Izabela Rutkowski od 10 lat mieszka w USA. "Tu talent i ciężka praca są doceniane"
Tu talent i ciężka praca są doceniane - mówi mieszkająca od ok. 10 lat w USA, pochodząca z Łomży Izabela Rutkowski. Jest absolwentką, a obecnie także pracownikiem Uniwersytetu Columbii i nie wyobraża już sobie życia w innym miejscu.
Do Nowego Jorku poleciała za miłością. Jej chłopak studiował wtedy w Stanach Zjednoczonych i chciała tak jak on iść na amerykańską uczelnię. Rodzice Izabeli, choć na pewno woleli mieć córkę bliżej siebie, to wspierali ją, aby nie rezygnowała z marzeń.
Trudne początki
Kiedy zaraz po maturze Iza przyleciała do USA, bardzo słabo mówiła po angielsku.
- Nie nazwałabym tego nieradzeniem sobie z językiem, bo umiałam mówić i pisać po angielsku, jednak był to poziom szkolny. Potrafiłam załatwić sprawy czy prowadzić podstawowe konwersacje w szkole, ale czytanie The New York Times albo napisanie długiego wypracowania sprawiało mi trudność - przyznaje 30-latka.
Nie rozumiała skrótów językowych, powiedzeń i brakowało jej kontekstu kulturowego. Nowy Jork natomiast ją przytłaczał i wcale nie podobał się jako miasto.
- Myślałam, że zobaczę piękne wieżowce, a gdy wysiadłam z samolotu przywitały mnie stosy czarnych worków na śmieci wystawione przed rozpadającymi się domami, obitymi starym sidingiem - wspomina Iza. - Dopiero później zaczęłam odkrywać to miasto na własną rękę i pokochałam Nowy Jork i jego energię - wyznaje.
Najbardziej brakowało jej bliskich i domu, do którego nie mogła przyjść na obiad. Omijały ją spotkania rodzinne i wspólne święta. A przez różnicę czasu nie zawsze mogła zadzwonić od razu do domu i choć było jej smutno, nieraz musiała czekać do rana, by pożalić się rodzinie.
- Kilka razy pakowałam walizki i sprawdzałam ceny biletów w jedną stronę: do Polski - przyznaje.
Jednak rodzina, choć oddalona o tysiące kilometrów, bardzo wspierała Izabelę i motywowała w momentach zwątpienia.
- Brat przywoływał mnie do porządku i zabraniał narzekać. Oni wierzyli we mnie, a to jest ważne zwłaszcza w tym momentach, kiedy ja przestawałam wierzyć w siebie - wspomina Iza.
W pogoni za marzeniami
O zostaniu dziennikarzem Izabela marzyła całe liceum. Planowała wówczas składać podanie na Wydziale Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Ale znalazła się w Nowym Jorku.
- Nie chciałam zrezygnować z moich marzeń. Rozpoczęłam studia na bardzo słabej uczelni, Kingsborough Community College, gdzie poziom nauczania był szokująco niski, ale nie przeszkadzało mi to, bo uczyłam się języka- mówi Izabela. I dodaje: - Po raz kolejny musiałam uczyć się np. historii Grecji i Rzymu, więc skupiałam się na szlifowaniu angielskiego.
Rok później przeniosła się na Brooklyn College, gdzie poziom był o wiele wyższy i z kolei ledwo sobie radziła. Była wówczas jedynym studentem dziennikarstwa, dla którego język angielski nie był pierwszym językiem. Poznała jednak nauczyciela dziennikarstwa, prof. Paula Moses, który szybko stał się dla niej mentorem.
- Profesor zostawał po wykładach, żeby mi pomagać, dawał dodatkowe zadania, tłumaczył nie tylko różnice między „who” i „whom”, ale też podpowiadał, gdzie na przykład mogę dowiedzieć się więcej na temat systemu sądownictwa w USA, kiedy akurat musieliśmy opisać rozprawę na zajęciach w sądzie. Ten profesor naprawdę poświęcał mi dużo czasu i gdyby nie on zmieniłabym kierunek, bo jaki dziennikarz robi dwa błędy w jednym zdaniu? - śmieje się po latach Polka.
I przyznaje, że to profesor Moses ciągle mówił jej, że stać ją na więcej, motywował ją do pracy. W końcu zaczęło to przynosić rezultaty. - Na koniec studiów dostałam nawet dwie nagrody dziennikarskie - wspomina Iza.
To profesor Paul Moses zachęcał ją do tego, by złożyła podanie na Uniwersytet Columbii. Jeszcze podczas studiów Iza zaczęła pracę w NY Daily News i miała spore portfolio. Nie sądziła jednak, że to pomoże dostać się do najlepszej szkoły dziennikarskiej na świecie. - Pisałam na lekkie tematy, nie skupiałam się na dziennikarstwie dochodzeniowym, a w moich artykułach nie było nic nadzywczajnego - przyznaje.
I choć złożyła podanie na Uniwersytet Columbii wiedziała, że nie będzie jej stać na studiowanie na tak drogiej uczelni. Kredyt również nie wchodził w grę, bo podczas tych studiów nie można było pracować. Okazało się jednak, że Iza miała sporo szczęścia.
Studia wspomina jako niesamowite doświadczenie. Był nawał pracy i oczekiwania przerastające siły, ale i interakcje z najzdolniejszymi studentami z całego świata, a wykłady prowadzone przez redaktorów i edytorów największych publikacji w USA.
- Co drugi nauczyciel był laureatem nagrody Pulitzera, którą zresztą przyznają na Columbii - aktualnie sześć pięter nad moim biurem - śmieje się Iza.
Sposób na siebie
Po ukończeniu studiów Izabela pracowała w Customer Repoirts Magazine. Jej zadaniem było tłumaczenie technicznego żargonu i statystyk techników badających sprzęty domowe, na prosty język przystępny konsumentom. I choć marzyła o dziennikarstwie, postanowiła spróbować swoich sił na uczelni, którą ukończyła.
- Wiedziałam, że żeby być dobrym dziennikarzem, nie wystarczy dobrze pisać. Trzeba też wiedzieć, jak do artykułu dołączyć krótki film albo interaktywną grafikę, znać się na social media, śledzić wiadomości 24h/dobę, być ciągle dostępnym i znać najnowsze trendy. To mnie trochę przeraziło i powoli czułam się wypalona - przyznaje. Dlatego złożyła podanie o pracę w Biurze Karier na uczelni, którą ukończyła.
Dzisiaj jest wicedyrektorem działu karier. Jej rola polega głównie na tym, by pomagać studentom dostać pracę w dziennikarstwie i utrzymać standard Columbii. Jest odpowiedzialna również za kontakty uczelni z pracodawcami w dziennikarstwie.
- W Stanach bardzo ważne są praktyki i tzw. fellowships, czyli prestiżowe, trwające 6-12 miesięcy tymczasowe pozycje - mówi Izabela. - Jestem odpowiedzialna za ich tworzenie między naszą uczelnią a wydawnictwami i stacjami telewizyjnymi.
Jej zadaniem jest ponadto organizowanie największego na świecie dziennikarskiego expo, na które przyjeżdża 300 dziennikarzy z całego świata. - To bardzo ciekawa praca. Widzę jak przede mną rosną dziennikarskie gwiazdy. Niektórzy słabo sobie radzą w szkole, potrzebują dużo pomocy, po czym dostają praktyki w jakiejś małej gazecie, a za dwa lata wracają na expo jako zatrudniający już edytorzy - opowiada Izabela. - Są też bardzo ekscytujące dni, kiedy piętro nad moim biurem Pulitzer Board ogłasza laureatów nagrody Pulitzera, albo kiedy co roku witamy nową grupę studentów i ich marzenia.
Spełnione marzenia
Bartosz, za którym Iza poleciała do Nowego Jorku, dziś jest jej mężem. Mają też 14 -miesięczną córeczkę Aurelię.
Bycie pracującą mamą nie jest łatwe w Nowym Yorku, bo urlop macierzyński trwa tylko 6 tygodni.
- Szefowa zgodziła się na bezpłatny urlop i wróciłam do pracy jak córka miała 5,5 miesiąca. To była trudna decyzja, ponieważ bardzo późno wróciłam do pracy. A już 6 miesięcy później dostałam awans - mówi Iza.
I przyznaje, że wiele zawdzięcza mężowi i rodzinie.
Ale Iza zaznacza, że jej historia nie jest wyjątkowa. A spełnione marzenia to po prostu dużo pracy, odpowiednio podjęte decyzje, trochę szczęścia i przede wszystkim wsparcie najbliższych.
- Oczywiście polecam każdemu walkę, a raczej podążanie za marzeniami - zaznacza Izabela Rutkowski. - W USA talent i ciężka praca są doceniane. Najważniejsze to obrać cel i mieć motywację.