Tym razem na rozgrzewkę sprawdzian na modny dziś temat - pamięci o ważnych wydarzeniach historycznych. Pytanie brzmi: kto to i w jakich okolicznościach to powiedział?
„Mówi, ja dostawałam, powiem ci 6 tysięcy... 6 tysięcy... Rozumiesz to? Albo złodziej, albo idiota... To niemożliwe, żeby ktoś za tyle pracował. Ona mówi, że jej koledzy z uczelni się w głowę pukają, albo nie wierzą właśnie, a jak uwierzą, to się w głowę pukają, co ona tu jeszcze robi”.
Trochę niezborne, prawda? Tak najwidoczniej na substancję szarą w mózgu działają ośmiorniczki zmieszane z policzkami wołowymi. A więc kiedy, kto, do kogo wyszedł takim wistem? Jest rok 2014, warszawska restauracja Sowa i Przyjaciele. O marnych zarobkach swej koleżanki mówi Elżbieta Bieńkowska, ówczesna wicepremier i minister infrastruktury, a dzisiejsza wysoka komisarz unijna. Jej słuchaczem jest Paweł Wojtunik, szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
Ilu takich ludzi przechowuje lub przygotowuje bydgoski ratusz? Doradców prezydent Bruski ma czterech, asystenta jednego. Średnia płaca doradców wynosi - uwaga! - 6536 zł.
Wypowiedź Elżbiety Bieńkowskiej przypomniała mi się, gdy parę dni temu czytałem, że Sejm uchwalił nowelizację ustawy, która likwiduje stanowiska doradców i asystentów w samorządach wszystkich szczebli - od marszałka województwa po wójta. Intencja posłów Kukiz’15, którzy zabiegali o tę zmianę, jest - w przeciwieństwie do elukubracji Bieńkowskiej - klarowna. Etaty doradcy i asystenta to polityczna przechowalnia dla swojaków, którzy chwilowo spadli ze świecznika, lub dojrzewalnia dla żółtodziobów przygotowywanych do wielkiego skoku.
Ilu takich ludzi przechowuje lub przygotowuje bydgoski ratusz? Doradców prezydent Bruski ma czterech, asystenta jednego. Średnia płaca doradców wynosi - uwaga! - 6536 zł. Złodzieje to czy idioci? Proszę spytać Elżbietę Bieńkowską. A co powiedzieć o asystencie, zarabiającym 4 tysiące brutto? Superzłodziej albo idiota do kwadratu?
Warto dodać, że trzech doradców szepcących do ucha wojewodzie i wicewojewodzie kujawsko-pomorskiemu zarabia średnio po 4257 zł. W tym jednak wypadku jest to wynagrodzenie zasadnicze. Można się domyślać, że szefowie, ludzkie paniska, w premiach czy nagrodach dorzucają swym doradcom małe co nieco. Przynajmniej tyle, by choć wydobyć ich ze strefy superzłodziei i idiotów do kwadratu.
Doradcy wojewodów, jeśli psychicznie poradzili sobie ze świadomością swych nędznych pensji, mogą spać spokojnie. Ich nowa ustawa nie dotyczy. A czy my, petenci, powinniśmy się cieszyć, że ciepłe posadki stracą samorządowi doradcy i asystenci? Nie jest to takie oczywiste. Jak świat światem, a władza władzą, liderzy dbają o swe polityczne zaplecze. Ta dobra pamięć i dobre serce szefa leży u podstaw organizacyjnej lojalności. Jestem więc pewien, że zwolnieni z ratusza czy urzędu marszałkowskiego doradcy i asystenci nie wypadną na dobre z personalnej karuzeli. Za parę miesięcy odnajdziemy ich na stanowiskach kierowników wydziałów w urzędach albo członków zarządu spółek należących do samorządów. I w nowych miejscach pracy być może zajmą miejsce kogoś, kto był lepszym urzędnikiem czy szefem firmy, lecz nie miał tak dobrych koneksji politycznych.
W ten oto sposób dochodzimy do wniosku, że przynajmniej niektórych doradców i asystentów lepiej byłoby trzymać na dotychczasowych stanowiskach i płacić im jak złodziejom lub idiotom, byle innym nie utrudniali roboty.