W polityce rządzi szydera, która najczęściej przejawia się w memach. Są to krótkie, sugestywne obrazy z krótkimi tekstami na temat bieżących wydarzeń, które wyznaczają trendy tabloidyzacji świata
Już dawno stwierdzono, że humor jest najbardziej demokratyczną formą życia człowieka, a władza jest najbardziej silna, kiedy posłuszni jej ludzie są weseli. Z raportu TNS Polska wynika, że najczęściej śmiejemy się z polityków i policjantów. Nie przypadkiem również instytucje polityczne nazywane są cyrkiem politycznym. Sami politycy podobnie to komentują, np. poseł Terlecki o blokadzie mówił: kabaret nabiera kolejnych odsłon, skończył się muppet show, ciamajdan. Mamy też przykład lokalny. Na ostatniej sesji budżetowej powiatu białostockiego padło stwierdzenie „po co ten cyrk?”.
Warto zadać w tym miejscu pytanie: Czy żarty śmieszą samych polityków i jak na nie reagują? Tym bardziej, że humor to indywidualna cecha danego polityka. Da się zauważyć skrajne postawy. Od dużego dystansu do siebie i uśmiechu, przez obojętność, aż po śmiertelnie obrażonych. Politycy choć do tego się nie przyznają, bacznie śledzą to, jak są odbierani przez społeczeństwo. Czy są postrzegani jako ludzie z poczuciem humoru i luzacy, czy po prostu sztywniacy. Z autopsji znam wielu poważnych polityków, którzy sprawiają wrażenie osób sztywnych, a prywatnie są osobami o ogromnym poczuciu humoru. Politycy przez żarty próbują również wzbudzić zainteresowanie obywateli. Zwłaszcza uaktywniają się w okolicach wyborów na różnych szczeblach, kiedy to kandydaci obnażają się z własnych postaw i dokonań. Strojąc się w piórka dla zdobycia poklasku przy okazji często stając się żałosnymi. Humor to groźna broń polityczna i jeśli dany polityk potrafi się nią logicznie posługiwać, to wygra. Jeśli jednak nie potrafi sprawnie posługiwać się tym narzędziem - staje się śmieszny. Najpiękniejsze jest to, gdy polityk potrafi obrócić żart skierowany w jego stronę w taki sposób, że stanie się jego siłą i znakiem rozpoznawczym. Kto ma w swoich szeregach osoby, które potrafią przykuć uwagę, wygrywa. Po prostu, kto ma show - ten rządzi.
Z drugiej strony politycy często zapominają, że są osobami publicznymi i łatwo jest wyłapać ich niespójność przed kamerą i w życiu prywatnym, np.: zagrożenie demokracji, a z drugiej zagraniczne wesołe wyjazdy. Uświadamiamy wtedy, że ktoś nas robi w konia. Obserwatorzy najczęściej wyłapują taką hipokryzję, niekonsekwencję, kłamstwa, sprzeczne wypowiedzi, brak logiki czy po prostu głupotę. Wpadki przysłaniają to, co najważniejsze, czyli powagę i zabierają wiarygodność. Choć tłumaczone jest to wszystko wytartym sloganem, czyli pewną niezręcznością. Dlatego mamy w pamięci śpiew posłanki Muchy: nie pucz kiedy odjadę, posiłek jedzony w Sejmie przez posłankę Pawłowicz, krzesło, na które wszedł Prezydent Komorowski, zwrot kochany panie marszałku, taniec z kampanii Prezydenta Kwaśniewskiego, czy konfetti rzucane ze śmigłowca na cześć honorowego gościa. Humor nie ma więc opcji politycznej. Podobny styl miał satyryk Rewiński, który w 1991 roku wprowadził do Sejmu Polską Partię Przyjaciół Piwa. Śmieszne jest to, że sami wymagamy powagi od polityków, a na zasadzie prowokacji sami wybieramy wesołych ludzi do parlamentu. W myśl słów Gogola: z czego się śmiejecie, z samych siebie się śmiejecie.
Z drugiej strony warto się zastanowić, jakie są jej przyczyny i skutki humoru politycznego. Dla jednych jest to stałe komentowanie wydarzeń politycznych, a dla innych jest to chwila wytchnienia od społeczno-politycznych nacisków. Jeszcze inni traktują to jako zemstę za brak wpływu na działalność polityczną, czy wentyl bezpieczeństwa dla emocji wyborczych. Można wyróżnić trzy funkcje komizmu: terapeutyczno-rozrywkową rozładowującą napięcie, integrującą, gdzie śmiech łączy ludzi, oraz degradującą, gdzie żarty są wyrazem pogardy. Kabaretowy obraz polityki może być swoistą psychoterapią leczącą nas z upokorzeń. To jest swoiste panaceum leczące nas z naszych kompleksów. Żarty stanowią dodatkowy element zabezpieczający przed działaniami rządzących. Mają demaskować słabe strony władzy oraz ideologiczną pustkę. Infantylizacja polityki stała się faktem. Humor zbliża obywateli i polityków. Potwierdzamy, że jesteśmy tacy sami. I nie ma wielkiej różnicy pomiędzy blokadą Sejmu, czy spotkaniem na rynku w Knyszynie, czy remizie strażackiej w Michałowie. Często żarty dowartościowują, pomagają żyć, stanowią wzorzec zachowań oraz mogą być regulatorem norm etyczno-moralnych. Humor jest swoistym barometrem społecznym. Kpina zawsze wytwarza wokół siebie rzeczywistość, w której łatwiej żyć w ciężkich chwilach. Dlatego czym bardziej nerwowo i rewolucyjnie, tym kabarety mają większe pole do popisu. Dowcipy mają rozweselić, ale źle się dzieje, kiedy po salwach śmiechu zostają ranni.
Bezspornym wzmacniaczem współczesnego przekazu stał się internet, który daje możliwość swobodnego i anonimowego przekraczania granic groteski. Faktoidy są po prostu odpowiedzią na śmieszne sytuacje, które obserwujemy codziennie w mediach i polityce. W polityce rządzi szydera, która najczęściej przejawia się w memach. Są to krótkie, sugestywne obrazy z krótkimi tekstami na temat bieżących wydarzeń, które wyznaczają trendy tabloidyzacji świata. Wszystko można obrócić w żart i zadecydować o wygranej, czyli o pozytywnym rozśmieszeniu czy zdecydować o wizerunkowej klęsce, która doprowadzi do przyklejenia łatki śmiesznego człowieka do danego polityka. Najbardziej popularnymi wizerunkami wykorzystywanymi przez internautów są: Duda, Kwaśniewski, Wałęsa, Macierewicz, Kaczyński czy Petru. Widzimy więc, że są to osoby ze świecznika politycznego a nie z drugiej ligi politycznej.
Należy również wspomnieć o wyjątkowych czasach PRL, gdzie dowcip skierowany w stronę rządzących spotykał się często z represjami a nawet chwilowymi zatrzymaniami. Powstało nawet podziemie kabaretowe. Zastanawiam się, czy dzisiaj nie jest przypadkiem, że pewne kabarety nie mają prawa wstępu do poszczególnych telewizji, czy na cykliczne wydarzenia. Humor równał się z opozycją. Żarty były naturalną reakcją na niesprawiedliwość i arogancję rządzących oraz sprzeciwem wobec propagandy.
Na koniec należy zauważyć, że król Zygmunt Stary nigdy nie pozwał Stańczyka do sądu, bo sam wyszedłby na błazna. Dlatego chciałbym, aby nasza klasa polityczna miała pewien dystans do siebie, który pozwoliłby poważnie traktować swój zawód i społeczeństwo, któremu nie zawsze jest do śmiechu.