Informatyka medyczna bardzo wrażliwa. Komentarz prof. Ryszarda Tadeusiewicza
Atak na szpital w Barcelonie przypomniał, jak bardzo służba zdrowia uzależniona jest od wsparcia informatycznego
Rozwój technik cyfrowych spowodował, że obecnie większość naszych aktywności - zawodowych i prywatnych - realizujemy przy użyciu komputerów. Niestety, wraz z tym do sfery cyfrowej przeniosła się też przestępczość.
Hackerzy włamują się do różnych komputerów i wyrządzają różne szkody. Takie włamanie zawsze jest przestępstwem, ale mimo zdecydowanej dezaprobaty dla takich działań - informacje o włamaniach do serwisów różnych przedsiębiorstw (na przykład banków) przyjmuję dość spokojnie. Jak świat światem - włamania do banków się zdarzały. Dawniej przestępcy otwierali bronione szyfrem sejfy, a ci mniej subtelni pruli kasy pancerne palnikiem spawacza lub piłą mechaniczną z diamentową tarczą tnącą. Teraz bankowość przeniosła się do cyberprzestrzeni, więc włamania i kradzieże mają miejsce w sieci Internet. Oburzające, ale nie wykraczające poza skalę typowej przestępczości. Zetknąłem się z tą problematyką bardzo blisko, gdy w latach 90. XX wieku pracowałem jako doradca Prezesa Banku BPH ds. informatyki, więc mam na ten temat trochę wiedzy z pierwszej ręki.
Nie jestem także skłonny rozdzierać szat wspominając włamania do serwisów internetowych polityków albo celebrytów. Oczywiście nie popieram takich działań, ale jest to tylko ciąg dalszy różnych form „podkładania świni”, które w tych sferach miały miejsce zawsze, także na długo przed pojawieniem się komputerów.
Natomiast to, do czego obecnie posunęli się hakerzy - woła o pomstę do nieba. Na początku marca br. grupa zajmująca się cyberprzestępczością, która sama siebie nazywa Ransom House, zaatakowała i zniszczyła system informatyczny Hospital Clínic w Barcelonie. Szpital de facto padł. Pozbawiony wsparcia informatycznego musiał odwołać wszystkie planowane operacje i konsultacje. Tych odwołanych działań były setki, a za każdym takim odwołaniem stał los człowieka, który już wierzył, że będzie leczony i odzyska zdrowie - a doznał rozczarowania. Wielu z tych pacjentów, których nie udało się leczyć - po prostu umrze, więc ci hakerzy mają krew na rękach!
Grupa Ransom House zwykle proponuje przywrócenie stanu używalności „zhakowanego” systemu po zapłaceniu ogromnego okupu. Tym razem jednak nie zgłosiła się po pieniądze i nie dała szans na „reanimację” szpitalnego systemu. Zresztą, czy jakikolwiek szpital byłoby stać na zapłacenie wielomilionowego okupu?
Może jednak to nie byli ci znani (z najgorszej strony) hakerzy, tylko jakaś zagraniczna instytucja? Służby cyberbezpieczeństwa Hiszpanii dowodzą, że atak został przeprowadzony spoza tego kraju. Skąd? Tego można się tylko domyślać.
Szpital jest unieruchomiony, poufne dane pacjentów są zrabowane i mogą posłużyć do różnych szantaży, służby ratownicze są pozbawione cyfrowej organizacji pracy, więc muszą wrócić do metod ręcznego zarządzania, czego już nikt nie umie. Katastrofa!
Atak na szpital w Barcelonie przypomniał, jak bardzo współczesna służba zdrowia uzależniona jest od wsparcia informatycznego. Sprzętu komputerowego i teleinformatycznego można kupić dowolną ilość, bo z tym kłopotów nie ma. Wąskim gardłem jest sprawa kadr. Generalnie dobrze wykształconych informatyków jest wciąż za mało, a dla zajmowania się systemami obsługującymi szpitale konieczne jest, by specjalista znał przynajmniej w podstawowym zakresie zagadnienia biologii i medycyny. Takich specjalistów bardzo teraz potrzeba, a nikt ich nie kształci. Tymczasem propozycja otwarcia nowego kierunku studiów pod nazwą „Informatyka Medyczna”, zgłoszona ostatnio przez Katedrę Biocybernetyki i Inżynierii Biomedycznej AGH, natrafiła na przeszkody administracyjnej natury i chyba nie dojdzie do skutku.
Czy znowu czekamy, żeby Polak był mądry po szkodzie?