I tak są złote, bo najładniejsze
Klubowy trener Karoliny Nai Marek Zachara przekonuje, że i jeden zdobyty przed zawodniczkę AZS AWF Gorzów medal to duży sukces. I dodaje, że w kajakarstwie jest podobny problem jak w biegach
W poniedziałek o 12.00 na przystani AZS AWF w Gorzowie odbędzie się otwarte powitanie naszych olimpijczyków. Powie pan dziennikarzom, że igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro zakończyły się dla nas dużym sukcesem?
Tak, bo za nami bardzo dobre igrzyska. Karolina Naja w K-2 na 500 metrów obroniła medal zdobyty cztery lata temu w Londynie. Wiadomo, wszyscy chcieli też podium w K-4 na 500 metrów, Karolina też chciała, ale nie udało się. Po półfinale, w którym odpadła, była wściekła. Nie znam powodów, dlaczego nie wyszło, dlatego nie chciałbym mówić o przyczynach. Sam byłem w przeszłości na igrzyskach jako trener i kibic. One są magiczne i nie każdy jest w stanie wytrzymać związaną z nią presję. Aczkolwiek przegrała chociażby z węgierską osadą, w której płynęła Danuta Kozak. Ta w kajakarstwie jest jak Anita Włodarczyk w rzucie młotem.
Mówił pan, że kajakarki mogły wpaść w dołek aklimatyzacyjny.
Pytałem się oto Karolinę na mecie, to zaprzeczyła. Mówiła, że dobrze się czuła. Chociaż inna mogła inaczej. To jest osada, ale nie ma takiej opcji, żeby któraś nie chciała. Paweł Fajdek też chciał, a nie wszedł do finału. One przynajmniej popłynęły w finale B, który wygrały.
Przed igrzyskami na co pan liczył?
Liczyłem na medal w dwójce, a chciałem, by był z jak najcenniejszego kruszcu. Sam w ciągu sezonu obserwowałem nie tylko nasze dziewczęta, ale i inne osady. Polki ani razu nie wygrały z Niemkami. Z Węgierkami w ogóle nie rywalizowały, bo te nie startowały. Zdawałem sobie sprawę, że będzie bardzo trudno. Przez trzy czwarte dystansu Karolina z Beatą Mikołajczyk płynęły równo z Niemkami, ale te były od nich silniejsze. Aczkolwiek dały z siebie tyle, ile miały. Nie kalkulowały, bo chciały więcej niż brąz. Ryzykowały, bo jadąc na maksimum można stracić wszystko.
Nie możemy być rozczarowani? W końcu to tylko, ale może i aż powtórka z Londynu.
Niemki i Węgierki od lat przodują. Nie da się ich łatwo przeskoczyć. One i tak są złote, bo najładniejsze. Proszę spojrzeć na Kozak, jak ona wygląda. Przypuszczam, że ma naturalnie wyższy testosteron. Nasze są o wiele bardziej kobiece i być może nigdy nie odniosą z nimi zwycięstwa. To jak z biegaczkami. Co niektóre przypominają mężczyzn, a nie dziewczyny. Z tym nic się nie zrobi. Z naturą się nie wygra. Wystarczy porównać zdjęcia: nasze a Węgierki. Tamte to są, za przeproszeniem, takie kozy. Widziałem je z bliska, nie przez telewizor.
A jaka jest ogólna ocena występu?
Kajakarstwo wypadło najlepiej od 16 lat. Lepiej kobiety niż mężczyźni, ale to było wiadome. Mieliśmy też wychowanka Admiry Gorzów Rafała Rosolskiego. Sympatyczny chłopak, ale do finału mu zabrakło. Paweł Kaczmarek z AZS AWF-u też debiutował. Wydaje mi się, że trochę się spalił. Rozmawiałem z nim, bardzo przeżywał ten występ. Chciał sprawić niespodziankę. Być może za późno wystartował, sprinterzy płynęli na końcu igrzysk. Kanadyjkarze zaś mieli nie poradzić sobie z wiatrem i falą. Najwidoczniej oni nie umieją w takich warunkach płynąć. To tak jak żużlowcy, jedni lubią jechać na
twardym podłożu, a inni na miękkim, jak mawia trener Stali Gorzów Stanisław Chomski.
Za cztery lata dwójka czy też czwórka będzie mogła powalczyć o olimpijski medal w Tokio?
Trudno powiedzieć, czy Beata będzie kontynuować karierę, bo ma swoje lata. Nie wiem też, co z Karoliną. Może będzie chciała urodzić dziecko. Z drugiej strony Karolina jest też dobra w jedynce. Z Martą Walczykiewicz ściga się łeb w łeb, ale wydaje mi się, że Marta nie byłaby w stanie zastąpić Beaty w dwójce. To byłby dla niej zbyt długi dystans. Aczkolwiek nie jestem szkoleniowcem reprezentacji narodowej, więc nie chciałbym się wypowiadać. A wracając do Karoliny, to jeśli w jedynce wiatr wiałby jej w twarz, to wysoko nie przypłynie na metę, bo jest za lekka i naturą ją zatrzyma. Nieraz tak było. Za to z wiatrem może polecieć. Na igrzyskach olimpijskich w Sydney miałem Pawła Baraszkiewicza i Daniela Jędraszko. Mieli mieć pewne złoto, ale puścili ich na huragan i było z tego zaledwie srebro.
Wracając do Pawła Kaczmarka. Jak Pan go oceni? Odpadł w eliminacjach K-2 na 200 metrów?
Paweł znienacka wyjechał tak mocno, choć odnosił sukcesy w młodzieżowych mistrzostwach, ale igrzyska to inna półka. Z drugiej strony, koledzy się z niego trochę podśmiechiwali, a on jako jedyny kajakarz w Polsce zrobił kwalifikację olimpijską. Wydaje mi się, że trudność sprawiły mu trzykrotne wewnętrzne kwalifikacje, w tym na Pucharach Świata.
A kto od nas popłynie w Tokio? Naja, ale czy jest ktoś jeszcze?
Jeśli Karolina będzie trenować, to oczywiście Karolina. W dwójce z Anią Puławską ode mnie z klubu, która rywalizowała o igrzyska i w tym roku. W młodzieżowych zawodach wygrywa prawie wszystko, co może. Teraz na mistrzostwach Polski seniorek razem popłyną. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Ania ma potencjał. Wie, czego chce i stawia sobie wysokie cele. Z nią fajnie się pracuje, wręcz trzeba jej zakładać ABS-y, żeby się nie przepracowała. Nie trzeba gonić, a hamować. Wiktor Głazunow też jest niesamowity fighter, ale w kanadyjkach zaczyna robić się ciasno, bo z programu igrzysk olimpijskich na Tokio została wyeliminowany sprint na 200 metrów. Zostało C-1 1.000 metrów i C-2 1.000 metrów. To bardzo mało, ale jest rozwojowy. Paweł też będzie o wiele bardziej doświadczonym. Przecież cztery lata temu nikt by nie powiedział, że on będzie olimpijczykiem. Chociaż przez cztery lata może się wiele zmienić. Nie wiem właśnie, co z Beatą Mikołajczyk, choć Maja Włoszczowska udowodniła, że i w zaawansowanym wieku można stawać na podium. Kto może wyskoczyć? Kamil Kołpak.