Hodowla psów, kino, góry, czyli jest życie poza polityką
Politycy, choć nie mówią o tym zbyt często, mają swoje pasje. Jedni uwielbiają podróże, inni kino, jeszcze inni zbierają przeróżne przedmioty albo z zapałem kopią piłkę. Dla wielu pasja stała się równie ważna jak polityka, albo i ważniejsza
Nie samą polityką człowiek żyje, chciałoby się powiedzieć. Rzecz dotyczy tak Polaków, którzy - chcąc nie chcąc - coraz mocniej wchodzą w polityczne spory, jak samych polityków. Wielu z nich zaraz po tym, jak opuszczą korytarze Wiejskiej czy ministerialne gabinety, gna do swoich psów, kotów, wyjeżdża, by powspinać się w górach, pisze wiersze.
I tak Andrzej Halicki, polityk Platformy, dla swoich psiaków wyprowadził się z Warszawy. - Od dziecka miałem zwierzęta, od zawsze chciałem mieć dużego psa - przyznaje poseł Halicki. Dziadek miał dwa dogi, jeden z wujków - dożycę Kingę. Halicki wspomina, że przechadzał się z nią po niemieckich ulicach, bo wujek mieszkał w Niemczech, i rozmawiał, po niemiecku oczywiście.
- Kiedy poznałem swoją żonę, ona też miała leciwą dożycę. Postanowiłem się zaopiekować obiema - wspomina ze śmiechem.
Zaopiekował się bardzo skutecznie: z żoną prowadzą dzisiaj hodowlę - mają pięć dogów, biorą udział w wystawach, także międzynarodowych, zapisali się do klubu miłośników dogów. Ich znajomi to oczywiście właściciele czworonogów.
Takie hobby wymaga oczywiście poświęceń czy raczej poważnych życiowych zmian. Państwo Haliccy dla swoich psów przeprowadzili się pod Warszawę, żeby czworonogi miały się gdzie wybiegać. Pasja posła Halickiego jest powszechnie znana, w każdym razie sejmowi dziennikarze mieli przyjemność poznać pupilów posła.
„W trakcie wakacji w Sejmie można natrafić na wiele niespodziewanych gości. Jednymi z takich byli Kuba i Miś. A dokładnie dogi niemieckie należące do posła PO Andrzeja Halickiego. Jak relacjonowała na Twitterze dziennikarka Polskiego Radia Agnieszka Rucińska, psy weszły na chwilkę i grzecznie się przywitały.
Jako dowód pokazała zdjęcie. Zadzwoniliśmy do posła Halickiego, by zapytać go o szczegóły tej wizyty. - Akurat miałem dzień wolny, a musiałem odebrać jakieś dokumenty. Skoro to była szybka wizyta, to wpadłem z psami. W normalny dzień bym ich tu oczywiście nie przyprowadzał, jednak skoro mało osób przebywa w Sejmie, to uznałem że nie powinno być problemów - mówił poseł Platformy. I nie było, bo Twitter nie ukrywa zachwytów” - pisał swego czasu portal Natemat.pl.
Poseł Halicki nie zaskoczył. Jednym z najsławniejszych psiaków polskiej polityki była Saba - czarna sznaucerka Ludwika Dorna, oskarżona o pogryzienie mebli w MSWiA. Na pierwsze strony gazet trafiła w maju 2007 r., kiedy ówczesny marszałek Ludwik Dorn pojawił się z nią w Sejmie, nie chcąc zostawiać psiaka samego w domu. Posłowie innych partii nie kryli oburzenia. Saba stała się nawet bohaterką wyborczej reklamówki Lewicy i Demokratów. Ale informacja, jakoby miała niszczyć wyposażenie ministerstwa, mocno rozzłościła Ludwik Dorna, który, broniąc honoru swojej pupilki, skierował sprawę do sądu. Proces wygrał, a LiD musiał za spot przeprosić.
Psy od zawsze towarzyszyły parom prezydenckim, choćby Marii i Lechowi Kaczyńskim czy państwu Kwaśniewskim, ale prawda jest taka, że hodowli nie prowadził żaden z polityków. I tu poseł Halicki jest bez wątpienia numerem jeden.
Co do innych pasji opisanych w mediach wiadomo, że Michał Boni ma słabość do Marilyn Monroe, była wicepremier Elżbieta Bieńkowska kocha koncerty rockowe, drogie perfumy i tatuaże, Marek Suski, polityk PiS, maluje i zbiera swoje obrazy.
Jan Rzymełka zbiera z kolei kamienie szlachetne i nożyczki do strzyżenia owiec. Ma ich ponoć 50 sztuk, wśród nich okazy z Nowej Zelandii i Australii. Plotka głosi, że była premier Ewa Kopacz kolekcjonuje czapki, a Elżbieta Radziszewska, posłanka Platformy, stroje ludowe. Dorobiła się ich pięciu w swojej kolekcji. Szyją je dla posłanki panie z koła gospodyń wiejskich z okolic Piotrkowa Trybunalskiego, z którego pochodzi. Z kolei Michał Szczerba zbiera stare ikony, ale tylko te z archaniołem Michałem, wszak to jego imiennik.
Franciszek Stefaniuk po godzinach pisze. Jak sam przyznaje ze śmiechem, nie wie dlaczego i nie pamięta, kiedy pierwszy raz przyszła wena i chwycił za pióro. - Ale trochę tego wydałem - przyznaje skromnie. - Szczególnie cenię sobie cztery tomiki wierszy, które wydałem - mówi. Kilka złotych myśli, które dzisiaj poleciłby Polakom? „Wilk wilkowi nigdy nie był człowiekiem. Dlaczego człowiek człowiekowi ma być wilkiem?” - pyta. Albo: „Są ludzie, którzy łatwiej znoszą porażki własne, niż osiągnięcia i sukcesy innych”. - I jeszcze jedna, bardzo na czasie: „Nawet chłodno kalkulując, można nieźle się sparzyć” - cytuje własne złote myśli poseł Stefaniuk.
Inny jego klubowy kolega, były szef PSL Janusz Piechociński, to zapalony grzybiarz. Nieraz przynosił z dumą do Sejmu kosz prawdziwków, które podziwiali tak politycy, jak dziennikarze.
Eugeniusz Kłopotek z kolei żyć nie może bez swoich gęsi. Już jakiś czas temu poseł Kłopotek, pracownik Instytutu Zootechniki - Państwowego Instytutu Badawczego w Krakowie, przeprowadził się do służbowego mieszkania w Kołudzie Wielkiej. Instytut, w którym pracuje Kłopotek, słynie z hodowlanej gęsi, konkretnie gęsi białej kołudzkiej, jak podkreślał ludowiec, nazwa jest zastrzeżona. 50 lat temu ówczesny szef zakładu sprowadził włoską gęś z Danii. Taka gęś w sezonie dawała od 12 do 15 jaj. Po wielu latach pracy, krzyżówek uzyskali właśnie gęś białą kołudzką, która daje już ponad 70 jaj. I tak poseł Kłopotem mógłby o gęsiach godzinami, bo to jego praca, ale też pasja.
Małgorzata Kidawa-Błońska po pracy ucieka w kulturę. Jej pasja? Kino.
- Nagminnie oglądam filmy, nie tylko nowe. Z przyjemnością wracam też do starszych pozycji. Coppola, Fellini, Chaplin - to moi ulubieńcy. Ten ostatni dobry jest na depresje - opowiada pani poseł.
Więc w nocy jest kino, w dzień praca w ogrodzie - kolejne hobby byłej marszałek Sejmu.
Posłowie Platformy mieli jednak inną wspólną pasję, która stała się ich znakiem firmowym - piłkę nożną. Moda na kopanie piłki przyszła do Warszawy z Wybrzeża wraz z Donaldem Tuskiem i jego ekipą. Ale należy rozdzielić drużynę „politycy i przyjaciele”, która trenowała nad morzem w niedzielę i środy, od piłkarskich treningów parlamentarzystów, które w Warszawie odbywały się swego czasu we wtorki i czwartki. Każdemu takiemu spotkaniu na murawie boiska towarzyszyli paparazzi, a z tego, kto komu podał piłkę, kogo na treningu zabrakło, co niektórzy wyciągali polityczne wnioski. I tak, kiedy iskrzyło na linii Tusk - Schetyna, a Grzegorz Schetyna na dodatek nie pojawił się na treningu, dla wielu był to dowód, że były wicepremier wyleciał właśnie z politycznej drużyny Tuska.
Piłkarskie hobby byłego premiera i jego ekipy nieraz było przedmiotem złośliwych uwag opozycji. Chociaż zwolennicy Tuska podnosili, że chyba lepiej, kiedy szef rządu jest człowiekiem wysportowanym i zdrowym, niż kiedy miałby nadwagę, a na sporcie zupełnie się nie znał. Cokolwiek by mówić, pojęcie drużyny Tuska weszło na stałe do polskiego słownika politycznego.
Robert Tyszkiewicz, polityk PO, na swojej stronie internetowej: „(...) Jestem też fanem piłki nożnej. Pewnie dlatego, że jako uczeń podstawówki sam grałem w nogę. Moja szkolna drużyna zdobyła nawet wicemistrzostwo Białegostoku! Podczas tych rozgrywek stałem na bramce. Dziś przede wszystkim kibicuję Jagiellonii Białystok. Najlepszy polski piłkarz? Oczywiście Tomek Frankowski z Jagiellonii. Zawsze oglądam też mecze, w których gra FC Barcelona. I Leo Messi - genialny piłkarz... Kibicuję Barcelonie, nawet gdy przegrywa. Na szczęście rzadko się to zdarza... A kiedy już nie gram, nie słucham muzyki i nie oglądam meczu, spaceruję z moim psem”.
Ze swoich podróżniczych pasji znany jest Ryszard Czarnecki z Prawa i Sprawiedliwości. Poseł opisał nawet swoje podróże w książce „W skórze reportera”. Czarnecki nie ukrywa, że przez lata pracy w europarlamencie zjechał służbowo pół świata. - Ale kiedy moi koledzy odpoczywali albo szli na whisky, ja siadałem i spisywałem to, co widziałem, słyszałem, czego doświadczyłem - opowiadał mi kiedyś. W pamięci zapadła mu podróż do Timoru Wschodniego, gdzie był jednym z czterech oficjalnych obserwatorów z ramienia Parlamentu Europejskiego wyborów prezydenckich w tym kraju. Timor, jak pisze w swojej książce, działa na wyobraźnię. Ale poseł Czarnecki pochyla się też nad Serbią, Albanią, Bośnią, Kosowem, czyli Bałkanami. Swoją książkę kończy wizytą w Brazylii. „W hotelu w Sao Paulo jest 4 rano. Budzi mnie telefon. Pierwsza myśl: ktoś dla kawału zamówił mi budzenie o tej porze. Podnoszę słuchawkę. Jest 10 kwietnia 2010 roku. Przed chwilą w lesie pod Smoleńskiem…” - to ostatnie zdanie zapisane przez polityka PiS w jego książce.
Dla niektórych pasja stała się równie ważna jak polityka, a może nawet ważniejsza. Janusz Onyszkiewicz, dwukrotny minister obrony narodowej, do 2007 r. wiceprzewodniczący PE, a od 2007 r. wiceprzewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych PE, to także znany alpinista, himalaista, speleolog. Uczestniczył w wyprawach w Himalaje, Karakorum, Hindukusz. Jako speleolog dokonał m.in. pierwszego zejścia na tzw. stare dno Jaskini Śnieżnej, co było ówczesnym rekordem głębokości w Tatrach. Brał udział w wyprawach speleologicznych do ZSRR, Jugosławii, Bułgarii i Włoch. Zdobywał wielkie szczyty, tak górskie, jak polityczne. Od 14 lat jest prezesem Polskiego Związku Alpinizmu, wciąż bardzo aktywny, Onyszkiewicz znany jest między innymi z tego, że rower traktuje jako podstawowy środek transportu.
Wielu naszych polityków to byli sportowcy, artyści - tu siłą rzeczy na początku była pasja, praca - potem przyszła polityka. Ale, jak widać, życie poza nią bywa ciekawsze niż to przy Wiejskiej.
Autorka: Dorota Kowalska