Jacek Pałkiewicz: Muzułmanie nie chcą się w Europie integrować
Islam nie jest zgodny ze świeckim prawem państwowym ani modelem naszej egzystencji. Kiedy decydenci zrozumieją, że prawdziwą bronią islamskiego terroryzmu jest pranie mózgu, będzie już późno - mówi Jacek Pałkiewicz, podróżnik.
Zabójstwo i zamieszki przed kebabem w Ełku, atak na kebab we Wrocławiu - czy głośne ostatnio wydarzenia mogą spowodować, że Polska znajdzie się na celowniku terrorystów islamskich?
Na celowniku terrorystów możemy znaleźć się w każdej chwili, a to z tego powodu, że jesteśmy w koalicji, która z nimi walczy. Jeśli do dziś w naszym kraju nie było żadnego zamachu terrorystycznego, to wcale nie świadczy to o tym, że tego zagrożenia nie ma, że ono nie istnieje. Nie sądzę jednak, aby tego rodzaju przypadki miały aż tak duży wpływ; aby to, co się stało, aż tak bardzo odbiły się echem na arenie międzynarodowej.
Nie zauważa Pan, że w Polsce rośnie niechęć do obcych, do innych? Z czego ona wynika?
To są incydenty. Ale trudno się dziwić, że one wzrastają, dlatego, że fala zamachów terrorystycznych w ostatnim okresie się nasiliła. A to odbija się też w tego rodzaju reakcjach społeczeństwa. Nikt oczywiście takich zachowań nie pochwala, choć takie przypadki zdarzały się i będą się zdarzać.
Źródło: polskatimes.pl/x-news
Spotkał się Pan z opiniami, że bary z kebabami, jakie w Polsce prowadzą cudzoziemcy, mogą być islamskimi siatkami kontaktów?
Nie ulega wątpliwości, że takie skrzynki kontaktowe mogą być, ale to nie bary z kebabami są w tym wypadku istotne, tylko meczety i imamowie, którzy są bardzo niebezpieczni. Tam właśnie znajdują się centra wywrotowej roboty. Owszem, zdarzają się manifestacje solidarności, jakie organizują muzułmanie po głośnych zamachach terrorystycznych w Europie, z czego można by sądzić, że oni są przeciwni tego rodzaju aktom. Ale raz, że są one znikome, a dwa - to są demonstracje na pokaz, za którymi nie stoi nic innego tylko poza i fałsz. Opowiadanie o integracji z muzułmanami to są chore tezy, którymi mami się społeczeństwo. Nie zgadzam się na to, aby oni przyjeżdżali do Polski i przemeblowywali mój dom. Nie zgadzam się na to, aby przyjmować ludzi, którzy zmieniają mój porządek. Kiedy jeżdżę do muzułmańskich krajów, respektuję ich zasady, obyczaje, chodzę niemal na palcach, aby nikogo nie urazić. Ale w Polsce, w moim domu, chcę żyć spokojnie. Uważam, że nie powinniśmy stosować wobec nich żadnej taryfy ulgowej.
Często mówi Pan o wojnie kulturowej między islamem a światem chrześcijańskim.
To nie wojna kulturowa, tylko prawdziwa trzecia wojna światowa, którą wypowiedzieli fanatyczni islamscy ekstremiści. Ataki terrorystyczne stały się w świecie codziennością. Chcemy czy nie chcemy, musimy nauczyć się z tym żyć. Przypomnę: w 2015 roku w Terni we Włoszech Senegalczyk zaatakował 12-letniego szkolnego kolegę, bo nosił łańcuszek z krucyfiksem. W klinice uniwersyteckiej w Udine usunięto krzyże ze wszystkich pomieszczeń. W Maceracie nie pozwolono mężczyźnie czuwać przy żonie po porodzie, bo zaprotestowała leżąca obok muzułmanka. Obcy osobnik nie miał prawa widzieć jej piersi podczas karmienia noworodka. W Conselice koło Rawenny członkowie stowarzyszenia islamskiego zakłócili procesję kościelną. Adel Smith, przewodniczący Związku Muzułmanów we Włoszech, w szpitalu, w którym była hospitalizowana jego matka, miał czelność wyrzucić krzyż przez okno. Sąd w Aquila skazał go za obrazę religii na osiem miesięcy, ale jeszcze tego samego roku wygrał on inny proces. Szkoła podstawowa i przedszkole, gdzie uczęszczali jego synowie, musiały w ciągu trzydziestu dni usunąć wszystkie symbole religijne. Później w tej samej szkole nie można było wystawić szopki bożonarodzeniowej. Dwa lata temu burmistrz Jesolo postanowił, że na miejskich plażach nie będą już pracowały kobiety-ratownicy, bo muzułmańscy wczasowicze nie respektowali poleceń wydawanych przez kobiety. Idźmy dalej. Matka Boska obnoszona w procesji podczas Wielkiego Tygodnia w Ceucie musiała mieć muzułmański różaniec.
Karykatury Mahometa na łamach gazet wywołują afery i śmiercionośne ataki. Siv Kristin Saellmann, publicystka telewizji NRK, po protestach muzułmanów została zmuszona do zdjęcia wisiorka w formie krzyża. A atak na paryską redakcję tygodnika „Charlie Hebdo” dwa lata temu? Potem na komisariat w Stambule. Następnie cała seria zamachów w Paryżu. I znów seria trzech skoordynowanych zamachów bombowych przeprowadzonych w marcu ubiegłego roku w Belgii. Zamachowiec samobójca, który wysadził się w centrum turystyczno-handlowym w Stambule. W lipcu 2016 zamachowiec wjechał w tłum ludzi spacerujących po promenadzie w Nicei - zginęło 84 osób. 18-letni Niemiec pochodzenia irańskiego strzelał w centrum handlowym w Monachium. Dwóch mężczyzn wtargnęło do kościoła w Saint-Etienne-du-Rouvray i bestialsko zamordowało księdza podczas mszy świętej. W masakrze w paryskim lokalu Bataclan zginęło 130 osób. Nową falę paniki i terroru w imię Allaha wywołały zamachy na jarmark bożonarodzeniowy w Berlinie i w noc sylwestrową w stambulskim klubie nocnym, w sumie ponad 50 ofiar. To już jest prawdziwa wojna, której Europa przeciwstawia się groteskowymi marszami protestu, wykrzykując „Nie zgadzamy się na akty terroryzmu! Jesteśmy przeciw!”. Szlag mnie trafił jak matoły z Europejskiego Trybunału Praw Człowieka zmusiły kilka lat temu rząd polski do wypłacenia 100 tysięcy euro Saudyjczykowi Abd al-Rahim al-Nashiri, jednemu z reżyserów ataku 11 września 2001 roku. A za co? Za wykorzystywanie wzmocnionych technik przesłuchań CIA na terytorium Ośrodka Kształcenia Kadr Wywiadu w Starych Kiejkutach na Mazurach. Przykładów jest aż nadto, nie starczyłoby miejsca w gazecie, aby je wszystkie wymienić.
W obliczu tak dużego problemu, jakim jest fala imigracyjna, nie wolno kierować się political correctness, tylko rozsądkiem
Nie przesadza Pan, twierdząc, że „Nie wszyscy muzułmanie to terroryści, ale wszyscy terroryści to muzułmanie”?
Moją tezę zapożyczyłem od Abdela Rahmana al-Rasheda, szefa telewizji informacyjnej Al Arabiya, który tak się wyraził w odważnym artykule na łamach saudyjskiego dziennika „Asharq Al-Awsat”. To nie jest jakiś heretyk, tylko cieszący się szacunkiem rzecznik umiarkowanych muzułmanów, którego czytelnicy uznali najlepszym dziennikarzem arabskim. Powiem więcej. Eksperci terroryzmu islamskiego są zdania, że dwie trzecie wyznawców Proroka zasiedlonych na naszym kontynencie, stawia swoje zasady religijne ponad prawem europejskim. Dodają przy tym rzecz przerażającą: większość z tych wzorowych obywateli w głębi duszy czuje wrogość do Zachodu i cieszy się po każdym ataku terrorystycznym, bo to stanowi moralne podbudowanie słuszności ich przekonań, ich wiary. Anjem Choudary, radykalny brytyjski imam pochodzenia pakistańskiego, który często bronił dżihadu i wychwalał bin Ladena oraz Państwo Islamskie, po zamachu na „Charlie Hebdo” bez ogródek powiedział, że tak jak wszyscy muzułmanie, był szczęśliwy, że zamordowani satyrycy nie będą już obrażać proroka Mahometa. Nie jest też tajemnicą, że po każdym krwawym zamachu, sympatyzujący z Państwem Islamskim dzielą się na mikroblogach i serwisach społecznościowych swoją radością.
A gdyby tak stworzyć lepsze warunki do wielokulturowości i integracji?
Bzdury. Muzułmanie w Europie nie zamierzają się integrować. Islam nie jest zgodny ze świeckim prawem państwowym ani modelem naszej egzystencji. Kiedy decydenci zrozumieją, że prawdziwą bronią islamskiego terroryzmu jest pranie mózgu, będzie już późno. Cały czas przejawiają chorą poprawność polityczną, albo gorzej - ideologiczną schizofrenię. W imię humanitaryzmu traktują wroga narzucającego nam swoje zwyczaje jak przyjaciela. Zaślepionego wroga, który nas nienawidzi i destabilizuje cały Zachód, tworząc w Europie kwaterę główną islamskiego ekstremizmu i terroryzmu. Wroga, który będąc fanatycznie posłuszny imamowi, zamienia meczety w koszary, w obozy szkoleniowe i w centra rekrutacji terrorystów. Proszę spojrzeć, co chwila coś w Europie wybucha, a mimo to za każdym razem próbuje się informować o domniemanym akcie terroryzmu i cały czas są politycy, którzy powtarzają: „Należy dyskutować”. Dyskutować z islamem, kiedy wiadomo, że islam nie debatuje z innowiercami? A my upieramy się, choć do nas strzelają, że trzeba dojść do jakiegoś porozumienia. Zatracamy instynkt samozachowawczy, stajemy się politycznymi zakładnikami islamu. Ustępstwa w imię poprawności politycznej i tolerancji wobec islamu pozwoliły muzułmanom wywalczyć sobie w Europie nieracjonalne przywileje. Trzeba naprawdę być idiotą, aby okazać nieproszonym gościom tyle atencji.
Rozmawialiśmy już wcześniej o tym, jak politycy próbowali wymuszać na społeczeństwie poparcie dla niekontrolowanej fali migracyjnej. I nie milkną dyskusje o tym, jak ją powstrzymać.
To nie ja powinienem się martwić, co w takiej sytuacji zrobić. Niech martwią się o to matoły z Brukseli, którzy swoją europejską otwartością nawarzyli tego piwa. To jest ich ból głowy, na pewno nie mój. Ale uważałem, że można było te mafijne struktury zneutralizować na miejscu i skasować cały ten biznes przerzutowy, bo na transporcie tych ludzi mafia zbija fortuny, w ich ręce trafiają też gigantyczne sumy pieniężne, które UE przeznacza przecież na pomoc uchodźcom. Nie powinniśmy w ogóle dopuszczać do sytuacji, w której imigranci znajdą się już przy naszym brzegu. Trzeba uszczelnić granice, i to nie po naszej stronie, a tam, skąd imigranci ruszają. Dziś mamy systemy, które pozwalają zlokalizować każdą łódź i każdy ponton, który odbija od brzegu. I jesteśmy w stanie zmusić je do powrotu. Te tratwy to przecież import terroryzmu. Nawet szef austriackiego MSZ stwierdził, że ratunek przed utonięciem nie może być przepustką do Europy. Europejskie służby muszą pracować już tam na miejscu, na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Australia potrafiła sobie z tym problemem poradzić, Nowa Zelandia też. Oni się nie patyczkują. Nie znają takiego określenia jak poprawność polityczna. I mają porządek, nie mają takiego bólu głowy jak Europa.
Liderzy europejscy przecierają oczy i proszą śp. Orianę Fallaci o przebaczenie
Niektórzy uważają, że nienawidzi pan muzułmanów.
To zbyt mocno powiedziane. Powtórzę raz jeszcze: ja chcę tylko spokojnie żyć w swoim domu. Marsylia i niektóre miasta belgijskie ugięły się już pod falą tego islamskiego tsunami. Konsekwencje są znane. Ten kosmopolityzm niszczy naszą kulturę, degraduje narodowe normy, wartości zachodniej demokracji. Muzułmanie zasiedlający nasz dom korzystają z dobrodziejstw państwa opiekuńczego i nie okazując poszanowania dla naszych wartości, narzucają swoje obyczaje, swojego Boga. Wymuszają na nas rezygnację z własnych zasad i wypieranie się własnej tradycji. Nie potrafię ukryć irytacji, kiedy czytam, że spiker Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych Nancy Pelosi i sekretarz stanu Hilary Clinton nałożyły hidżab w czasie wizyty w krajach muzułmańskich, podczas gdy żony dostojników z tych regionów nie zdejmują go podczas swoich bytności na Zachodzie. Na szczęście ja już nie dożyję dnia, kiedy dla zachowania głowy przed maczetą musiałbym przejść na islam - jedyną absolutną prawdę. Szkoda tylko, że oszuści europejskiego życia politycznego też nie będą już za to wszystko odpowiadać.
Jak Pan się czuje z tym, że z jednej strony jest pan orędownikiem zamknięcia granic dla imigrantów, a z drugiej - Pan przecież też był nielegalnym imigrantem? Uciekł Pan z komunistycznego obozu. Czy nie jest Pan w stanie ich zrozumieć, poczuć do nich trochę empatii?
Dzieli nas jakiś niewidzialny mur, nie jestem w stanie go przeskoczyć. Nie mogę się nad nimi roztkliwiać. Pewnie tak mogłoby się stać, gdyby nie ściągali na moją głowę strachu i tych wszystkich problemów oraz nieszczęść. Jeśli zaś chodzi o moją imigrację, to ja nie narzucałem żadnych zwyczajów i tradycji Włochom, którzy przyjęli mnie do swojego domu i dali mi obywatelstwo. Nie stanowiłem dla nich zagrożenia. Zdobyłem tam pozycję, odnoszono się do mnie z szacunkiem, pracowałem przez kilkanaście lat w największej gazecie „Corriere della Sera”, gdzie zatrudnia się najlepszych z najlepszych. W obliczu tak dużego problemu, jakim jest fala imigracyjna, nie wolno kierować się paranoicznym political correctness, tylko rozsądkiem, którego nieporadnej Europie wciąż brakuje.
Można pogodzić bezpieczeństwo z wolnością?
Nie jest możliwe dzisiaj zachowanie bezpieczeństwa bez silnego państwa i większych uprawnień policji. Oczywiście społeczeństwo też musi być silne i odważne, a nie dziadowskie, przesiąknięte szumnymi ideami tolerancji, te, które krytykują kontrole i płaczą, że im się patrzy na ręce i ogranicza prywatność. Nie wolno się oszukiwać. Nie mamy też wyboru. Jeśli chcemy czuć się bezpiecznie, zapomnijmy o wolności. Takie koszty są nieuniknione. Wolność to już przeżytek. Walka z terroryzmem nie ma nic wspólnego z prawami człowieka. Widzę to najlepiej na swoim przykładzie. Jeszcze do wczoraj piewcy wielokulturowości zarzucali mi nietolerancję, ksenofobię czy dyskryminację rasową, potępiając mój drakoński stosunek do poprawności politycznej. Zaślepieni w tym, nie byli w stanie dojrzeć, że świat islamski o zamkniętej mentalności nie ma nic wspólnego z poprawnością polityczną, nie zakłada dialogu i nie przejawia woli porozumienia. Ale hipokryzja i tchórzostwo karierowiczów politycznych tego zauważyć nie chciała. Jestem tym co trzecim obywatelem Starego Kontynentu, który nie wierzy w Unię. Nie ufam takim elitom, bo one nie czują się za mnie odpowiedzialne, mają gdzieś elektorat, który ich wybrał. Ich arogancja i zakłamanie przybrały zastraszające rozmiary. Ludzie, którzy raz dorwali się do władzy, szybko stracili kontakt z rzeczywistością. Żyjąc na izolowanej wyspie, uwierzyli, że wszystko im wolno i że mogą się czuć bezkarni. Dziś liderzy europejscy przecierają oczy, budząc się z tchórzostwa, i proszą śp. Orianę Fallaci o przebaczenie. Tymczasem to, co mówiła Fallaci o arabizacji Europy stało się już faktem.