Hubert Łapiński: Pomóżmy małemu Franusiowi uśmiechnąć się do taty
Pięcioletni Franek jest poważnie chory. Nie chodzi, nie może samodzielnie oddychać. Jego tato walczy o zdrowie chłopca. Wspierają go życzliwi ludzie.
Gdy odwiedzam Franusia, sadzam go na kolanach. I wtedy go wycałowuję i przytulam. Chełpię się tym, że mam synka. Jest on innym dzieckiem, ale jest mój. I jest wyjątkowy. Kocham go najbardziej na świecie - zapewnia Łukasz Bogut, mieszkaniec Łap, tato Franka.
Od pięciu lat, co czwartek, jeździ do Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego w Konstancinie, gdzie przebywa chłopczyk. Tam pan Łukasz zajmuje się nim przez cztery dni. Spędza z synkiem każdą chwilę, od rana do wieczora. Odwiedza go też w każde święta.
- Franuś nie ma mamy, ale to nie oznacza, że jest zaniedbany. Synek to moje oczko w głowie. Staram się go uszczęśliwić swoją obecnością, bliskością, miłością - zapewnia pan Łukasz, samotny ojciec.
Prosił Boga o uśmiech dziecka
Wspomina, że gdy Franio się urodził, dostał 10 punktów w skali Apgar. To oznaczało, że jest zdrowy. Ale po dwóch miesiącach zaczęły się problemy. U chłopczyka wykryto poważną padaczkę lekooporną.
Mały Franuś, jak opowiada jego tato, był leczony w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Jego odporność spadła tak drastycznie, że zachorował na sepsę i dostał wstrząsu septycznego. Chłopiec w ciężkim stanie trafił na oddział intensywnej opieki medycznej. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie.
- Dostałem telefon, że dziecko jest umierające i mogę przyjechać, by się z nim pożegnać - opowiada pan Łukasz.
Na szczęście stał się cud i Franusia udało się uratować. - I od tej pory jestem przy nim cały czas - zapewnia tato.
Chłopczyk jest uzależniony od respiratora. Nie może oddychać samodzielnie. Mało tego, jego mięśnie są wiotkie i słabe. Franuś nie siedzi, nie chodzi. Ma też trudności z mówieniem.
- Kiedyś poprosiłem Boga, żeby pozwolił mi zobaczyć, jak Franek się uśmiecha. Synek jak nie śpi, czasami próbuje się uśmiechać. Dla mnie taki uśmiech jest cudem - wyznaje pan Łukasz.
Pięciolatek, by mógł jakoś funkcjonować, potrzebuje rehabilitacji. Rocznie kosztuje ona 10 tys. zł.
Tato, który poświęca synkowi całego siebie, pracuje dorywczo. - Pójdę do kogoś skosić trawnik, pomaluję płot. Bardzo chciałbym, żeby ktoś dał mi pracę na trzy dni w tygodniu, bo jestem dostępny od poniedziałku do środy. Ja nie boję się pracy. Ale w czwartki jeżdżę do Franka - przypomina Łukasz Bogut.
Wielka pomoc dla chłopczyka
Losem chorego chłopca bardzo się wzruszył Hubert Łapiński, 26-letni łapianin. Znany jest z bezinteresownego pomagania. Wrażliwy, nietuzinkowy, uśmiechnięty i serdeczny. Ma w sobie mnóstwo pozytywnej energii, którą zaraża innych.
W kwietniu z Moniką Godlewską zorganizował wyjątkowy koncert charytatywny SOS Syria, na którym udało się zebrać prawie 4 tys. zł. Pieniądze zostały przekazane Polskiej Akcji Humanitarnej. Hubert był też liderem Szlachetnej Paczki w Łapach. Teraz zaangażował się w pomoc małemu Franusiowi. - Poznałem go kiedyś przez jego chrzestną. Byłem u niej na kawie. I wtedy zobaczyłem małego chłopczyka z respiratorem. Zastanawiałem się, co tu zrobić, jak można mu pomóc - opowiada nam Hubert. - Nie potrafię przejść obojętnie obok chorego, niepełnosprawnego dziecka.
Niedawno na Facebooku ogłosił zbiórkę potrzebnych rzeczy dla małego Franusia. Można podarować ubranka, zabawki, własnoręcznie zrobione kartki, rysunki. Potrzebne są też ż kremy do pielęgnacji, chusteczki nawilżające. No i oczywiście pieniądze na rehabilitację chłopczyka.
- Ja zbiórki publicznej nie mogę przeprowadzić ze względów formalnych , ale jeśli ktoś chciałby przekazać jakiś dar serca, na pewno pana Łukasza i Franusia bardzo to ucieszy - zapewnia Hubert Łapiński.
Od razu pociągnął za sobą darczyńców. Internauci udostępniali informacje o tej niezwykłej akcji i spontanicznie otwierali swoje serca.
Społecznik przyznaje, że nie spodziewał się takiego odzewu. Bo w akcję zaangażowały się też łapskie szkoły i przedszkola. Na przykład Przedszkole nr 2 w Łapach i działające tam Stowarzyszenie „Nasze Łapy - Twoja przyszłość” zorganizowało wśród rodziców zbiórkę.
Tato: Akcja przywróciła mi wiarę w ludzi
Dary można przynosić do domu Huberta, albo do przedszkola. Zbiórka jest planowana do 10 czerwca. Każdy z nas, kto tylko zechce, może pomóc małemu Franusiowi.
A jego tato jest bardzo wdzięczny. Bo dzięki tej akcji, odzyskał wiarę w dobroć ludzi. - Przez pięć lat nie było osoby, która zorganizowałaby taką pomoc. Nie miałem żadnego wsparcia od nikogo - zwierza się nam pan Łukasz.
Jego marzeniem jest zabranie synka do domu.
- Mama Franka nie chce zabrać go z ośrodka w Konstancinie. A synek ma prawo żyć na respiratorze w domu, a nie w przechowalni. Sądzę się z jego mamą o to, żeby synek mógł być ze mną w domu i żebym mógł sprawować nad nim opiekę. To jest najważniejsze. Liczę, że sobie jakoś poradzimy - ma nadzieję pan Łukasz.
A Hubert Łapiński już planuje, by we wrześniu zorganizować koncert charytatywny dla małego Franusia. Jak mówi, nie przeraża go to całe zamieszanie z przygotowaniami imprezy, załatwianiem formalności. Najbardziej boi się... pogody.
- Uważam, że warto pomagać innym. Bo nie wiemy co nas w życiu może spotkać - przekonuje społecznik z Łap. I dodaje: Owszem pieniądze w życiu są ważne, ale czasem warto zrobić coś od siebie, od serca, bezinteresownie. To daje więcej radości w sercu, niż największe bogactwa świata - jest przekonany Hubert.