Interesy przede wszystkim
Wojna na Ukrainie zweryfikuje wiele obowiązujących dotąd dogmatów tzw. poprawności politycznej. Jeden z nich dotyczy walki o „uzdrowienie” klimatu, rozgrzewającej lewicowe umysły w Unii Europejskiej.
Okazuje się dzisiaj, że prowadzona w Brukseli zaciekła walka z energią produkowaną z węgla lub pochodzącą z elektrowni atomowych służyła przede wszystkim ekspansji rosyjskiego gazu, czyli niemiecko-rosyjskim interesom gospodarczym i politycznym. Gromada naiwniaków, która się na to nabierała oraz jeszcze większa gromada cwaniaków, która z tej kampanii czerpała krociowe zyski, teraz nieco przycichła, co nie znaczy, że nie wróci do tego pomysłu gdy tylko wojna na Ukrainie spowszednieje europejskim mediom. Spory tłumek niemieckich pożytecznych idiotów (a wśród nich z pewnością także płatnych agentów Putina) wystosował list do kanclerza Scholza, w którym domaga się przerwania dostaw broni na Ukrainę i przekonania Kijowa, żeby w imię ochrony ludności, ale także (w domyśle) niemieckich interesów z Rosją, zaprzestał walki, a zwłaszcza przestał bronić miast, które dotąd udało się uchronić przed rosyjską okupacją. List podpisali naukowcy, lekarze, artyści (a jakże!) oraz niezawodni prawnicy.
Scholz dostał kolejny argument, aby nie spieszyć się z pomocą, ale dopiero po zakończeniu walk ruszyć z ofensywą niemieckich firm, które chętnie zarobią (np. za amerykańskie pieniądze) na odbudowie zrujnowanej Ukrainy.
Innym dogmatem, obowiązującym w sytej i beztroskiej Europie, było przekonanie, że interesy zapewniają trwały pokój, a zarabianie pieniędzy jest najlepszą gwarancją bezpieczeństwa. Kto liczy zyski, ten nie myśli o wojnie – to była dewiza Zachodu w stosunkach z Rosją. Skoro tak, to niepotrzebna jest liczna armia ani nowoczesne uzbrojenie, wystarczy dobrze zapłacić za ropę i gaz, a rosyjska elita nie wystawi swoich luksusów na hazard wojennej konfrontacji. Mało tego, przez lata sprzedawano Rosji broń, dzięki której mogła zajmować się awanturami w Afryce i na Bliskim Wschodzie, równocześnie przyjaźnie uśmiechając na bankietach w Berlinie czy Paryżu. Zachwycona Merkel przyjmowała kwiaty od Putina, a na zabór Krymu i części Donbasu wzruszano ramionami skoro Moskwa pompowała tani gaz do Europy. Nie trzeba dodawać, że niemiecka klientela w Polsce gotowa była na każde łajdactwo, byle tylko w walce o władzę pozyskać przychylność i poparcie Berlina i Brukseli.
Twierdzenie, że Europa poradzi sobie bez Amerykanów, było kolejną iluzją spasionej na interesach z Rosją części naszego kontynentu. Dziś przynajmniej opinia publiczna i część mediów chciałaby rozliczenia skorumpowanych polityków. Czy jednak na Zachodzie znów nie zwycięży dewiza: interesy przede wszystkim?