Inni widzieli na 10 metrów. Piłsudski na 100 i więcej
Marszałek wywarł wielki wpływ na państwo polskie, ale jeszcze większy na Polaków. Rozmowa z prof. Tomaszem Gąsowskim, historykiem z UJ, który jest wytrawnym znawcą Piłsudskiego, XIX i XX w. i relacji polsko-żydowskich.
- „Robią ze mnie małpę” - skarżył się Józef Piłsudski Aleksandrze Zagórskiej, gdy czytał, co na jego temat pisano. Czy my dzisiaj nie robimy z Marszałka „małpy”?
- Raczej herosa, ikonę, nieomal świętego. Człowieka, który może patronować prawie każdej opcji. I powołują się na niego różne nurty polityczne, nawet biegunowo różne od poglądów Józefa Piłsudskiego, np. chadecy. Obecny stosunek do niego oddziedziczyliśmy w sporej części po ostatnich latach II RP, a szczególnie po jego śmierci. Osierocona drużyna Marszałka dla podtrzymania swojego mocno słabnącego autorytetu powoływała się na niego. Można mówić wtedy wręcz o urzędowym kulcie Piłsudskiego. Był on dobry na wszystko. Władze PRL chciały natomiast albo jego postać przemilczeć, albo przedstawiać w złym świetle. Po odzyskaniu wolności Piłsudski znowu powrócił na piedestał.
- Decyzje podejmował najczęściej sam, nie lubił korzystać z doradców. „Oni - mówił - widzą na 10 metrów, a ja na 100 i więcej. Nie moglibyśmy się zatem porozumieć, bo widzielibyśmy co innego”. Czy widział dalej niż inni polscy politycy, począwszy od XIX stulecia do teraz?
- Niewątpliwie był bardzo przenikliwym politykiem, co wynikało z faktu, że potrafił trzeźwo oceniać polityczne realia, w tym dotyczące Polski. Cechowała go przy tym wyobraźnia polityczna, którą miało niewielu polityków na całym świecie. I miał wspaniałą intuicję.
- „Rzygać mi się chce - narzekał - kiedy słucham o tej jakiejś intuicji. Praca myśli, a nie żadna intuicja” - podkreślał. Co by Pan na to odpowiedział?
- Upieram się, że intuicję miał niezwykłą, choć podpartą pracą myśli. Dowodów na to nie brakuje. Ograniczę się do wskazania z ostatnich lat jego życia. Wiedział, że umiera. Miał świadomość, że jego otoczenie pod względem umysłowym nie jest najwyższej próby. Chciał jednak swoich następców wyszkolić, dawał im rady. Przekonywał, że wojna z Niemcami jest nieunikniona, choć myślał, że rozpocznie się na początku lat 40. Przewidział, że Francja nie stawi oporu Niemcom. Uczył swoich następców, że na sojusz z Paryżem nie ma sensu liczyć. Dlatego radził, by zbroić się. Na marginesie dodam, że główny jego rywal, czyli Roman Dmowski, od schyłku lat 20. wykazał się też wielką przenikliwością.
- Piłsudski nie okazał się prorokiem, gdy idzie o przyszłość komunizmu. Wieszczył jego kres.
- Na komunizm patrzył przez pryzmat Związku Sowieckiego, którego słabości doskonale znał. Trafnie natomiast przewidział losy Zachodu i jego stosunek wobec Polski w momencie próby. Ppłk. Kazimierzowi Glabiszowi, swojemu oficerowi do zleceń, powiedział: „Zachód jest parszywieńki”. I wysyłał tam swoich emisariuszy, zwłaszcza do Niemiec, by pomagali w monitorowaniu sytuacji. Swoim podwładnym od początku lat 30. mówił, że siedzimy na dwóch stołkach i musimy wiedzieć, kiedy z którego spadniemy.
- Czy zasadny jest podział na Piłsudskiego sprzed zamachu majowego i po nim? Prof. Jacek Majchrowski twierdzi, że jest zwolennikiem Marszałka, ale sprzed 1926 r.
- Niewątpliwie taki podział ma sens, bo w roku 1926 r. miał miejsce klasyczny pucz wojskowy, który z „puczem” z grudnia 2016 r. nie miał nic wspólnego. Po zamachu majowym postępował proces ograniczania demokracji. Trzeba jednak pamiętać, że niechęć Piłsudskiego do demokracji wzięła się z niskiej oceny jakości stanu demokracji w Polsce w pierwszej połowie lat 20. Przełomowym momentem dla niego było zabójstwo Gabriela Narutowicza, po tygodniu prezydentury. A potem ataki opozycji, odsądzającej go od czci i wiary. Bolał też z tego powodu, że młode państwo znalazło się na łasce i niełasce partii politycznych. Nienawidził tych, którzy dbali o interes swoich wyborców, a nie państwa. Po 1926 r. chciał zmienić Polskę, a widząc, że traci siły, szedł nieraz na skróty, które oddalały kraj od demokracji. W roku 1930 wstąpił na ścieżkę brutalnych działań wobec przeciwników politycznych.
- Prof. Richard Pipes, znawca Rosji, uważa, że bez Lenina nie doszłoby do zdobycia władzy przez bolszewików w 1917 r., a potem jej utrzymania. Bez Piłsudskiego niepodległość Polsce trudniej byłoby zdobyć?
- W 1914 r. zaczynał z poziomu bardzo niskiego. Po czterech latach był już bardzo ważnym graczem. W 1920 r. uchodził za tego, który uratował niepodległość Polski w wojnie z Rosją. Stosunek do niego ujawnił się w momencie jego śmierci i pogrzebu. Ból i płacz był wtedy szczery. We Wrześniu ’39 r. wielu Polaków bolało, że „Dziadka” nie ma, bo on by sobie poradził. Piłsudski wywarł duży wpływ na państwo polskie, ale jeszcze większy na Polaków. Ale może rację mają ci, którzy twierdzą, że on wygrał politycznie, ale większy wpływ na myślenie Polaków i ich system wartości miał Dmowski.
Rozmawiał Włodzimierz Knap