Internowani w stanie wojennym
13 grudnia 1981 Wprowadzenie stanu wojennego było uderzeniem w „Solidarność” i Tysiące działaczy Związku, Ale siłę tego uderzenia odczuły Miliony Ludzi, całe społeczeństwo.
Przygotowania do stanu wojennego trwały przeszło rok. Najstarsze listy osób przeznaczonych do internowania pochodzą z października 1980 r. Jednym z pierwszych działań stanu wojennego była operacja „Azalia”, która rozpoczęła się jeszcze w sobotę 12 grudnia 1981 r. przed północą i polegała na zablokowaniu łączności. Na blisko miesiąc wojsko zajęło placówki Polskiego Radia i Telewizji, zmilitaryzowano wybrane przedsiębiorstwa, instytucje publiczne i państwowe. Było to przedpole do operacji „Jodła” polegającej na aresztowaniu siłami MO i SB działaczy „Solidarności”.
Ośrodki odosobnienia
Internowana została większość przywódców „Solidarności”. Wśród internowanych byli również księża. Z Krakowa znane są dwie osoby: ks. Marian Gołąbek, proboszcz parafii w Niegardowie oraz dominikanin o. Jan Kłoczowski, prowadzący duszpasterstwo „Beczka”. Zaangażowany w tworzenie rolniczej „Solidarności” ks. Gołąbek nie ukrywał swojego krytycznego stosunku do władz. Ojciec Kłoczowski naraził się tym, że w klasztorze Dominikanów został utworzony punkt pomocy dla internowanych. 22 grudnia 1981 r. zostali zwolnienia na skutek interwencji kard. Franciszka Macharskiego.
Internowani zostali przewiezieni do tzw. ośrodków odosobnienia. Były to najczęściej więzienia, którym tylko zmieniono nazwę. Z Aresztu Śledczego przy ul. Montelupich w Krakowie mężczyźni zostali przewiezieni do Zakładu Karnego w Nowym Wiśniczu. Ze względu na trudne warunki lokalowe (cele 25-40 osobowe) zostali pod koniec grudnia 1981 r. przewiezieni do Aresztu Sledczego w Załężu koło Rzeszowa, przemianowanego na Ośrodek Odosobnienia dla Internowanych. Kobiety z aresztu KW MO przy ul. Mogilskiej były przewiezione do kieleckiego Aresztu Śledczego na Piaskach, a od stycznia 1982 r. przebywały w Gołdapi w woj. suwalskim.
W ośrodkach internowania funkcjonariusze bezpieki prowadzili swoistą pracę operacyjną, wykorzystując do tego podsłuchy w celach, skłócanie współwięźniów, werbowanie agentury celnej donoszącej na kolegów. W Załężu nie było jednak możliwości założenia podsłuchów na większą skalę i opierano się głównie na tajnych współpracownikach. Z internowanymi przeprowadzano tzw. dialogi operacyjne sondując ich stosunek do władzy i próbując pozyskać do współpracy.
„Zachowują się agresywnie i prowokująco…”
Do Załęża przybyła specjalna grupa funkcjonariuszy z Krakowa mająca inwigilować internowanych. Nie odniosła ona jednak większych sukcesów. Naczelnik Wydziału Śledczego SB w Krakowie mjr Jan Nogieć w raporcie z początku stycznia 1982 r. stwierdzał, że część internowanych odmawiała prowadzenia rozmów, „zachowują się agresywnie i prowokująco”. 3 stycznia 1982 r. zabroniono internowanym widzeń. SB stosowała różne represje, niekiedy brutalne pobicia.
Podjęła również akcję wymuszania na internowanych podpisywania tzw. deklaracji lojalności. Część internowanych nie traktowała podpisywania zobowiązania o „przestrzeganiu porządku prawnego PRL” jako formy współpracy, ale jako szansę na szybsze wyjście na wolność.
Odwiedzali Załęże hierarchowie kościelni i księża, m.in. biskupi Franciszek Macharski, Jerzy Ablewicz, Albin Małysiak, Piotr Bednarczyk, Edward Frankowski. Internowani organizowali wykłady o różnorodnej tematyce, tzw. wszechnicę, powstawały również rękodzieła, z których najbardziej znany jest obraz Matki Boskiej Załęskiej ofiarowany Janowi Pawłowi II podczas pielgrzymki w 1983 r. Jednocześnie już w początkach stycznia 1982 r. internowani organizowali akcje protestacyjne, głodówki, pisali petycje.
W Ośrodku wydawano prasę i ulotki, rozwinęła się tzw. poczta internowanych. Kontaktowali się ze sobą przez okna i niewygłuszone ściany. Funkcjonariusze określili 19 najbardziej niepokornych osób z Załęża mianem „grupy przywódczej”, która inspirowała innych do wystąpień.
Warto przypomnieć najbardziej znane przypadki oporu ze strony internowanych i spotykające ich represje. 1 stycznia 1982 r. Adam Macedoński ogłosił protest głodowy wobec wprowadzenia przez komunistów stanu wojennego i w konsekwencji łamania praw człowieka.
30 stycznia 1982 r. internowani zorganizowani „Dzień Solidarności” - w większości cel o godz. 19 zgasili na pół godziny światła i palili świeczki (wykonane z tłuszczów), śpiewali hymn oraz skandowali „Niech żyje „Solidarność”. 2 lutego 1982 r. SB nagrała antykomunistyczne piosenki śpiewane w celi przez internowanych Bogdana Klicha, Krzysztofa Krzysztofiaka, Jerzego Piekarskiego i Zbigniewa Solaka. W rezultacie 9 marca zostali aresztowani i postawiono im zarzuty w tzw. procesie śpiewaków „o wyszydzanie narodu polskiego i ustroju PRL”.
W październiku 1982 r. rozpoczął się proces, ostatecznie zostali uniewinnieni. Prokuratura Garnizonowa w Rzeszowie prowadziła też śledztwo przeciwko internowanym Tadeuszowi Górczykowi i Zbigniewowi Hobrzykowi oskarżonym o posiadanie na terenie ośrodka w Załężu dwóch zeszytów ze słowami piosenek „o treści antypaństwowej i antysocjalistycznej”.
Ostatecznie sprawę umorzono. 13 czerwca 1982 r. około 50 internowanych rozpoczęło w Załężu protest głodowy. Zwrócili się do osób osadzonych w innych ośrodkach o przyłączenie się. Pozytywnie odpowiedzieli internowani w Kielcach-Piaskach, Łupkowie Nowym oraz Uhercach. W efekcie protestu internowanych zaczęto lepiej traktować, 26 lipca zwolniono wszystkie kobiety.
Głodówkę najdłużej, do końca sierpnia (51 dni), prowadzili Ryszard Majdzik wraz z Januszem Szkutnikiem, domagając się uznania internowanych za więźniów politycznych, zniesienia stanu wojennego oraz zwolnienia chorych. Wycieńczonych przewieziono do szpitala przy ul. Śniadeckich w Krakowie, skąd Majdzik zbiegł we wrześniu 1982 r. Ostatnie osoby opuściły ośrodki odosobnienia przed Bożym Narodzeniem 1982 r. Niektórym władze zmieniły internowanie na tymczasowe aresztowanie, trzymając je w więzieniu aż do procesu.
Represje i pomoc
Kolejną represją stanu wojennego było prowadzenie przez funkcjonariuszy bezpieki tzw. rozmów ostrzegawczych w ramach operacji „Klon”. Prowadzono je z osobami podejrzanymi o „wrogą działalność’, a więc z opozycjonistami, a także z kapłanami wyrażającymi poparcie dla „Solidarności”, np. w kazaniach. Od osób tych wymagano zobowiązania się do niepodejmowania działalności opozycyjnej pod groźbą internowania. Cześć z nich nie godziła się na takie warunki, stąd też SB przeprowadzała prewencyjne zatrzymania.
W tragicznej sytuacji znalazły się również rodziny osób internowanych, zwłaszcza gdy zatrzymany był jedynym żywicielem rodziny z małymi dziećmi. Wtedy z pomocą przychodził Kościół. 13 grudnia powstał punkt pomocy w klasztorze oo. Dominikanów przy ul. Stolarskiej, w którym zbierano pieniądze i żywność dla rodzin zatrzymanych. 15 grudnia krakowska Kuria Metropolitalna powołała dwa punkty pomocy: w kościele Mariackim oraz w nowohuckiej parafii w Bieńczycach.
19 lutego 1982 r. metropolita krakowski kard. Franciszek Macharski powołał Arcybiskupi Komitet Pomocy Więzionym i Internowanym, który działał do końca lat osiemdziesiątych. Jego przewodniczącym został ks. prałat Stanisław Małysiak, a siedzibą był Pałac Biskupów Krakowskich przy ul. Franciszkańskiej. W skład komitetu wchodzili: Maria Czyż, Krystyna Gąsowska, Bogumiła Jaworska, Anna Krzysztofowicz, Wanda Lohman, Irena Łazarska, Ewa Miodońska oraz prawnicy z UJ Wiesław Zabłocki i Tomasz Gizbert-Studnicki.
Komitet zbierał wszelkie informacje o represjach i oporze, a także udzielał pomocy charytatywnej, finansowej oraz pomagał w znalezieniu pracy. Organizował również pomoc prawną, którą świadczyli adwokaci: Stefan Kosiński, Andrzej Kubas, Kazimierz Ostrowski, Andrzej Rozmarynowicz.
Stan wojenny był trudnym okresem dla milionów Polaków, nie tylko internowanych i ich rodzin. Pobyt w więzieniu okazywał się dla niektórych działaczy tak ciężkim doświadczeniem, że rezygnowali z działalności opozycyjnej. „Solidarność” już nigdy nie osiągnęła takiej liczby członków i popularności, jaką miała przed 13 grudnia.
Artykuł z ubiegłego tygodnia „Kto nie potępia - ten przyzwala...” napisała Martyna Grądzka-Rejak z IPN w Warszawie a nie Cecylia Kuta. Przepraszamy