Inteligentny rower rodem z Mielca. Czy podbije miasta na całym świecie?
Jest składany, ma napęd elektryczny, niebanalny design, naszpikowany jest elektroniką. Idealny do poruszania się w zakorkowanym mieście. Oto JIVR - miejski rower zaprojektowany przez Marcina Piątkowskiego.
Kiedy jego koledzy ze studiów na University College of London chwalili się intratnymi kontraktami i zarobkami w dużych korporacjach, popijając piwo w piątkowe wieczory, jego ledwo było na to piwo stać. Dorabiał, sprzedając kanapki, mieszkał w akademiku, a całą swoją energię skupiał na jednym: na pracy nad inteligentnym rowerem, który zmieni sposób myślenia ludzi o codziennej komunikacji.
- Studiując w Londynie, sam przekonałem się, jak bardzo miasto może być zakorkowane. Dlatego postanowiłem, że tematem mojej pracy magisterskiej będzie znalezienie problemu społecznego, który można rozwiązać z pomocą nowych technologii - opowiada Marcin Piątkowski z Mielca, założyciel spółki Jam Vehicles. - Początkowo nie myślałem o rowerze, bo testowaliśmy hulajnogi, koła samobalansujące, skutery, motocykle, auta elektryczne. W końcu doszliśmy do wniosku, że najlepszy będzie rower. Z prostego powodu: to jest coś, co każdy zna, czego się nie boi i potrafi na nim jeździć.
Rower bez łańcucha
Projekt Marcina był na tyle nowatorski, że na realizację udało mu się zdobyć uczelniany grant w wysokości 50 tys. funtów. By myśleć o komercjalizacji swojego pomysłu zarejestrował w Londynie firmę i znalazł wspólników: jeden był projektantem w Bentleyu, drugi pracował przy napędach dla Fiata. Ale ponieważ początki firmy były trudne, a jego partnerzy dostali świetne oferty pracy, z projektu się wycofali. Mielczanin zaciągnął pożyczkę, wykupił wspólników i wziął cały projekt na siebie. Miał wtedy 23 lata i zero doświadczenia.
- Żeby pchnąć sprawy dalej, potrzebowałem inwestora, ale nikt nie traktował poważnie 23-letniego studenta - opowiada. - W końcu udało mi się namówić na spotkanie ówczesnego wiceprezesa Tesli ds. marketingu i sprzedaży w Europie, Azji i Afryce. Zgodził się zasiąść w radzie nadzorczej i zainwestować.
Wkrótce do grona zainteresowanych projektem dołączył m.in. wiceprezes PepsiCo ds. sprzedaży oraz marketingowiec odpowiedzialny za wypuszczenie nowej marki BMW.
Wtedy pieniądze przestały być barierą. Udało się zebrać ponad 1 mln dol. Pieniądze poszły na kolejne prototypy, zatrudnienie inżynierów, mechaników, którzy mieli dopracowywać rower. Trzeba było także zorganizować seryjną produkcję. Ta od początku zlokalizowana była w rodzinnym mieście założyciela spółki Jam Vehicles. Nie tylko z powodów patriotycznych, ale i prozaicznych: cały sztab specjalistów z Londynu nie potrafił zaprojektować JIVR-a tak, by cały napęd miał schowany w ramie. Dokonał tego dopiero zespół inżynierów z Mielca, a ich rozwiązanie zostało już objęte patentem.
5 lat od pomysłu do realizacji
Tak powstał JIVR, miejski składak przeznaczony dla tych, którzy mogliby jeździć na co dzień rowerem, ale z różnych względów tego nie robią. Ma silnik elektryczny, waży ok. 18 kg i osiąga prędkość 25 km na godzinę. Ale wcale nie oryginalny design sprawia, że jest innowacyjny. To pierwszy na świecie rower bez łańcucha, dający złożyć się do wielkości torby na kółkach. Wystarczy kilka ruchów i można wsadzić go do bagażnika auta, zabrać do pociągu lub autobusu. Po to, by w zakorkowanym mieście być mobilnym. Temu służą też 3 tryby jazdy: elektryczny, asysta pedałowania lub manualny. Oznacza to, że jadąc JIVR-em możemy pedałować jak w normalnym rowerze, ale kiedy w drodze do pracy pojawia się wzniesienie, a my nie chcemy zbytnio się zmęczyć, możemy włączyć napęd, który pracuje za nas.
Do tego, by używać JIVR-a w drodze do pracy zachęca także brak łańcucha, co eliminuje możliwość pobrudzenia się i wyklucza konieczność konserwacji. Naładowana bateria umożliwia zasięg do ok. 30 km, co wystarcza w przypadku codziennego poruszania się po mieście. Jeżeli bateria się rozładuje, można pedałować tak jak w zwykłym rowerze, a później naładować ją w standardowym gniazdku elektrycznym w ciągu ok. 3 godzin. Kolejną cechą, która odróżnia JIVR-a od innych rowerów tego segmentu, jest element smart, czyli elektronika. Dzięki technologii Bluetooth i aplikacji mobilnej każdy smartfon może nam służyć niczym deska rozdzielcza. To znaczy, że pokaże nam stan naładowania baterii, naszą aktualną prędkość, spalone kalorie i przebyty dystans. Kolejnym etapem w produkcji będzie naszpikowanie roweru elektroniką, skanującą miasta. Po to, by pomógł nam ominąć korki i znaleźć optymalną trasę przejazdu. A gdyby z rowerem coś było nie tak, wezwie pomoc techniczną.
- Rower będzie działał jak radar, to znaczy będzie w stanie zarejestrować każdą przemieszczającą się osobę, która ma przy sobie element elektroniczny. Dzięki temu będziemy wiedzieć, jak poruszają się samochody, autobusy - opowiada Marcin.
- A w przyszłości chcemy produkować kolejne urządzenia zaawansowane technologicznie. Dodam, że myślimy o takich bez kół, bo nie jesteśmy i nie będziemy firmą produkującą tylko rowery. Chcemy rozwiązywać problemy ludzi mieszkających w dużych miastach - podkreśla.
Komercjalizacja JIVR-a trwała 4 lata. Obecnie jest rozsyłany klientom na całym świecie: od Niemiec i Szwajcarii po kraje azjatyckie. Niektórzy klienci, którym właściciel osobiście dowoził JIVR-a, zakochali się w tym produkcie do tego stopnia, że postanowili pracować, a później zainwestować w firmę. Seryjna produkcja, zakładająca wypuszczanie poza mury mieleckiego inkubatora technologicznego ok. 100 pojazdów miesięcznie, rozpocznie się w marcu. Właściciel deklaruje, że to w Mielcu będzie biło serce zarejestrowanej w Wielkiej Brytanii firmy. To tu ma być księgowość, to tu zatrudniani będą logistycy, inżynierowie mechanicy, zaopatrzeniowcy. Bo poza pojedynczymi komponentami sprowadzanymi z Chin, całość powstaje właśnie w Mielcu. W dalszych planach jest uruchomienie własnego biura badawczo-rozwojowego.
- Przed nami jeszcze sporo pracy nad udoskonaleniem samego JIVR-a, bo chcemy, żeby ważył maksymalnie 15 kg, dzięki czemu będzie najlżejszym takim rowerem na rynku - mówi właściciel. - Myślimy też o tylnych błotnikach, ale też o cenie, bo zamierzamy ją podnieść do 3 tys. euro. Wtedy wciąż będzie najtańszym rowerem w tej kategorii.
Na razie JIVR, również ze względu na cenę, nie jest popularny wśród polskich klientów. Ale o tym właściciel, który trafił do zestawienia „30 under 30” najbardziej obiecujących przedsiębiorców przygotowywanego przez amerykańskiego „Forbesa”, mówi z uśmiechem. W końcu wysoka cena wcale nie odstraszyła milionów Polaków od iPhonów. Wystarczy przekonać ich, że to modny, ale i przydatny gadżet.