ponadto 20 proc. mieszkańców powiatów skwierzyńskiego i międzyrzeckiego stanowili Polacy. W roku 1945 na przekazanych Polsce ziemiach zamieszkiwały 3 mln Niemców (znaczna część wyjechała wcześniej na zachód). Polacy liczyli 1 milion osób. W okresie od listopada 1945 do stycznia 1949 przejęło to zadanie Ministerstwo Ziem Odzyskanych, któremu szefował Władysław Gomułka. Jego zadaniem była szeroko pojęta administracja Ziemiami Odzyskanymi oraz scalenie ich z resztą kraju.
– Świętowanie przyłączenia do Polski Ziem Odzyskanych miało zagłuszyć poczucie straty, które było szczególnie silne u mieszkańców dawnych kresów wschodnich II Rzeczypospolitej – dodaje Kotecki.
– W latach 50. i 60. miała miejsce wielka kampania propagandowa pod hasłem „Byliśmy, jesteśmy, będziemy”...
Wystawa pochodzi ze zbiorów Muzeum Niepodległości w Warszawie. Wśród różnorodnych muzealiów znajduje się blisko 9000 plakatów dokumentujących takie przełomowe wydarzenia, jak choćby: wojna polsko-bolszewicka, zniszczenia Warszawy z okresu II wojny światowej czy prace odnoszących się do tematu Ziem Odzyskanych. I właśnie te ostatnie stały się kanwą do stworzenia wystawy „Powrót nad Odrę i Bałtyk”.
Jak przeczytamy w katalogu wystawy Pierwsze plakaty mówiące o Ziemiach Odzyskanych powstawały jeszcze podczas wojny. Głównym ich przesłaniem było uzasadnienie podążania wojska w kierunku Berlina. Zakończenie wojny spowodowało zmiany w treściach. Najważniejszym zdaniem stało się niesienie przekazu zasiedlenia i zagospodarowania nowych ziem. Pojawiły się więc plakaty o znamiennych tytułach „Ziemie Zachodnie Czekają” czy „Zagospodarujemy Ziemie Zachodnie”. Ukazywały pionierski czas na nowych ziemiach, przedstawiając je w korzystnym świetle oraz zachęcając do osadnictwa na przyłączonych terenach. Stąd też znaczna grupa tych prac ma charakter emocjonalny. Przedstawiały społeczeństwo, głównie przesiedleńców i repatriantów, którzy zasiedlali zachodnie i północne ziemie z różnymi odczuciami. Wśród tych uczuć dominowała nadzieja na lepsze jutro, ale i obawa; entuzjazm tworzenia zrębów nowego państwa i jako opozycja – niepewność, co z tego wyniknie.
Pewna część plakatów miała stricte propagandowy wymiar. Popularyzowano na nich Ziemie Odzyskane jako ważny region gospodarczy stanowiący istotną część w procesie odbudowy kraju. Wyrazem takiej polityki był poster znakomitego duetu autorskiego – Włodzimierza Zakrzewskiego i Szymona Bojki „Ziemie Zachodnie to bogactwo Polski”. Ważnym punktem agitacji podnoszonym w ikonografii było zagadnienie zachodniej granicy kraju. W kręgu tej tematyki powstało wiele plakatów odnoszących się do utrzymania nowej granicy z Niemcami na Nysie i Odrze.
– Chciałbym zwrócić uwagę na dwa plakaty – dodaje. – Pierwszy, z 1944 przedstawia polskiego żołnierza na tle sztandaru z orłem i wezwanie „Leć nasz orle w górnym pędzie...”. Przed żołnierzem charakterystyczne budynki z polskich miast na tzw. zachodzie. Drugi z 1946, który mówił o kongresie autochtonów jako o ludziach... odzyskanych.