Dziś po przystani LOK został kawek pomostu i wybetonowany skrawek nabrzeża. Szkoda, bo to jedno z najatrakcyjniejszych miejsc nad Trzesieckiem, którego zalety dostrzegli już Niemcy.
Pierwsze wzmianki o przystani, czy raczej bootshafen, czyli porcie łódek, pochodzą z czasów, gdy w czwartej ćwierci XIX wieku tworzono szczecinecki park. Powstał on - przypomnijmy, na terenach wydartych jezioru w wyniku obniżenia jego poziomu. Dawną linię brzegową do dziś wyznacza skarpa biegnąca wzdłuż ulicy Ordona.
Mieszkańcy Neustettin trzymali tam swoje łodzie, najpierw żaglowe i wiosłowe, z czasem także motorowe. Najbardziej znana z nich to Fürstin Hedwig (Księżna Jadwiga) przemianowana potem na Neustettin. Na pokład mogła zabrać góra 10 osób. W okresie międzywojennym odpływał stąd stateczek spacerowy Hindenburg, który mógł wziąć na pokład około setki pasażerów. Flotyllę uzupełniała też mniejsza jednostka Adolf Hitler.
Stateczki i łodzie cumowały przy pomoście Parkbrucke, będącym przedłużeniem alejki parkowej i ulicy Parkowej. Na brzegu stała początkowo kryta trzciną wiata, z czasem te budowle zastąpiły solidniejsze pomosty i drewniany domek, także kryty trzciną. Istniał jeszcze w latach 50., czego dowodzi zdjęcie mojej babci Janiny Stępińskiej z koleżankami na parkowym pomoście.
Zbliżamy się do czasów współczesnych. Według relacji Ryszarda Bańki, dziennikarza i pasjonata żeglarstwa, jakoś w latach 60., na terenie tym drewnianą przystań postawiły zakłady sprzętu instalacyjnego A22, znane potem jako Polam (dziś Elda). Wkrótce jednak obiektem władała już Liga Obrony Kraju, sukcesorka dawnej Ligi Morskiej i Ligi Przyjaciół Żołnierzy.
W Szczecinku miała okazałą siedzibę w kamienicy przy ul. Ordona (dziś hotel Oskar), dosłownie rzut kamieniem od parku i przystani. LOK prowadził szeroką działalność: szkolił kierowców, prowadził sekcję strzelecką i klub żeglarski, biorąc we władanie wspomnianą przystań, którą dzierżawił od miasta.
- Na przełomie lat 60. i 70. już sama Liga postawiła na wodzie słynny hangar - wspomina Ryszard Bańka.
Hangar na jeziorze Trzesiecko dożył 40 lat, z uwagi na stan techniczny został rozebrany w roku 2007. Do końca był własnością LOK-u, ale został sprzedany dotychczasowemu najemcy, który prowadził tam tawernę. Ligi nie było stać ani na utrzymanie hangaru, ani ja jego rozebranie. Nowy właściciel chciał zbudować w tym miejscu obiekt bardzo podobny do starego hangaru.
Plany zagospodarowania całego terenu po przystani miał zresztą bardzo ambitne. Nic z tego na razie nie wyszło, sprawa ugrzęzła w urzędowych przepychankach, ale to temat na inną opowieść.Hangar przeżył przystań LOK-owską. Drewniany obiekt spłonął jakoś na przełomie XX i XX wieku.
Resztki konstrukcji trzeba było wkrótce potem rozebrać. Dziś po obiekcie będącym dumą szczecineckich żeglarzy zostało niewiele, a resztki betonowego nabrzeża odgrodzone prowizoryczną siatką nie dodają uroku temu reprezentacyjnemu miejscu.
Zadawniony spór prawny między miastem a przedsiębiorcą na temat własności i tego, gdzie przebiega linia brzegowa, jak się przesunęła i co jest czyje i w czyim użytkowaniu, nie wróży dobrze zagospodarowaniu tego skrawka Szczecinka. A szkoda…