Ivan Djurdjević: Musimy razem przepchnąć Lecha Poznań do przodu
- Jesteśmy pod ścianą i nie możemy dopuścić, by dostać cegłami po głowie, tylko dobrze zareagować. Mecz z ŁKS ma nam dać oddech. Musimy go złapać. Potem będą pojedynki z Miedzią, Górnikiem i będzie kolejna przerwa. W tym czasie musimy stanąć na nogi - mówi trener Lecha Poznań Ivan Djurdjević.
Panie trenerze rozmawiamy przed meczem z ŁKS, który jak sam Pan powiedział, jest dla was meczem o wszystko. Lech znalazł się pod ścianą?
Ivan Djurdjević: Zgadza się. Sami jesteśmy winni tej sytuacji w jakiej się znaleźliśmy i tak jak powiedziałem moim zawodnikom, sami musimy z niej wyjść. Wiemy, że nikt nam w tym nie pomoże. Jesteśmy świadomi jak ważny dla nas jest ten mecz. Nie ma za dużo czasu na myślenie. Trzeba wyjść na boisko w Łodzi i naprawić to wszystko co jest złe.
ŁKS, który jest beniaminkiem I ligi, to dobry rywal na przełamanie złej passy?
Nie patrzymy na ŁKS z perspektywy tego, że jest beniaminkiem. Musimy wygrać to spotkanie i dlatego wystawię najmocniejszy skład. W tym momencie nie można nikogo lekceważyć. Myślę, że dla nas ten mecz jest wazniejszy niż dla ŁKS.
Zespół Lecha po ostatnim meczu wyglądał na mocno przybity. Udało się tchnąć w niego trochę entuzjazmu?
Zawsze tak jest, gdy się przegrywa. Ale pokazuję drużynie, że mimo przegranej, w tym meczu też mieliśmy niezłe momenty. Były sytuacje, nieuznana bramka w ostatniej minucie. Pewnie inne byłyby odczucia, gdybyśmy z Gdyni wywieźli chociaż punkt. Powiedziałem w szatni zawodnikom, że takie trudne momenty budują zespół. Jeśli przepękamy ten okres, to urośniemy jako drużyna. Musimy wziąć się w garść i zagrać dobry mecz, a przede wszystkim musimy zacząć strzelać bramki, bo mamy kłopot ze skutecznością.
Panie trenerze, nie oszukujmy się po takiej serii jaką ma w tej chwili Lech, szkoleniowcy zwykle tracili posadę. Czy czuje Pan nadal poparcie wiceprezesa Piotra Rutkowskiego?
Jestem skupiony na swojej pracy i na rzeczach, które są bardzo ważne dla klubu. To co będzie w przyszłości, trudno mi powiedzieć.
Czy w takim razie rozmawia Pan z Piotrem Rutkowskim o tym co dzieje się w drużynie?
Oczywiście, że rozmawiamy na wszystkie bieżące tematy. Musimy współpracować.
Jak wiceprezes reaguje na te wyniki?
Czuję, że mam to poparcie. Nikt teraz nie myśli o innych rzeczach jak wygrana w następnym meczu. Robimy wszystko, by przełamać złą passę. Widzimy co się dzieje, analizujemy wszystkie mecze. Nie jest to łatwa sytuacja, dlatego wiemy, że musimy być razem z drużyną.
Czy te wyniki, to zakładane koszty eksperymentu, które w tej chwili przechodzi Lech. Głośno się przecież już mówi o tym, że wielu piłkarzy będzie musiało opuścić klub w najbliższych okienkach transferowych. Ta drużyna musi się zmienić. Tak czują chyba wszyscy.
Mamy wyznaczony kierunek. Musimy tam iść, niezależnie od tego czy mamy dobrą passę czy złą. W pewnych momentach mamy związane ręce. Chcieliśmy grać trójką obrońców, ale defensywa się nam rozsypała. Do tego eksperymentu zabrakło sprawnych wykonawców. Teraz sytuacja trochę się poprawia. Powoli wraca do dyspozycji Gumny, wrócił Kostewycz, rytm meczowy łapie Goutas. Jest więc wiele detali, które mają duży wpływ na całość funkcjonowania drużyny. Mecz z ŁKS ma nam dać oddech. Musimy go złapać. Potem jest mecz z Miedzią, Górnikiem i będzie kolejna przerwa. W tym czasie musimy stanąć na nogi.
Zatem uważa Pan, że czas pracuje na korzyść zespołu.
Tak. Pewne rzeczy wymagają czasu. Lecha trzeba odbudować, ale nielogiczne byłoby, że stałoby się to w ciągu tak krótkiego okresu. W Lechu jest wiele rzeczy, które trzeba zmienić. Nie wszystko zrobimy od razu. Mieliśmy moment, gdy wszystko zaczęło dobrze funkcjonować, teraz mamy gorszy moment i przy tym, tak jak to bywa w Lechu pojawiają sie skrajne emocje. Jestem szkoleniowcem, który znajduje się w pierwszym kryzysie. Oczywiście to przeżywam, ale jeszcze raz podkreślę, musimy znaleźć jego rozwiązanie i przepchnąć Lecha do przodu.
Każdy trener przeżywał taki jesienny kryzys. Czy to nie jest dziwne? Obojętnie kto prowadził Lecha stawał w pewnym momencie pod ścianą.
Mówiłem już, że jestem odważny, przyjąłem tę pracę, wierząc, że uda zmienić się ten zespół. I ciężko pracuję, by tak było. Wierzę też w swoich zawodników. Może ten nóż na gardle spowoduje, że zespół zyska dodatkową motywację, by odbić się od dna. Jeśli damy radę z tego wyjść, to będziemy mocniejsi. Na tym nam bardzo zależy.
A co będzie jeśli nie dacie rady?
To pewnie za pięć dni, będziemy inaczej rozmawiali jak dzisiaj. Nie ma sensu jednak teraz gdybać, co będzie po meczu z ŁKS. Teraz jesteśmy przekonani, że damy radę wyjść z tego dołka.
Odwaga jednak też polega na tym, by wyciągać konsekwencje za robotę, którą się wykonało. Legia, gdy znalazła się w kryzysie, nie miała zahamowań i wysłała do rezerw najpierw Radovicia, a teraz Mączyńskiego. Na taki ruch Lech od dawna się nie zdecydował. Myślał Pan, by to zmienić?
Jeśli się robi taki ruch, to trzeba mieć odpowiednich zmienników, by zastąpić tych, którzy nie byli wystarczająco dobrzy. Pole manewru w Legii jest o wiele większe, my mamy w drużynie wielu młodych zawodników, więc trzeba uważać, by nie za wcześnie ich spalić. Przede wszystkim chcę, by ta grupa ludzi, których mam, razem ze mną odkręciła to wszystko. Piłkarze są tego też świadomi. Razem musimy przepędzić te stare duchy z przeszłości.
Tylko czy wszyscy piłkarze pójdą za trenerem w ogień? Po tych ostatnich meczach, niestety jest wiele wątpliwości.
Ja widzę dużą motywację i chęć, by przełamać ten zły okres. Dlatego tak ważny jest dla nas mecz z ŁKS. Jesteśmy pod ścianą i nie możemy dopuścić, by dostać cegłami po głowie, tylko dobrze zareagować.