Inspektorzy Pogotowia dla Zwierząt odebrali sześć czworonogów [zdjęcia]
Posesja znajduje się zaraz za tabliczką Żnin Wieś. Piętrowy dom i duża, częściowo ogrodzona działka są własnością Z. Sąsiedzi niechętnie o nim mówią, za to policji jest bardzo dobrze znany.
Ostatnim pomysłem na biznes według Z. była hodowla psów w typie husky.
Szukamy Rity i Furana. Kolejny już raz
Wolontariusze Pogotowia dla Zwierząt natknęli się na ogłoszenie w internecie. Na jednym z facebookowych grup ktoś zamieścił informację, że trwają poszukiwania dwóch psów. Ritę i Furana kojarzą niemal wszyscy mieszkańcy i mundurowi, którzy szukają ich co najmniej kilka razy w miesiącu. Zwierzęta bez trudu uciekały, ponieważ na działce brakuje sporego fragmentu płotu.
Pogotowie dla Zwierząt jest organizacją, która działa na terenie całej Polski i powstała w 2001 roku. W każdym większym mieście znajdują się jej wolontariusze broniący tych, którzy sami się obronić nie potrafią. - Praca z ramienia organizacji daje nam możliwości prawne do działania - tłumaczy Piotr. - W ostatnim czasie była to nasza szósta interwencja. Zazwyczaj zajmujemy się odławianiem wolno żyjących psów. Działamy na terenie całego województwa. |
Pod ogłoszeniem z prośbą o pomoc pojawiło się inne, według którego Z. chciał oddać sześć szczeniaków. - Zadzwoniliśmy tam - opowiada Lena (nazwisko do wiadomości redakcji), wolontariuszka pogotowia. - Oddanie maluchów polegało na ich sprzedaży. Tym samym mężczyzna przyznał się do prowadzenia pseudohodowli i złamał prawo, co dało nam powód do interwencji.
W piątek rano pojechaliśmy z pogotowiem pod wskazany adres. Tym razem w towarzystwie policjantów. Z. był pewien, że chcemy kupić szczeniaka. Wytargowaliśmy, że za dwa pieski zapłacimy 400 złotych. Okazało się, że Rita urodziła jedenaście maluchów. Cztery z nich umarły, trzy zdążył już sprzedać i zostały mu tylko cztery. Na widok mundurowych mina mu zrzedła. - Przecież tylko żartowaliśmy, bo od razu domyśliliśmy się, że oni są z „animalsów” - tłumaczyła towarzysząca Z. kobieta. - Nie chcemy niczego sprzedawać.
- Szczeniaki sobie zabierzcie, ale od Furana trzymajcie się z daleka! - nerwowo krzyczał Z. - Jest z nami od samego początku. Mamy dziecko, które będzie za nim tęskniło.
Sierść pozlepiana olejem
Wolontariusze zabrali sześć psów, które były własnością Z. Zwierzęta nie miały książeczek zdrowia, ważnych szczepień, były zarobaczone, wychudzone i cierpiały na stany zapalne układu pokarmowego. Furan oprócz tego miał powiększone narządy wewnętrzne. Musiał też przejść operację łapy. U suki natomiast stwierdzono szmery w płucach.
Maluchy z matką trzymane były w szopie, która pełniła funkcję warsztatu. Walały się tam rozebrane samochody, na środku stał silnik, cuchnęło olejem, benzyną, a na podłodze leżało pełno odchodów i śmieci. - To tutaj śpią - pokazał Z., rzucając na ziemię jakiś kawałek materiału. - Przecież nie mają źle.
Właściciele pseudohodowli, które prowadzone są tylko dla zysku często zrzekają się prawa do zwierząt na rzecz fundacji, dzięki czemu mogą uniknąć prawnych konsekwencji. - Jednak takie zrzeczenia przyjmujemy tylko w momencie, gdy nie ma rażących zaniedbań - opowiada Piotr. - Tacy hodowcy traktują psy jak łatwy zarobek, jak rzecz, dzięki której można zarobić. |
Na sześć postępowań, które prowadziła policja, trzy zostały umorzone przez sądy. Nikt nie wie, ile pseudohodowli działa w naszym województwie. - Jednak, gdy nagle w internecie następuje wysyp szczeniaków danej rasy, wówczas możemy być pewni, że właśnie z taką hodowlą mamy do czynienia - uzupełnia Lena. - Dlatego na bieżąco monitorujemy strony, za pomocą których sprzedaje się zwierzęta. |
Mężczyzna usłyszy aż sześć zarzutów dotyczących rażących zaniedbań względem zwierząt. Grozi mu do dwóch lat więzienia. - Od 2009 roku w naszym województwie policjanci prowadzili sześć postępowań w sprawie pseudohodowli psów - mówi nadkom. Maciej Daszkiewicz z biura prasowego Wojewódzkiej Komendy Policji w Bydgoszczy. - Znajdowały się w powiatach żnińskim, rypińskim, radziejowskim, świeckim i toruńskim.
W 2012 roku zmieniły się przepisy, które zakazały handlowania zwierzętami nierasowymi. Nielegalne hodowle powstają jednak jak grzyby po deszczu, a ich właściciele liczą na szybki zysk. - Suki mają wywoływaną farmakologicznie cieczkę, aby szybciej zachodziły w ciąże - opowiada Piotr, wolontariusz pogotowia. - Po kilku takich porodach zwierzęta padają z wycieńczenia. Krzyżuje się brata z siostrą, przez co maluchy później mają wady genetyczne i chorują.