Hodowla rogaczy słynna na całą Europę
Bysio podchodzi, podnosi łeb i wpatruje się we mnie. A ja w niego, jak w obrazek. Jest ogromny, waży 260 kilogramów, ma mięciutką sierść w kolorze kawy z mlekiem, całą pokrytą szronem. Jest wart 10 tysięcy euro.
Jadę 40 kilometrów na północny wschód od Gorzowa, do Pławina pod Starym Kurowem. Po drodze mijam spowite białym puchem drzewa, gdzieś w tle słyszę szum rzeki, którą z wierzchu okrył lód. Jest jak w bajce, myślę sobie. Ale za chwilę okaże się, że to dopiero początek, bo docieram na miejsce.
Kilka budynków z czerwonej cegły, przyozdobionych malutkimi świątecznymi lampkami. Za domem zamarznięty staw z fontanną i morze oszronionych roślin. Ale nie to robi największe wrażenie, tylko para wlepionych we mnie oczu. Ich właściciel zbliża się mozolnym, niepewnym krokiem.
- Bysiu, chodź tu na chwilę - woła go Leszek Glezer, właściciel gospodarstwa. Bysio w końcu podchodzi, podnosi łeb i dalej wpatruje się we mnie. A ja w niego, jak w obrazek. Jest ogromny, waży 260 kilogramów, ma mięciutką sierść w kolorze kawy z mlekiem, całą pokrytą szronem. Daje się pogłaskać, choć niektóre jego koleżanki uciekają. Jest jedynym samcem w stadzie, więc tylko on może się pochwalić ogromnym, imponującym porożem. Renifer, myślę sobie. W końcu idą święta! Czy przeniosłam się gdzieś na Biegun Północny?
Nie, nie jestem na biegunie, a Bysio to nie renifer - to jego kuzyn. Ale nie taki zwyczajny, tylko szlachetny. Tak brzmi nazwa gatunku: jeleń szlachetny. Jestem na ranczu Glezerów, prawdopodobnie największej w Europie ekologicznej hodowli jeleni szlachetnych. Ekologicznej, czyli takiej, w której nie stosuje się żadnych sztucznych produktów do karmienia zwierząt. Nie ma w niej też miejsca na nawozy. Ciężka praca gospodarza jest doceniana. Widzę wiele dyplomów. „Za zajęcie 1. miejsca w konkursie wojewódzkim na najlepsze gospodarstwo ekologiczne w kategorii: ekologia-środowisko” - czytam na jednym z nich.
Pan Leszek mówi, że obecnie gospodarstwo prowadzi sam. I chętnie oprowadza mnie po całej hodowli. Opowiada mi o Bysiu, który jest wyjątkowym okazem. Gdybyście chcieli go kupić, musielibyście się liczyć z wydatkiem rzędu 10 tysięcy euro! Jego bracia kosztują od 600 do 3-4 tysięcy euro. - Wysyłam je głównie na Litwę, trochę do Francji, Rosji. Głównie po to, by poprawiały genetycznie i powiększały inne hodowle - wyjaśnia pan Leszek. - A zaczęło się 15 lat temu, kiedy z żoną założyliśmy ranczo danieli. To była fajna alternatywa dla bydła. Wymaga mniejszych nakładów finansowych, mniejszej „weterynarii”. Ale potem trendy się zmieniły, a my się do nich dostosowaliśmy.
Jelenie muszą być hodowane w spokojnej okolicy, z dala od ruchliwych dróg. Na co dzień zajmuje się nimi... jedna osoba. Pan Leszek tłumaczy mi, że wcale nie ma przy nich tak dużo pracy, jak mogłoby się wydawać: - Trzeba im tylko podawać jedzenie. Zadawać paszę, siano, zboże, marchewkę. Czasem sprawdzić, czy mają wodę. Poidła są automatyczne, ale przecież mogą się zepsuć. Tylko kiedy przeprowadzane są jakieś zabiegi, na przykład odrobaczanie, przychodzą dodatkowe osoby.
Pan Leszek zabiera mnie na strych, gdzie cała podłoga jest wyłożona porożami.
- Jest tu ich aż tyle, bo nasze jelenie często je gubią. Czasem też sami im je obcinamy, bo nie dość, że to dla zwierzęcia dodatkowe 15 kilogramów, które musi nosić na głowie, to jeszcze kaleczą się tym nawzajem. Zwykle jest im to potrzebne do walk o samicę, dlatego u nas w jednej „chmarze” jest tylko jeden samiec - opowiada.
Do czego jeszcze służy poroże? - Jak jeleń żyje w naturalnych warunkach, to można dzięki niemu ocenić jego wiek. Ale u hodowlanych się nie da - zauważa pan Leszek i pokazuje mi dwa rodzaje poroży. „Naturalne” jest niewielkie, słabe, wyglądem przypomina znalezione w lesie patyki. A to „hodowlane” - ogromne, imponujące. Czarne i białe. - Czarne, bo brudne - śmieje się gospodarz. - W lesie jelenie czyszczą je sobie o drzewa, a tu nie mają gdzie.
W okolicy nie ma lasów. Nie może być, bo żyjące w nich wilki stanowią zagrożenie dla jeleni. - W innych gospodarstwach zdarzało się, że atakowały zwierzynę i przynosiły straty - wskazuje mi pan Leszek.
A czy zdarzyło się, żeby jeleń uciekł albo kogoś zaatakował? Nie na tym ranczu.
Co prawda jelenie są ciekawskie i spacerują gdzie tylko się da, ale nigdy nikomu nie zagroziły, nie zrobiły żadnej krzywdy. Są nauczone żyć z ludźmi i choć pan Leszek ostrzega, że to z natury dzikie zwierzęta i że zawsze może obudzić się w nich instynkt, to widać, że nie ma się czego bać. W końcu Bysio to trochę jak Reksio...
Autor: Agata Wolańska