Instrumenty młodego lutnika z Jejkowic zachwycają światowych muzyków [FOTOKAST]
- Od dziecka miałem smykałkę z jednej strony do muzyki, z drugiej do pracy z drewnem – mówi Jacek Siwica z Jejkowic, który pracuje w rzadkim zawodzie lutnika. W ciągu kilku lat pracy stworzył już ok. 30 instrumentów dla muzyków z Polski, Niemiec, Norwegii, a obecnie tworzy wiolonczelę dla włoskiego artysty i rozpoczyna pracę nad instrumentem do Korei Południowej.
Tym co najbardziej zaskakuje jest rozmiar pracowni młodego lutnika. To niewielki pokój ze stołem warsztatowym, regałami i wiszącymi na sznurku skrzypcami. Jedne są bez strun, inne mają zdarty kolor, a na kolejnych jakiś młodociany skrzypek wyrył nożem swój pseudonim „. Uwagę zwracają też liczne nietypowe narzędzia i części wiolonczeli, które wyglądają nieco groteskowo, jak korpusy pozbawione kończyn. Jacek Siwica jest lutnikiem, więc zajmuje się tworzeniem i renowacją instrumentów – głównie smyczkowych. Jak mówi, wkrótce będzie musiał powiększyć pracownię o kolejne pomieszczenia, bo instrumentów przybywa.
Jak zaczęła się jego przygoda? – Muzyka była mi zawsze bliska. Jako dziecko uczyłem się grać na akordeonie, później na gitarze. Mój brat grał na skrzypcach, siostra na pianinie, więc w naszej rodzinie zawsze była muzykalność. Moją pasją było także zamiłowanie do drewna, a konkretnie modelarstwo lotnicze. To nauczyło mnie precyzji, a takie majsterkowanie zawsze było mi bliskie. Zrobiłem kiedyś miniaturkę jednej gitary, potem drugiej. Mój nauczyciel gitary zapytał mnie kiedyś, czy nie chciałbym zostać lutnikiem? To pytanie mnie poruszyło i nie dawało mi spokoju. Zainteresowałem się tym tematem i to była pierwsza myśl, która kierunkowała mnie prosto do Liceum Plastycznego w Zakopanem – mówi młody lutnik z Jejkowic. W Zakopanem Jacek Siwica uczęszczał do klasy o kierunku lutniczym. Wtedy też zyskał pewność, że lutnictwo to jego przyszłość. – Zdałem sobie sprawę z tego, że to moje powołanie i będzie to moją pasją na całe życie. Od tego czasu zrobiłem już ponad 30 instrumentów, głównie smyczkowych jak skrzypce i wiolonczele, ale też wykonałem zamówienie na monochord 10-strunowy, violę da gamba (instrument barokowy przypominający wiolonczelę – przyp.red.), skrzypce barokowe. Po liceum poszedł na studia lutnicze, gdzie doskonalił warsztat pracy, poszerzał wiedzę o instrumentach oraz uczył się gry na skrzypcach.
Wśród instrumentów z jejkowickiej pracowni nie zabrakło nietypowych realizacji. – Wykonałem kiedyś pięciostrunową wiolonczelę, choć normalnie wiolonczela ma cztery struny. Był to instrument barokowy, więc miał struny jelitowe, dużo więcej zdobień. Obecnie tworzę podobną wiolonczelę, ale będzie to instrument współczesny, ale też 5-strunowy na zamówienie dla włoskiego artysty. Będzie to instrument przeznaczony do muzyki jazzowej, co jest ciekawostką – mówi lutnik. Dzisiaj na Śląsku profesjonalnych lutników można policzyć na palcach dwóch rąk, pracują m.in. w Katowicach, Żywcu i Bielsku-Białej. Oprócz tego jest również kilku lutników-amatorów.
Instrumenty Jacka Siwicy oprócz naszego kraju można usłyszeć m.in. w Norwegii, Niemczech, a wkrótce również w Korei Południowej, bo młody lutnik realizuje obecnie zamówienie na barokowy instrument dla muzyka z Azji. W Polsce wielu znajomych ze szkoły i studiów Jacka gra obecnie w znanych i cenionych orkiestrach, dzięki czemu lutnik może zbierać uwagi i weryfikować wady i zalety instrumentów.
Oczywiście skrzypiec czy altówki nie można wykonywać z pierwszej lepszej deski. – Skrzypce np. najczęściej robi się z jawora i świerku, natomiast czarne podstrunnice robi się z drewna hebanowego. Obróbka drewna na instrument to długa i żmudna praca, przy której należy korzystać z wielu narzędzi, od strugów do drewna po papier ścierny. Praca dzieli się na wiele etapów, a każdy z nich ma znaczący wpływ na to, jakie będzie ostateczne brzmienie. Smyczki natomiast oprócz drewna od wieków wykonuje się z włosia pochodzącego z... końskiego ogona. Jak zapewnia lutnik z Jejkowic najważniejszym elementem każdego instrumentu smyczkowego jest mały kołek, nieco przypominający patyczek zapałki. – To dusza, bez której instrument smyczkowy nie zagra. Wykonuje się ją ze świerku, które musi mieć co najmniej 50 lat! To nie takie łatwe, by pozyskać tak stare kawałki świerku, dlatego często jest tak, że lutnicy kupują drewno jako odpad po remoncie drewnianych domów. Duszę wkłada się do skrzypiec czy wiolonczeli na samym końcu. Wkłada, a nie klei. Do tego celu służy specjalne narzędzie – duszostawiacz. Duszę ustawia się między płytami instrumentu, by je rozpierała i przenosiła drgania.
Głównym testerem nowych instrumentów Jacka jest jego żona Joanna, która uczyła się gry na skrzypcach w szkole muzycznej. Siwicowie od roku spełniają się także jako młodzi rodzice, bo w marcu na świat przyszedł mały Jaś. Rezolutny maluch uwielbia przebywać z tatą w jego pracowni i dotykać świeżo oszlifowanego drewna. Być może gdy podrośnie zarazi się twórczą pasją ojca.
Jakie są ceny nowych skrzypiec? – Skrzypce dla dzieci do nauki gry to koszt rzędu 1,5 tys. złotych. Im człowiek starszy, tym również większy musi mieć instrument, dlatego skrzypce dla dorosłych to już cena minimum 7 tys. zł – wylicza Jacek Siwica. Oczywiście im lepszy instrument, tym jego cena rośnie, a ciężko mówić o górnej granicy, bo znane są przypadki aukcji, na których historyczne instrumenty smyczkowe (np. Antonio Stradivariego) sprzedawane były po zawrotnych kwotach, np. za 45 mln dolarów, jak altówka w 2014 roku.