Igor Girkin - zbrodniczy rekonstruktor ruskiego miru. Dlaczego Ukraińcy wyznaczyli za niego nagrodę?
Płk Igor Girkin znów wyruszył na wojnę, aby walczyć o powrót rosyjskiego imperium. Ukraiński wywiad oferuje za niego 100 tys. dolarów, oskarżając o liczne zbrodnie wojenne, w tym zabójstwo 298 osób z malezyjskiego boeinga zestrzelonego w 2014 roku. Kim jest były "minister obrony" Donieckiej Republiki Ludowej?
Popularny bloger-nacjonalista to jedyny wojskowy z Rosji, za którego wyznaczono taką nagrodę. Komunikat o tym opublikował w minioną niedzielę Główny Zarząd Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy. Stało się to zaraz po informacjach, że pojechał walczyć na froncie. Ukraińcy gwarantują wypłatę pieniędzy każdemu, kto przekaże w ich ręce „jednego z najsławniejszych rosyjskich terrorystów”. Igor Girkin w pełni zasłużył na takie miano.
Służba Bezpieczeństwa Ukrainy i Prokuratura Generalna w Kijowie prowadzą przeciw niemu liczne sprawy dotyczące terroryzmu, tortur, morderstw i „naruszenia suwerenności państwa”. Zbrodni dopuścił się w 2014 roku, gdy najpierw na Krymie wspierał przejęcie półwyspu przez Rosję, a potem w Donbasie wszczął zbrojnie wystąpienie separatystów.
Miłośnik caratu i wojny
Rosyjski nacjonalista, monarchista i imperialista - tak o sobie mówi Girkin, znany także pod pseudonimem Striełkow. Carskie samodzierżawie uważa za optymalną formę rządów w Rosji. Twardy autorytaryzm - jego zdaniem - najlepiej pasuje do realiów społecznych i gospodarczych w kraju. Rosjan i Ukraińców uważa za jeden naród („z małymi regionalnymi różnicami”), który po upadku ZSRR podzieliły klany postkomunistycznych oligarchów i knowania Zachodu. Gdyby od niego zależało, użyłby milionowej armii i broni atomowej, by złamać opór Ukrainy i zająć co najmniej jej południowo-wschodnią część, którą - nawiązując do carskich czasów - nazywa „Noworosją”.
Śledczy i dziennikarze z wielu krajów prześwietlali nieraz jego biografię, co nie jest łatwe w przypadku kadrowego oficera Federalnej Służby Bezpieczeństwa Rosji (oficjalnie od 2013 r. w rezerwie). Urodził się w grudniu 1970 r. w Moskwie. Kiedy rozpadał się Związek Radziecki, studiował historię. Szczególnie interesował się I wojną światową i ruchem białogwardyjskim, który po przewrocie październikowym Lenina walczył z bolszewikami. Zna na pamięć detale bitew sprzed wieku, uzbrojenie i mundury. Już jako 18-latek nie ograniczał się do czytania książek i archiwaliów. Był jednym z pionierów wojennych grup rekonstrukcyjnych w Rosji. Z lubością wcielał się w carskiego żołnierza podczas historycznych inscenizacji (do dziś nosi staromodny wąsik). Zbierał starą broń, kierował m.in. klubem miłośników cekamów (dawnych ciężkich karabinów maszynowych).
Udawane walki szybko przestały wystarczać młodemu historykowi. Dzień po obronie dyplomu w Moskiewskim Instytucie Historyczno-Archiwistycznym, wyruszył na swoją pierwszą, prawdziwą wojnę.
- Igor od dzieciństwa był patriotą, pasjonował się sprawami wojskowymi i faktycznie stał się zawodowym wojskowym - wspominał w gazecie „Komsomolskaja Prawda” były dziennikarz Andriej Rodkin.
Latem 1992 r., razem z 21-letnim Girkinem, pojechał na wojnę domową w Mołdawii, od której - przy wsparciu rosyjskich ochotników i armii - chciało odłączyć się Naddniestrze. Z zamiłowania do wojaczki nie wyleczyła „rekonstruktor” nawet śmierć najbliższego kolegi. Kilka miesięcy później walczył już jako ochotnik w Bośni i Hercegowinie, gdzie autonomii żądali Serbowie sympatyzujący z Rosją. Do Moskwy wrócił w następnym roku, by odbyć obowiązkową służbę wojskową, po której został żołnierzem kontraktowym rosyjskiej armii. W jednostce zmotoryzowanej walczył podczas pierwszej wojny czeczeńskiej. Kilka lat później - podczas drugiej wojny czeczeńskiej - służył już jako funkcjonariusz FSB, rozpracowujący partyzantkę w Czeczeni i sąsiednim Dagestanie. Wtedy też zaczął publikować swoje artykuły, m.in. w skrajnie nacjonalistycznej gazecie „Zawtra”, sławiącej imperium rosyjskie.
- Igor i ja byliśmy romantykami, mieliśmy już wtedy wyższe wykształcenie i przyzwoity zasób wiedzy - oceniał w 2014 r. pisarz Michaił Polikarpow w gazecie „Maskowskij Komsomolec”.
Obaj walczyli w dawnej Jugosławii. Girkina opisywał jako człowieka oddanego idei odbudowy wielkiej Rosji. Manierami i wyglądem przypominał mu carskiego oficera. Nie przypadkiem też tak nazywał go jeden z serbskich dowódców.
- Wojna stała się jego ścieżką. Ma mocny charakter, znakomite wykształcenie, szerokie spojrzenie. Powiedziałbym, że to figura skali Garibaldiego - podsumował Polikarpow.
Minister obrony DNR
Płk Girkin oficjalnie w 2013 r. odszedł ze służb specjalnych. Twierdzi, że przeszedł do rezerwy. Powodem miały być m.in. konflikty z niektórymi przełożonymi w FSB. Pracę znalazł jako szef ochrony Konstantina Małofiejewa, zdeklarowanego nacjonalisty i właściciela jednego z największych rosyjskich funduszy inwestycyjnych - Marshall Capital Partners. Ale już pod koniec lutego następnego roku pojawił się jako jeden z „uprzejmych ludzi” na Krymie. Tak Putin nazywał rosyjskich żołnierzy, którzy zajęli półwysep po zwycięstwie Rewolucji Godności w Kijowie i ucieczce prezydenta Wiktora Janukowycza.
Girkin przekonuje, że trafił tam jako ochotnik z własnej inicjatywy. Nie kryje, że korzystał ze wsparcia finansowego Małofiejewa, który opłacał separatystyczne ruchy na południu i wschodzie Ukrainy. Na Krymie doradzał Siergiejowi Aksionowi, byłemu bandycie i samozwańczemu premierowi, zwolennikowi przyłączenia półwyspu do Rosji. W kwietniu z 50-osobowym oddziałem wyruszył w rejon Doniecka i Ługańska, by zbrojnie wspomóc tworzące się prorosyjskie republiki. Opanował ponad 100-tysięczny Słowiańsk w Donbasie i ogłosił się jego komendantem. Zrobił to - jak twierdzi - głównie ze zwerbowanymi przez siebie byłymi żołnierzy ukraińskiej armii, którzy przeszli na stronę Rosji. Wkrótce też został „ministrem obrony” tzw. Donieckiej Republiki Ludowej.
- 80 procent ludności chce dołączyć do Rosji - przekonywał w wywiadzie udzielonym pod koniec kwietnia 2014 r. w Słowiańsku. - Motywacja tych, którzy przyszli ze mną i dołączyli do nas, jest szersza. Mówią: nie chcemy na tym poprzestać, chcemy iść dalej i wyzwolić Ukrainę od nazistów.
Występował wtedy pod pseudonimem Igor Striełkow (nazwisko babki), którego używał już podczas wojny w Czeczeni. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy szybko ustaliła, że „Striełkow” to w rzeczywistości Girkin, funkcjonariusz rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU. Ona sam zaprzecza do dziś, aby służył w GRU, czy w ogóle pełnił jakiekolwiek funkcje w państwowych organach Rosji po odejściu z FSB w 2013 r.
Jako pasjonat historii i wojennych rekonstrukcji przed laty wielokrotnie legalnie odwiedzał Ukrainę. Jeszcze na przełomie stycznia i lutego 2014 r. przybył do Kijowa, oficjalnie w ochronie delegacji, która przywiozła „Dary Trzech Króli” do Ławry Kijowsko-Peczerskiej (sanktuarium podległego rosyjskiej cerkwi prawosławnej). Przy okazji - jak twierdzi - wybrał się wtedy obejrzeć protestujących na Majdanie. Wniosek z tej wizyty wysnuł jeden: Ukraina wkrótce się rozpadnie i trzeba działać, żeby jej terytorium „wróciło do matiuszki Rosji”.
Zbrodniarz w imię Rosji
W okupowanym Słowiańsku Girkin była panem życia i śmierci. Powołał „trybunał wojskowy”, który aresztował i skazywał ludzi podejrzanych o sprzyjanie władzom w Kijowie. Pod rządami „Striełkowa” mordowano ukraińskich aktywistów. Zginął m.in. radny z miasta Gorłowka, który chciał przywrócić flagę Ukrainy ściągniętą z siedziby mera. Ciała dwóch działaczy Prawego Sektora ze śladami tortur odkryto w rzece. Sam Girkin dwa lat temu przyznał w wywiadzie z ukraińskim dziennikarzem Dmitrijem Gordonem, że wydał rozkaz ich rozstrzelania, ponieważ należeli do „dywersyjnej grupy”. Powtarzał, że w czasie wojny to nic nadzwyczajnego. Walczył o przywrócenie Rosji należnych terytoriów, a na wojnie, jak to na wojnie, wrogów po prostu się zabija. I dalej zapowiadał to robić.
- Znaczna część dzisiejszej Ukrainy zajmuje historyczne ziemie Rosji i mam nadzieję, że wcześniej czy później nastąpi zjednoczenie - mówił do kamery. - Podkreślam, nie zawojowanie, nie zajęcie, a zjednoczenie.
Wojaczkę zakończył nagle po kilku miesiącach. Najpierw musiał opuścić Słowiańsk, okrążony przez ukraińskie oddziały. A w połowie sierpnia - po konflikcie z nowymi władzami w Doniecku - wrócił do Moskwy. O utratę funkcji ministra obrony DNR oskarżał Władysława Surkowa, zaufanego prezydenta Władimira Putin, który kontrolował ekipy rządzące w „ludowych republikach” w Donbasie. Głośno skarżył się, że bandyci i skorumpowani politycy przejęli tam władzę. Siebie przedstawiał jako człowieka honoru - surowego, ale sprawiedliwego dowódcę - oddanego sprawie Noworosji. Karał brak dyscypliny i maruderstwo wśród podkomendnych. Kilku skazał nawet na śmierć, a jednego pijanego osobiście zastrzelił. O niepowodzenia na froncie obwiniał „piątą kolumnę” w rosyjskich elitach. Krytykował niedostateczną pomoc wojskową kremlowskiej wierchuszki dla separatystów w Donbasie i zawarcie porozumień w Mińsku o zawieszeniu broni.
Samego Putina początkowo wprost nie atakował. Wytykał co najwyżej zbyt małe zdecydowanie i tolerowanie w swoim otoczeniu oligarchów rozkradających bogactwa Rosji.
- Gdybym to ja rządził Federacją Rosyjską i zdarzyła się taka sytuacja jak w 2014 roku na Ukrainie, to dziś Ukraina byłaby już w jej składzie - przekonywał w jednym z wywiadów.
Zanim jeszcze wrócił do Moskwy, doszło do zestrzelenia samolotu pasażerskiego malezyjskich linii lotniczych nad terenem kontrolowanym przez separatystów. Boeing 777 leciał 17 lipca 2014 roku z Amsterdamu do Kuala Lumpur. Girkin pochwalił się najpierw w internecie strąceniem ukraińskiego samolotu wojskowego. Wpis szybko zniknął, kiedy okazało się, że rakieta trafiła cywilną maszynę.
Międzynarodowy zespół śledczy ustalił, że to m.in. dowódca oddziałów DNR odpowiada za zastrzelenie boeinga. Wydano za nim list gończy i nakaz aresztowania. Po kilku latach holenderska prokuratura zaocznie oskarżyła go i trzech podkomendnych z Rosji i Ukrainy o śmierć 298 pasażerów i członków załogi samolotu. Wszyscy odmówili udziału w procesie. W listopadzie spodziewany jest wyrok sądu w Hadze.
- Jako obywatel Rosji nie uznaję żadnych międzynarodowych sądów nad sobą. Nie zamierzam grać na obcym terytorium na obcych prawach - mówił Girkin.
I przekonywał, że podległe mu ochotnicze oddziały w Donbasie nie mogły zestrzelić samolotu z powodu braku rakiet ziemia-powietrze o wystarczającym zasięgu. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy zebrała jednak dowody, że m.in. dzień po tragedii uzgadniał telefonicznie powrót do Rosji wyrzutni Buk, z której odpalono rakietę w kierunku boeinga.
Bloger i celebryta
Po powrocie do Moskwy zyskał sporą popularność jako bohater walk w Donbasie. Występował w telewizji, udzielał wywiadów, pisał artykuły dla gazet i internetowych portali.
- To ja nacisnąłem spust wojny. Gdyby nasz oddział nie przeszedł granicy, to wszystko skończyłoby się jak w Charkowie, Odessie - podkreślał swoją rolę w roznieceniu wojny na wschodzie Ukrainy.
Stanął na czele społecznego ruchu Noworosja, który wspierał separatystów w Doniecku i Ługańsku. Raz po raz pisano w rosyjskich mediach, że ma zakładać nową partię i startować w wyborach parlamentarnych, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Działalność polityczna przyniosła inny niespodziewany efekt. Jego bliską współpracownicą została 21-letnia wówczas Mirosława Reginskaja, rodem z Doniecka (ojciec walczył w oddziałach DNR). Starszy o 23 lata Girkin imponował młodej kobiecie, nawiązali romans. Miał już wtedy za sobą dwa małżeństwa. Choć deklarował się jako zwolennik konserwatywnych wartości i żarliwy obrońca prawosławia, porzucił wcześniej dwie żony, z którymi ma troje dzieci, w tym ciężko chorego, niepełnosprawnego syna. Drugą poznał podczas wojny w Czeczeni, służąc tam jako kapitan specnazu FSB. Pochodziła z czeczeńsko-rosyjskiej rodziny, zatrudnił ją jako tłumaczkę. Z trzecią - Reginskoj wziął ślub zaledwie po kilku miesiącach znajomości. Zrobił to w dzień swoich 44. urodzin, dwa lata później na świat przyszła córka.
Kłopoty finansowe, wynikające zapewne z płacenia alimentów i braku większych dochodów, skłoniły go w 2019 roku, by wystawić na sprzedaż złoty „Medal na pamiątkę zjednoczenia Krymu z Rosją”. Dostał go pięć lat wcześniej od miliardera Małofiejewa.
- „Nigdy nie miałem szczególnego szacunku dla tej nagrody, ponieważ jest ona: a) nie państwowa, b) nie wojskowa, c) z wizerunkiem twarzy, której w ogóle - z wyjątkiem bardzo krótkiego okresu w 2014 roku - nigdy szanowałem, a od 2015 roku - szczerze gardzę” - wyjaśnił zaskoczonym znajomym na swoim profilu VKontakte (rosyjskim odpowiedniku Facebooka).
Na awersie medalu był stylizowany na rzymskiego cesarza portret Putina z wieńcem laurowym na głowie. Girkin nie krył rozczarowania polityką gospodarza Kremla. Przeciwnie do demokratycznej opozycji, nie chodziło mu jednak o niszczenie wolności słowa czy fałszowanie wyborów. W 2018 r. podczas internetowej debaty z Aleksiejem Nawalnym wyznał, że traktował rządy Putina jako „etap przechodni w odbudowie samodzierżawia w Rosji”. Chwalił zrywanie przez niego związków z Zachodem oraz „przywracanie suwerenności ekonomicznej i politycznej” Rosji.
- W 2014 roku liczyłem, że oczyści swoje osobiste otoczenie, zrobi odgórną rewolucję - mówił. - Zajęcie Krymu rozumiałem jako przekroczenie Rubikonu, po którym nie może się cofnąć.
Tymczasem - jak ubolewał - Putin zdradził Noworosję i pozwolił, by „Ukraina stała się bronią w rękach Zachodu, zamieniając się w drugą Polskę”.
Powrót na front
Wiarę w imperialistyczną duszę Putina odzyskał dopiero 24 lutego tego roku.
- To lepsze niż oczekiwałem. Operacja wygląda bardzo poważnie. Tak jak osobiście wzywałem w ciągu minionych lat - chwalił na gorąco zbrojną napaść rosyjskiej armii na Ukrainę.
Z zadowoleniem mówił o skali ataku i oczekiwał „pełnego rozbicia wojenno-politycznego kijowskiego reżimu”. W rosyjskich mediach - tradycyjnych i społecznościowych - dzień w dzień relacjonował i oceniał sytuację. Był zapraszany jako wojskowy ekspert z bogatym doświadczeniem bojowym. Jego konto na Telegramie obserwuje dziś ponad 800 tys. osób.
Z czasem zaczął tracić wiarę w szybkie powodzenie „specjalnej operacji zbrojnej”, jak w Rosji nazywa się oficjalnie wojnę przeciw Ukrainie. Już wiosną apelował, by ogłosić przynajmniej częściową mobilizację i podporządkować rosyjską gospodarkę produkcji wojennej. Domagał się zbrojnych ataków na siedziby i przedstawicieli ukraińskich władz. Zgłaszał też gotowość walki na froncie lub formowania ochotniczych oddziałów.
Po kolejnych udanych kontrofensywach ukraińskich sił zbrojnych, zaostrzył krytykę rosyjskiego dowództwa. Jako szczególnie nieudolnego wskazywał ministra obrony Siergieja Szojgu. Wielokroć drwił z jego niekompetencji. Publicznie żądał dymisji, a nawet rozstrzelania za zdradę i fatalne przygotowanie armii do wojny.
- Na froncie brakuje żołnierzy i oficerów, wiele jednostek i formacji „pozostało tylko na papierze”, bierzemy z magazynu sprzęt z połowy ubiegłego wieku - pisał oburzony w lipcu. - Szojgu zamienił rosyjska armię w motłoch.
Surowa krytyka rządzących uchodziła na sucho Girkinowi, choć inni w Rosji po 24 lutego za znacznie delikatniejsze słowa trafiali za kraty z zarzutami o dyskredytację armii, za co grozi do 15 lat więzienia. Dla wielu to jeden z dowodów na jego silne związki ze służbami specjalnymi. W lipcu dziennikarze niezależnych portali śledczych The Insider i Bellingcat ujawnili, że były „minister obrony DNR” długie lata po powrocie do Moskwy posługiwał się dokumentem na nazwisko Siergiej Runow. Korzystał z niego m.in., gdy latał samolotami po Rosji. Jak ustalono, fałszywymi dokumentami z tej samej serii legitymowali się także agenci FSB odpowiedzialni za próbę otrucia Nawalnego.
Christo Grozev, szef Bellingcat, nie wyklucza, że Girkin może mieć materiały kompromitujące niektóre osoby z kremlowskiej elity. Z pewnością posiada zaś spore poparcie w rosyjskiej armii i służbach specjalnych, gdzie jest wielu zwolenników zaostrzenia wojny z Ukrainą, w tym użycia broni jądrowej.
Sam Girkin 2 października przewidywał w rozmowie z portalem business-gazeta.ru: - Ten konflikt może zakończyć się, albo całkowitym zwycięstwem Federacji Rosyjskiej i porażką tzw. Ukrainy, albo porażką i smutą w samej Rosji. Nie ma innych opcji.
Kilka dni później przestał publikować w internecie. Rosyjscy blogerzy wojenni zaczęli pisać, że wyruszył na front, by zostać zastępcą dowódcy jednego z ochotniczych oddziałów. Pośrednio potwierdziła to jego żona, która opublikowała na VKontakte zdjęcie, na którym przytula się do męża w wojskowej kurtce. Zapewniła, że wszystko jest w porządku i wkrótce się odezwie.
I faktycznie. 14 października Girkin napisał na Telegramie, że jest „w czynnej armii”. W sieci pojawiły się też zdjęcia, które mają go przedstawiać w rejonie walk.
Doniesienia te potwierdził następnie ukraiński wywiad. - To główny klient Hagi, jest ważnym nosicielem informacji - powiedział w poniedziałek Kirył Budanow, szef Głównego Zarządu Wywiadu Ukrainy, komentując wyznaczenie 100 tys. dolarów nagrody za Girkina. W wywiadzie dla programu „Orestokratia” ujawnił, że otrzymano już kilka „absolutnie wiarygodnych informacji” o poszukiwanym Rosjaninie.
- Znamy jedno z jego miejsc pobytu. Przybył już na terytorium okupowanej Ukrainy - dodał.
Do nagrody oferowanej przez wywiad dorzucili wkrótce prywatnie po 10 tys. dolarów niektórzy Ukraińcy, w tym aktywista społeczny Serhij Sternenko, Taras Topolia, rzecznik młodzieżowej rady przy prezydencie Ukrainy, pisarz Walerij Markus i tenista Serhij Stachowskij. Kolejni się zgłaszają.
Aleksiej Arestowycz, doradca prezydenta Ukrainy, wątpi jednak, czy nagroda zostanie wypłacona.
- Ma większe szanse na śmierć, niż pojmanie - ocenił w programie „Fejgin Live” wyjazd Girkina na front. I dodał, że prędzej zginie on z rąk „swoich”, niż w wyniku ukraińskiego ostrzału.
- Jaki jest problem z symbolicznymi postaciami na linii frontu? Ciebie o wiele łatwiej tam zabić niż w Moskwie. Powiedzą, że zdarzył się ostrzał. Taka bieda, a ciało spłonęło...