Huta Różaniecka. Legalne audi prawnie "uziemione". Jego nielegalny bliźniak może legalnie jeździć
Niemiec płakał, jak sprzedawał Polakowi swoje Audi A6. Polak powinien się popłakać, kiedy wóz próbował w swojej ojczyźnie zarejestrować. Bo nie mógł, wciąż nie może i może nigdy nie będzie mógł. Przez numer VIN. Zupełnie legalny.
Wymarzony wóz dla córki Jan Mazurkiewicz wypatrzył w Niemczech: niestare, bo z 2003 roku, z niewysokim przebiegiem, świetnie utrzymane, a książka serwisowa pojazdu z niemiecką skrupulatnością rejestrowała troskę właściciela o auto. I jeszcze pan Jan upewnił się, że nie trafił na kukułcze jajo, wypytał właściciela o historię pojazdu, ten zapewniał, że jest pierwszym właścicielem, Audi kupił bezpośrednio w salonie samochodowym, na dowód czego przedstawił oryginały dokumentów zakupu. Za 12 tys. zł wóz stał się własnością pana Jana i jego córki, zostało tylko przetransportować z Niemiec do Huty Różanieckiej, dopełnić formalności i – w drogę. I do chwili formalności wszystko szło dobrze, i nagle iść przestało. Teraz stoi w drewnianej wiacie, ruszyć z miejsca się nie może, a policja od czasu do czasu zagląda do pana Jana, by upewnić się, że wóz nie rusza się z miejsca. Bo mu nie wolno.
Legalna fałszywka, nielegalny oryginał
- Kupiłem samochód, zapłaciłem akcyzę, zostało samochód zarejestrować, ale najpierw badania techniczne – opowiada pan Jan. – Pojechałem do stacji diagnostycznej w Narolu, a tu mi mówią, że nie mogą zrobić badań, bo wóz o takich numerach VIN już po Polsce jeździ od dawna.
„Uprzejmie informuję, że niemożliwe jest przeprowadzenie pierwszego (zza granicy) badania technicznego pojazdu Audi A6 o numerach VIN (…) z powodu wcześniejszego zarejestrowania pojazdu o identycznych cechach identyfikacyjnych w systemie Centralnej Ewidencji Pojazdów. Wobec powyższego odmawiam wykonania badania technicznego Pańskiego pojazdu” – pokazuje pismo od właściciela stacji diagnostycznej. Przy okazji dowiedział się, że „bliźniak” jego Audi jeździ sobie po Świnoujściu.
- To od razu poszedłem na policję w Lubaczowie, żeby złożyć zawiadomienie o przestępstwie, bo skoro mój samochód jest legalny, to tamten nie może być – dodaje pan Jan.
Sprawą zajęła się świnoujska policja pod nadzorem tamtejszej prokuratury, o czym pan Jan został na piśmie powiadomiony. Podkarpaccy policjanci z laboratorium kryminalistycznego dla potrzeb śledztwa zbadali wóz pana Jana i wyszło im, że numery VIN są oryginalne, tabliczka znamionowa „nosi cechy wykonania fabrycznego”, numer identyfikacyjny też, a wszystkie inne dane identyfikacyjne też wskazują, że Audi jest legalne. I takiej treści ekspertyzę przesłano do śledczych w Świnoujściu, ci wszczęli postępowanie, które miało wyjaśnić okoliczności, w jakich tamtejszy urząd miasta zarejestrował w 2008 niejasnego pochodzenia Audi. „Według ustaleń postępowania przygotowawczego prowadzonego w sprawie podrobienia numeru identyfikacyjnego pojazdu doszło do sfałszowania tego numeru poprzez nabicie numeru (…) w miejsce usuniętego pierwotnego numeru VIN”. Po czym śledztwo zostało umorzone „wobec niewykrycia sprawcy przestępstwa”. Korzyść z tego była taka, że potwierdzono, iż do przestępstwa doszło, a Audi w Świnoujściu zarejestrowano na lewych papierach, kradzionym numerze VIN, a urzędnicy w ratuszu przeoczyli nawet to, że według tego numeru wóz powinien być srebrny, jak ten pana Jana, w nie czarny, jak ten zarejestrowany w 2008 r. Wszystko to potwierdziły badania ekspertów z Laboratorium Kryminalistycznego KWP w Szczecinie.
Czarno na białym było, że po Pomorzu jeździ „trefne” Audi, więc prezydent Świnoujścia postanowił uchylić decyzję swojego poprzednika z 2008 o zarejestrowaniu pojazdu. Na co zareagował jego właściciel i od decyzji prezydenta miasta odwołał się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Szczecinie. SKO pochyliło się nad decyzją prezydenta, dostrzegło, że pochyla się nad „nielegalem” na kółkach, ale uznało, że prezydent Świnoujścia nie może uchylić decyzji sprzed 12 lat, bo prawo pozwala na to do 10 lat och chwili „wadliwej decyzji” o rejestracji. A ponieważ minęło więcej niż 10 lat, więc sprawa uległa przedawnieniu. W konsekwencji nielegalne świnoujskie Audi może legalnie jeździć, a legalne Audi z Huty Różanieckiej jest uziemione i legalnie na drogę wyjechać nie może.
- A tamten ze Świnoujścia, jak się dowiedziałem, z końcem ubiegłego roku pozytywnie przeszedł badania okresowe, jego właściciel spokojnie sobie jeździ, choć z dowodów prokuratury wynika, że na fałszywych papierach był rejestrowany – nie może zrozumieć właściciel tego legalnego.
Bezsilność prawa
- Tyle się dowiedziałem, że właścicielem tego czarnego Audi jest emerytowany już teraz policjant – mówi pan Jan, jakby podpowiadał, że pewnie i dlatego tym trudniej mu dojść sprawiedliwości.
I jeszcze irytuje go, że świnoujska prokuratura śledztwo umorzyła, nie wykrywszy sprawcy, okoliczności fałszerstwa dokumentów pojazdu, ani tego, kto, kiedy i gdzie przebijał numery WIN, a w ogóle to nikt, także rejestrujący tamten wóz urzędnicy, nie ponieśli z tego tytułu żadnej odpowiedzialności. Także i to, że SKO niejako zalegalizowało ewidentne przestępstwo, bo zakazało uchylenia decyzji rejestracyjnej.
Mimo wszystko pan Jan jeszcze w lutym br. złożył w Starostwie Powiatowym w Lubaczowie wniosek o rejestrację swojego wozu. W końcu miał w ręku ekspertyzę policyjnych ekspertów, że jego pojazd jest OK. Do wniosku dołączył odmowę stacji diagnostycznej przeprowadzenia badań, dowód opłaty akcyzy, postanowienie świnoujskiej policji o umorzeniu śledztwa, stanowisko pomorskiego SKO i potwierdzenie rzeszowskiego laboratorium kryminalistycznego, że jego wóz jest jak najbardziej legalny. Więc czego mu brakuje, żeby zostać zarejestrowanym? Starostwo zasięgnęło opinii radcy prawnego, ten uznał, że rejestracja jest niemożliwa. Bo, po pierwsze: jego Audi nie ma ważnych badań technicznych, a nie ma, bo stacja diagnostyczne nie może ich przeprowadzić, bo po Polsce już „jeden taki VIN” jeździ. A po drugie: po Polsce jeden taki VIN już jeździ i nie można zarejestrować drugiego identycznego.
- I stoi w szopie, doglądany czasem przez policję, czy stoi – mówi pan Jan z irytacją. – Mogłem zrobić tak, jak czasem ludzie robią: przywalić mu blachy po jakimś samochodzie i jeździć. Tylko to przestępstwo, a poza tym dlaczego mam to robić, czy ja go ukradłem, czy ja kupiłem kradziony, czy w ogóle coś złego zrobiłem, że nie może zostać zarejestrowany?
W poczuciu bezsilności zaczął szukać rozwiązania problemu i prawnik podpowiedział mu wyjście z sytuacji: niechby pan Konrad ze Świnoujścia zwrócił się do sądu z wnioskiem o zmianę numeru VIN swojego Audi, jak się sąd zgodzi, to wtedy „uwolni się” z CEPIK-u VIN pana Jana i można będzie jego wóz zarejestrować.
- Mógłby to zrobić, bo SKO już orzekło, że jego wóz jest nie do ruszenia – mówi pan Jan. – Tylko kto go zmusi?
On sam nie może wnioskować o nadanie nowego VIN-u swojego Audi, bo… formalnie jego Audi nie istnieje, skoro nie zostało zarejestrowane. Błędne koło. Nie może nawet rozebrać swojego samochodu i sprzedać „na części”, bo i taka operacja byłaby nielegalna, skoro samochód formalnie nie istnieje. Z identycznego powodu nie może go sprzedać. W zasadzie niczego nie może, choć wóz jest niepokalanie legalny.
- Nie popuszczę – zapowiada. – Będę gnębił pismami prokuraturę w Świnoujściu, wydział komunikacji w tamtejszym urzędzie miasta, przecież wiedzą, że mają u siebie „szczepa” i nic z tym nie robią.