Jacek Pałkiewicz: Miej świadomość zagrożenia, lepiej przygotować się na najgorsze
Jacek Pałkiewicz, autor poradnika „Wojna u progu” radzi aby przygotować się na najgorsze: „Zainwestuj w siebie. Przeczytaj dzisiaj, a unikniesz problemów jutro”. Powszechnie uznawany autorytet w dziedzinie survivalu, uczył strategii przetrwania w skrajnie surowych i niegościnnych środowiskach kosmonautów i elitarne jednostki antyterrorystyczne. Wspomaga go Krzysztof Petek, specjalista psychologii działań w sytuacjach krytycznych.
Na wojnę każdy może się przygotować?
O tym traktuje najnowsza książka „Wojna u progu”, którą napisałem razem z moim przyjacielem Krzysztofem Petkiem, psychologiem, ekspertem działań w sytuacji krytycznych. Uznaliśmy, że taki poradnik jest ze wszech miar potrzebny. Nie chcemy straszyć, ale krok po kroku dzielimy się konkretną i przydatną wiedzą na temat tego, co robić, jak się zachowywać w konkretnych, często nagłych i niespodziewanych sytuacjach sytuacjach. Wyznaję zasadę, że im więcej pożytecznych treści z książki czytelnik przyswoi, tym lepiej będzie na takie sytuacje przygotowany. Przede wszystkim ważne jest, by człowiek miał świadomość zagrożenia.
Będę optymistką i powiem, że ta świadomość już się pojawiła w związku z pandemią.
Pandemia dla wielu stała się wręcz kataklizmem; niektórym być może wydawało się, że nic gorszego już się nam nie przydarzy. Niestety, żyjemy w niespokojnych, trudnych do przewidzenia czasach. Tymczasem generalnie jest tak, że ludzie nie chcą o tym myśleć; mamy naturalne skłonności do odkładania wielu rzeczy na później. Staramy się naszą książką przełamać tego rodzaju podejście.
Kiedy czytałam „Wojnę u progu, zatrzymał mnie ten fragment, w którym pisze Pan o tym, co każdy człowiek powinien mieć pod ręką. Może Pan powiedzieć coś więcej o tym swego rodzaju surwiwalowym niezbędniku, by jednocześnie nie zdradzać zbyt wiele z treści książki?
Wskazuję na przykład, że dobrze jest zadbać o to, aby mieć zatankowany do pełna samochód. No i oczywiście należy mieć pod ręką wodę, nie psujący się prowiant, leki, latarkę. Lista jest, ma się rozumieć, o wiele dłuższa.
Wydaje się zrozumiałym, że wojna, która toczy się obok nas, nasiliła obawy o bezpieczeństwo nasze i naszych rodzin. Jak sobie radzić ze strachem przed wojną?
Codziennie spada na naszą głowę lawina informacji o dramatycznych wydarzeniach, jakie mają miejsce za naszą wschodnią granicą, co potęguje obawy, że z czasem wojna może trafić i do nas. Świadomość zagrożenia, silne przeżycie, przemęczenie spowodowane ciągłym strachem w wydłużonym okresie czasu, wzmagają poczucie bezradności oraz wywołują trudne i skrajnie nasilone emocje, które zostawiają ślad w psychice. Nasilają wzmożony niepokój i stany lękowe wielu ludzi, co jest reakcją naturalną, bo pełni funkcję adaptacyjną, czyli pomaga przystosować się do nowej rzeczywistości. Aby przebrnąć przez lęk i odzyskać poczucie wewnętrznej równowagi, psycholodzy radzą unikać obsesyjnego śledzenie doniesień medialnych na temat zagrożeń związanych z konfliktem militarnym. Starajmy się odwrócić swoje myśli od czarnych chmur na Ukrainie, a spróbujmy zająć głowę treściami niezwiązanymi z dramatycznymi wydarzeniami. Po to, aby tego lęku nie podsycać. Dobrze jest poświęcić czas na wyciszenie, ruch na świeżym powietrzu, spotkanie ze znajomymi, a na pewno należy zadbać o dobry sen. A jeśli już musimy śledzić główne informacje, to z zachowaniem zdrowego dystansu. Jeżeli nasze bolesne emocje i lęki zaczynają się wymykać spod kontroli i tracimy panowanie nad rzeczywistością, pozostaje skorzystać z konsultacji u specjalistów.
Dziś wielu z nas ma już tę świadomość, jak istotne jest, abyśmy dbali o zdrowie psychiczne. Dlaczego w sytuacji różnego rodzaju zagrożeń jest to szczególnie ważne?
W czasie wojny samokontrola pozwoli nie tylko przetrwać, ale także podejmować rozsądne decyzje. Jest mało prawdopodobne, że będziemy w stanie zachować zdrowy optymizm, ale musimy wprowadzić do mózgu jedną pocieszającą myśl: najważniejsze jest to, że żyjemy i mamy się dobrze. Reszta jest drugorzędna. Mentalnie powinniśmy przygotować się na wszystko, stawką jest zdrowie i życie naszej rodziny. Człowiek w ciężkich chwilach w nieznanym, bezlitosnym świecie, musi wszystkie zmysły i myśli skupić tylko na jednym: wyrwać się z opresji. A pomoże mu w tym adrenalina, podwyższony poziom stresu, który jest w stanie uruchomić pierwotne mechanizmy i wydobyć drzemiące w nim niesamowite siły, o których nie miał pojęcia. Tę siłę musi uzupełnić hartem ducha i determinacją. Od zawsze twierdzę, że z opresji można wyjść na przekór wszystkiemu, trzeba tylko wierzyć w siebie i uciekając się do determinacji, nieustępliwie mocować się z problemem, nawet jeśli pozornie wydawałoby się, że jest się na spalonej pozycji.
Czyli po pierwsze – wiara w siebie, mówienie sobie: „Umiem, potrafię, dam radę”?
Odpowiednia motywacja, hart ducha, niezachwiane pragnienie życia, to istotne elementy pomagające wyzwolić zmysł walki i wyjście z krytycznego położenia. Warto zwrócić uwagę, że każdy człowiek oprócz instynktu samozachowawczego posiada takie niewyczerpalne pokłady siły wewnętrznej, które uwidoczniają się właśnie w obliczu zagrożenia.
Wtedy zaciskamy zęby i…
… i rośnie w nas psychiczna siła, pewność siebie. Ona też rośnie pod wpływem doświadczenia. Często powtarzam, że liczy się przede wszystkim głowa, a nie mięśnie. Naprawdę stać nas na więcej, niż mogłoby się nam wydawać.
Innym, nie mniej kluczowym pytaniem jest to, dlaczego świat nie może obyć się bez wojny?
Inwazja Rosji na Ukrainę obudziła dawne lęki na Zachodzie i zmusiła do stawienia czoła problemowi, który, jak sądzono, został już zapomniany. Jakby nie było, ludzkość od zarania dziejów uczestniczyła w szaleńczych, wyniszczających konfliktach zbrojnych.
90 lat temu Einstein pytał w liście do Freuda: „Czy istnieje sposób na uwolnienie ludzi od nieszczęść wojny?”. „Nie jest utopijną nadzieją, - odpowiedział twórca psychoanalizy - że wpływ dwóch czynników – bardziej obywatelskiej postawy i uzasadnionej obawy przed skutkami przyszłych konfliktów – położy kres wojnom w najbliższej przyszłości”. Jakimi drogami bezpośrednimi lub krzyżującymi się, nie możemy przewidzieć. Tymczasem wiemy tylko, że wszystko, co promuje ewolucję cywilną, działa także przeciwko wojnie”. Dużo później, bo w 1989 r. politolog John Mueller twierdził że instytucja wojny zanika, konflikty zbrojne zaś będą odtąd bardziej przypominały porachunki gangów. Francis Fukuyama mówił o kresie wojen na szeroką skalę, toczonych przez rywalizujące ze sobą ustroje polityczne. Zaklinano rzeczywistość, po zakończeniu wielkich zmagań wojennych, ludzie wierzyli, że już więcej się to nie zdarzy. Po upadku Muru berlińskiego, myśl o kolejnym światowym konflikcie traktowana była niczym jakaś osobliwa mrzonka.
A jednak….
Wojna, która nas pociąga i odstrasza jednocześnie, nie rozpłynie się we mgle abstrakcji. Będzie trwała, dopóki ludzkość nie znajdzie „nowego piękna”, odmiennego od porażającej „miłości do wojny”; to tezy autorstwa cenionego amerykańskiego myśliciela, zagorzałego pacyfisty Jamesa Hillmana, który przywrócił kulturze XX wieku ideę duszy. Przywołuje on na pamięć epizod z filmu „Patton”, w którym amerykański generał patrząc na zgliszcza wojenne rzuca kultowe słowa: „Jak ja to kocham. Boże wybacz mi, kocham to bardziej niż własne życie”. W swoim studium nad esencją wojny, opisuje także nieśmiertelną scenę z filmu „Czas apokalipsy” Francisa Forda Coppoli, gdzie ekscentryczny pułkownik Walter Kurtz spoglądając na płonącą dżunglę, mówi rozmarzonym głosem, że uwielbia zapach napalmu o poranku. To klucz do rozpoznania osobliwego fenomenu fascynacji pozaczasową siłą obecną w ludzkiej imaginacji.
Większość Polaków dostrzega dezinformację w mediach związaną z wojną na Ukrainie. Co piąty przyznaje się, że nie weryfikuje prawdziwości doniesień ani ich źródeł. Dwóch na trzech jest „dotkniętych” fałszywymi wiadomościami. Jak Pan ocenia te statystyki
Słynne, ukute przez żyjącego w złotym okresie klasycznej kultury greckiej tragediopisarza Ajschylosa powiedzenie „pierwszą ofiarą wojny jest prawda” stało się niemal mantrą, bez mała truizmem, który pasuje jak ulał do wszystkich wojen w każdej epoce i miejscu. Od samego zarania naszej cywilizacji towarzyszy im integralny element kłamliwej propagandy i dezinformacji. Rozwój nowych technologii cyfrowych doprowadził je do niewyobrażalnego rozmiaru. W dobie mediów społecznościowych proste i czytelne prawdy, za sprawą skomasowania niewiarygodnych relacji z nadmierną obfitością nowości stają się „jedną z wielu prawd” trudnych do rozszyfrowania. Jeśli przedtem kontrola informacji była uprzywilejowaną prerogatywą rządów lub w każdym razie tych, którzy mogli wpływać na środki masowego przekazu, dziś praktycznie każdy, kto umie poruszać się w bezkresnym świecie internetu, jest w stanie wytwarzać i rozpowszechniać doniesienia. Także fałszywe, którymi inni dzielą się potem w dobrej wierze i nieświadomie przypisując im autentyczność, czynią je wirusowymi. Podobnie, jak wcześniej w przypadku Covid-19, mamy do czynienia z „infodemią”, szybką niczym wirus i niekontrolowaną proliferacją informacji, która sprawia, że coraz trudniej jest wyłowić prawdziwy obraz.
Przypomnę Pana apel w prasie, kiedy wzywał Pan do zamknięcia granic przed Rosjanami. Nie zmienił Pan zdania?
Po barbarzyńskich wyczynach rosyjskiej armii, odżegnałem się na zawsze od Rosji i Rosjan, a przypomnę, że byłem ambasadorem ocieplania naszych sąsiedzkich stosunków. Nie zamierzam też podziwiać rosyjskiej kultury i jestem za tym, aby, obok świata sportu, bojkotować także całą, bez wyjątku, ich działalność artystyczną. Ponieważ zdecydowana większość obywateli Federacji Rosyjskiej popiera zbrodnie Putina, dlatego też jestem za tym, aby wszyscy jej mieszkańcy poczuli ciężar sankcji i zostali bez reszty wykluczeni ze wspólnoty europejskiej. Dopóki zwykli ludzie nie zrozumieją, że są współodpowiedzialni za agresję na Ukrainie, nie powinniśmy im otwierać granicy. Nie można tolerować faktu, że obywatele kraju agresora spędzają luksusowe wakacje w Europie bez poczucia winy, że w okupowanej Ukrainie ludzie giną pod bombami ich rodaków. Bez rozliczenia się i uznania winy narodowej niemożliwe jest postępowe, demokratyczne otwarcie. Dziś los kraju zależy od deputinizacji. Rosyjskie społeczeństwo musi wprost przyznać się do winy i prosić o wybaczenie. Taki akt jest nieodzowny. Dopiero wtedy będą mogli liczyć na wsparcie Zachodu.