Uczuciowych zawirowań ciąg dalszy. Najbardziej znana singielka świata Bridget Jones wraca do nas. Będzie miała dziecko. Problem w tym, że bohaterka nie wie, kto jest ojcem...
Długo kazała na siebie czekać. Zakompleksiona, niezdarna, a jednak wyjątkowo sympatyczna i zabawna blondynka Bridget Jones powraca do kin. Trzecia odsłona jej filmowych perypetii rozpoczyna się na bagnistym festiwalu rockowym. To tam spędza upojną noc z właśnie poznanym, nieziemsko przystojnym Amerykaninem Jackiem Qwantem (w tej roli Patrick Dempsey znany z filmu „Zaczarowana” czy serialu „Chirurdzy”). Jest szarmancki, doskonale wiedzący czego chce, a dodatkowo – prowadząc portal randkowy dorobił się milionów. To jednak nie moment na szczęśliwe zakończenie.
Kilka dni później podczas imprezy zorganizowanej przez przyjaciół Bridget hektolitry alkoholu znów zrobiły swoje. Kobieta ląduje w łóżku z kolejnym facetem i to nie byle kim. Mowa bowiem o Marku Darcym (Colin Firth, gwiazda filmu „Jak zostać królem” i „Mamma Mia”), byłym narzeczonym głównej bohaterki, teraz żonatym z piękną Camillą. Bridget ma nie lada problem, gdy dowiaduje się, że Darcy właśnie się rozwodzi (mężczyzna nigdy nie przebolał straty swojej byłej ukochanej), a ona sama zaszła w ciążę. Pytanie tylko, który z adoratorów jest szczęśliwym ojcem. Od tej chwili jeden i drugi na przemian będą rywalizować o względy blondynki.
W filmie „Bridget Jones 3” (oryginalny tytuł „Bridget Jones’s Baby”) – który polscy widzowie mogą oglądać już od ubiegłego piątku – powraca dobrze nam znana bohaterka. Ponownie popełnia wiele gaf (które z reguły obracają się na jej korzyść) i wiecznie wpada w tarapaty. Panicznie boi się samotności i boryka się z kompleksami. Ale odgrywana przez Renée Zellweger postać również dojrzała.
15 lat po premierze kultowej pierwszej części „Dziennik Bridget Jones” 43-letnia bohaterka już nie liczy kalorii i nie wciska się w za małe o dwa rozmiary ubrania. Osiągnęła swoją wymarzoną wagę. Rzuciła palenie, pije mniej wina, pracuje jako producent wiadomości. Krótko mówiąc – wydaje się (szczególnie jej samej), że w końcu opanowała swoje życie. Jest silna i jak na tę lawinę nieszczęść, która na nią spada – wyjątkowo pogodna. Ludzka. Panie na całym świecie bez trudu odnajdują w Bridget samą siebie. Nic więc dziwnego, że twórcy obrazu i tym razem liczą na kasowy sukces filmu.
Równie wielką sympatią, co bohaterka, cieszy się sama Zellweger. I choć w 2003 roku aktorka otrzymała Oscara za rolę w filmie „Wzgórze nadziei”, to właśnie Jones stała się jej alter ego. Trudno nam sobie wyobrazić inną Bridget, choć jej odtwórczyni nie jest nawet Brytyjką. Renee urodziła się w małym mieście w amerykańskim stanie Teksas. Przygotowując się do każdej części filmowej trylogii, uczyła się brytyjskiego akcentu i brała lekcje u trenera głosu. Na szczęście tym razem nie musiała już przybierać na wadze.
Do pierwszej, a potem drugiej części sagi: „Bridget Jones: w pogoni za rozumem” przytyła kilkanaście kilogramów. W tym celu codziennie spożywała posiłki o wartości energetycznej przekraczającej 4000 kalorii, czyli dwukrotnie więcej niż zaleca się kobietom. Jej jadłospis był koszmarem dietetyków, marzeniem wielu wiecznie trzymających linię. Nie było mowy o warzywach i owocach – kobieta pochłaniała fast foody, słodycze i inne niezdrowe przekąski. O ćwiczeniach na siłowni nie mogło być mowy. – Przy poprzednim filmie przekonałam się, że jeden pączek nie załatwia sprawy. Trzeba ich zjeść 20, żeby osiągnąć zamierzony efekt – mówiła aktorka.
Nic dziwnego, że po premierze pierwszej części Zellweger miała obiekcje przed wystąpieniem w sequelu. Powrót do normalnej wagi był w końcu dla aktorki nie lada wysiłkiem. Czek opiewający na kwotę 15 milionów funtów (cztery razy więcej niż zarobiła za część pierwszą) potrafi jednak wiele wynagrodzić. Suma ta niejednego może przyprawić o zawrót głowy. Co więcej, kiedy okazało się, że obsada w postaci Zellweger, Firtha i Hugh Granta (aktora znanego głównie z komedii romantycznych zabrakło w trzeciej części) chce włączyć się w projekt, nagle z niskobudżetowego filmu – 3 miliony dolarów, stał się superprodukcją. Twórcy dostali na jego realizuję 25 milionów dolarów.
Wróćmy jednak do Zellweger. Kiedy problem wagi zniknął, przy trzeciej części filmowych przygód o Bridget dyskutowano głównie o... twarzy Amerykanki. Medialna burza wokół aktorki trwa, odkąd ta pojawiła się na jednej z imprez wyraźnie odmieniona. Nikt nie miał wątpliwości, że „nowa twarz” Zellweger to nie do końca udane dzieło jej chirurga.
– To nie botoks ani operacja, tylko porwanie. Ktoś podmienił Renée. Wołajmy policję! – grzmiała na Twitterze dziennikarka Viv Groskop. Sama aktorka tłumaczyła, że swój nowy wygląd zawdzięcza zdrowszemu i bardziej spokojnemu trybowi życia. Wielu ma jednak poważne obawy, czy wybierając się na nową część przygód Jones pozna główną bohaterkę.
Jedno jest pewne – widzów w kinach i tak nie brakuje. Książki Helen Fielding – na podstawie, których powstały filmy o perypetiach sympatycznej Brytyjki – przeczytało ponad 45 milionów osób na całym świecie. Podobnie jest z obrazami. To światowy fenomen. W „The Times” pisano, że dzięki tym tomom „...każda kobieta, która kiedykolwiek miała posadę, faceta, a przede wszystkim matkę, będzie umierać ze śmiechu”. Czytelnicy „ The Guardian” uznali książkę za jedną z najlepiej opisujących XX wiek. Dodatkowo reżyserka pierwszej i trzeciej części trylogii Sharon Maguire przyznaje, że kobiety wielokrotnie zaczepiały ją na ulicy, zwierzając się ze swoich problemów miłosnych i prosząc o radę.
To nie koniec emocji. Na wielki ekran przeniesiona ma zostać również trzecia książka Fielding „Szalejąc za facetem”. Czwarta „Dziecko Bridget Jones: Dzienniki” – która ukaże się już w październiku – fabułą będzie luźno nawiązywać do obrazu, który 16 września wszedł na ekrany polskich kin.
Autor: Sylwia Arlak