Jadwiga Emilewicz: Jacek Majchrowski uczynił dla Krakowa wiele dobrego, ale jego czas się skończył
Przez ostatnich 200 lat było w Polsce mnóstwo wspaniałych pomysłów. Przez rozbiory, wojnę, komunizm nie mogliśmy swego wielkiego potencjału wykorzystać. Musimy zawalczyć o właściwe miejsce w świecie. Zrobimy to albo popadniemy w przeciętność - mówi wiceminister rozwoju, kandydatka Polski Razem na prezydenta Krakowa.
- Za 6 tysięcy może pracować złodziej lub idiota - mówiła Elżbieta Bieńkowska w restauracji Sowa i Przyjaciele. Oberwało jej się za to, choć miała na myśli swoją koleżankę na stanowisku wiceministra. Była zdziwiona i wkurzona, że na tak odpowiedzialnej posadzie zarabia się średnią warszawską. Tak się składa, że w rządzie PiS jest Pani wiceministrem kluczowego resortu - rozwoju. Za 6 tysięcy…
- Pieniądze są ważne - mam trzech - synów, ale nie najważniejsze w służbie publicznej. Dobrze się czuję w tym miejscu. Premier Morawiecki podjął bardzo ambitne wyzwanie przestawienia Polski na nowe ścieżki rozwoju. Dotychczas rozwijaliśmy się w oparciu o tanią siłę roboczą, montowanie cudzych produktów... Staramy się sprawić, by dalszy rozwój wiązał się z realizacją własnych projektów i przeobrażaniem ich w produkty i usługi, które podbiją świat. W Polsce przez ostatnich 200 lat mieliśmy wiele wspaniałych idei, doskonałych ludzi i wielki zapał, ale przez rozbiory, wojnę, komunizm nie dane nam było wykorzystać potencjału. Najwyższy czas byśmy przypomnieli światu o sobie. Albo to zrobimy teraz albo popadniemy w przeciętność.
- Polska w G8? Wśród bogatych krajów decydujących o losach świata?
- Dlaczego nie? Do tego polski jednorożec…
- Czyli start-up wart miliard dolarów.
- Dokładnie tak. Jestem pewna, że on urodzi się nad Wisłą. Może już się urodził! Polski lek na jedną z nieuleczalnych chorób, polskie rozwiązanie z dziedziny cyberbezpieczeństwa stosowane także w USA, Japonii, całej Unii...
- Się Pani rozmarzyła.
- Ale to wszystko już się dzieje! Uruchamiamy procesy uwalniając energię Polaków.
- Idealizm. A powszechna opinia jest taka, że do Warszawy polityk jedzie po to, by się nachapać. Za komuny symbolem był „Miś”, teraz - Misiewicz.
- Dla osób z mojego środowiska - harcerstwa, Klubu Jagiellońskiego - służba publiczna, praca dla Polski, jest najwyższą formą samorealizacji. Dlatego dobrze się czuję tu, gdzie jestem.
- No błagam!
- Ale ja tak myślę nie od dziś! Można sprawdzić, co pisałam i mówiłam dekadę temu i wcześniej. Pewnie i dawni studenci mogą to potwierdzić. I szczęśliwie mam wokół wielu idealistów, część z nich sprawuje funkcje publiczne. Kiedy spotykamy się na poziomie wiceministrów…
- W klubie „6 tysięcy”?
- Można to tak nazwać [śmiech]. Myślimy podobnie. Czerpiemy przyjemność z tego, że swoją wiedzę przekuwamy w coś, co - mamy nadzieję - jest dobre dla wszystkich Polaków.
- I nie zniechęca was wojna polsko-polska? Że wy tam przestawiacie nas na nowe tory, a naparzanki polityków, szczebel wyżej od „klubu 6 tysięcy”, wtrącają Polskę w tragicznie znajome koleiny?
- Czasem faktycznie odczuwam ulgę, że jako wiceministrowie nie stoimy na pierwszej linii strzału. Zasuwamy od 6.30 do późnej nocy. Kalendarze mamy wypełnione konkretami. Nie ma w nim miejsca na lunche, nie starcza go na wypicie porannej kawy. Pozwala to zachować dystans wobec owych Ważnych Kwestii roztrząsanych w mediach. Nie jesteśmy wyrywani do nagłych odpowiedzi.
- Np. na temat reformy sądownictwa?
- Właśnie. Co nie znaczy, że ja nie mam opinii. Sądy trzeba radykalnie zreformować. Jak pytam przedsiębiorców, co im najbardziej utrudnia działalność, to na jednym z czołowych miejsc wskazują nikłą sprawność sądów.
- Ale jako pierwsza w tym rządzie poparła Pani na twitterze prezydenckie weta.
- Pewnie gdybym była członkiem PiS, mój wpis byłby czytany inaczej. Ale my jesteśmy odrębną partią, małym, ale jednak koalicjantem. W pewnych sprawach mamy inne poglądy i byłoby dziwne, gdybyśmy bez zabrania głosu akceptowali metodę wprowadzania reformy. Bo to właśnie metoda wzbudziła moje zaniepokojenie. Nie sama jej treść. Bliższy jest mi taki sposób reformowania kraju, który nie powoduje społecznych konwulsji, wychodzenia na ulice tysięcy ludzi.
- Bo Pani jest konserwatystką krakowską. A trzon rządu stanowią rewolucjoniści.
- Edmund Burke, jeden z ojców konserwatyzmu, mawiał, że może i rewolucja niesie ze sobą dobre idee, ale spustoszenie, jakie powoduje, przynosi szkody, których nie da się naprawić. On to mówił o rewolucji francuskiej…
- I to pasuje do rewolucji PiS?
- W Polsce Razem uważamy, że warto reformować, nawet głęboko, ale trzeba do tego przekonać Polaków. Duże reformy zawsze będą budzić skrajne emocje, ale można nimi zarządzać. Taka jest nasza rola. W kwestii reformy sądów można było łatwo pozyskać tysiące sędziów, którzy uważają, że Temida wymaga zmian. Na pewno mówienie, że całe środowisko sędziowskie jest „po jednych pieniądzach”, nie jest sprawiedliwe i powoduje, że zamiast ambasadorów zmiany zyskujemy wrogów. Reformy dotyczące danego środowiska winne być wprowadzane w dialogu z nim, a nie na polu bitwy, zaś powody zmian trzeba ogółowi Polaków jasno i uczciwie tłumaczyć.
- Po wetach ruszyła nagonka na ludzi prezydenta i tych, co go poparli, Politycy PiS, TVP, twardy elektorat walą w was jak w bęben. Nie macie ochoty oddać?
- Premier Gowin wielokrotnie podkreślał, że warto chronić wartość, jaką jest jedność prawicy. Bo dzięki niej wygraliśmy wybory. Cieszymy się silnym społecznym poparciem, ponieważ jako szeroki obóz prawicy mamy wiele odcieni. Nie wydarzyło się nic, co by podważało fundamenty naszej współpracy z PiS.
- Ale kiedy premier Gowin zaproponował Panią na kandydatkę prawicy na prezydenta Krakowa, Ryszard Terlecki, szef klubu parlamentarnego PiS, odparował, że „nie jest to kandydatura uzgodniona z PiS”. Pani na to: „Uzgodnienia czas zacząć. Zgodzimy się przecież, że epoka brodatych profesorów w krakowskim magistracie dobiega końca;-)”. Wielu odebrało to jako prztyczek w nos prof. Terleckiego.
- Każdy w Krakowie wie, że profesor Jacek Majchrowski nosi brodę…
- Prof. Terlecki też.
- Ale nie on przecież rządzi w magistracie! Mówiąc poważnie: w ten nieco dowcipny sposób wyraziłam opinię, że przeżywamy kres epoki. Profesor Majchrowski zrobił dla Krakowa wiele dobrego, ale jego czas się kończy.
- Na razie wróćmy do Warszawy. Gdzie czas na bycie żoną, matką - pytam, bo prawica stawia życie rodzinne na pierwszym miejscu. I pani mąż przejawiał swego czasu ambicje polityczne.
- Skutecznie się z nich wyleczył, bo... ktoś nas przecież musi utrzymywać.
- Pani służy, on utrzymuje.
- Taki mamy dziś podział obowiązków . Szczerze? To nieprawda, że da się bezkolizyjnie godzić życie rodzinne z publicznym. Mnie w domu na co dzień nie ma. Ale mam wsparcie męża i zrozumienie dzieci. Najstarszy syn powiedział mi ostatnio, że czasami jest mu ciężko, ale w głębi duszy jest ze mnie dumny. Więc teoretycznie jest OK, ale tak naprawdę nie znamy ceny, jaką przyjdzie nam wspólnie zapłacić za chroniczny brak mamy w domu.
- Jakim szefem jest Mateusz Morawiecki?
- Bardzo ambitnym i wymagającym. Wyznacza cele, daje dużą samodzielność w ich realizacji, wnikliwie sprawdza postępy.
-Widać, że wyszedł z międzynarodowej korporacji?
- Widać. Jesteśmy dobrze zorganizowani i poukładani, premier wprowadził przejrzysty system raportowania o postępach w realizacji celów. Dotyczy to nie tylko kierowanych przez niego ministerstw, czyli rozwoju i finansów, ale i pozostałych, każde realizuje bowiem w jakimś stopniu rządową Strategię na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju…
- „Plan Morawieckiego”.
- Tak. Premier chce wiedzieć, w którym miejscu jesteśmy.
- Złośliwcy mówią: Plan to tylko slajdy.
- Bzdura. Wdrożonych projektów, m.in. regulacji ułatwiających życie przedsiębiorcom, mamy mnóstwo. Premier Morawiecki wymaga konkretów. To trochę cyborg: migiem zapamiętuje olbrzymią ilość danych mikro i makroekonomicznych z Polski, regionów, powiatów, analizuje je. W dowolnym momencie potrafi ich użyć. Dostajemy mejle od szefa 24 godziny na dobę, zdarza się o pierwszej w nocy i o czwartej nad ranem. Niemile widziany jest brak odpowiedzi.
- Trochę mobbing…
- Nie! Doskonale wiemy, na jakich warunkach przyszliśmy do ministerstwa.
- A co napędza wicepremiera?
- Apetyt na dużą zmianę. On jest wzorcową krzyżówką polskiej duszy, romantyczno-pozytywistycznej. Z jednej strony wielka wizja, z drugiej - pragmatyzm, umiejętność realizacji celów. Ci, w których ta mieszanka ma odpowiednie proporcje, osiągają najlepsze efekty. Atutem premiera jest też duże zamiłowanie do historii. Jak słyszy, że coś się ślimaczy lub „nie da”, wyciąga przykład z dziejów. Międzywojnie jest przezeń nieustannie przywoływane: ile my zrobiliśmy, a ile udało się pokoleniom, które punkt startu miały niewyobrażalnie trudniejszy. Stąd ambitne cele.
- Bardzo pięknie to brzmi, ale w polityce o tym, czy coś się da, decyduje nie potęga liczb, lecz - układ sił. Pani jest „człowiekiem Gowina”. To obciążenie?
- Gdy spojrzymy na wyniki wyborów w Krakowie, to jest to raczej powód do zadowolenia. Sukcesy Jarosława Gowina są bezprecedensowe, jego poglądy podziela bardzo wielu Polaków. Nasza partia - Polska Razem - wyróżnia się bardzo mocno rynkowymi postulatami, stawianiem na przedsiębiorczość. Otwieramy szeroko drzwi do prawicy pokazując, że ma ona różne odcienie.
- Gdyby rozwiązywała Pani test o Polsce 1989 - 2015, to którą odpowiedź by pani wybrała: A. to był czas hańby i upadku, Polska została rozkradziona przez komunistów i zdrajców; B. to był czas rozkwitu; C. mimo wielu zastrzeżeń, w tym afer i patologii, był to dobry czas, ale w ten sposób nie możemy się dalej rozwijać.
- Skoro muszę wybrać, to odpowiedź C będzie najwłaściwsza. Z pewnością nie możemy zapominać o wielu pozytywnych zmianach, które udało się zrealizować dzięki bezprecedensowej aktywności społecznej i przy wspólnym staraniu wszystkich sił politycznych uczestniczących w transformacji po 1989 r. Bardzo udał się nam samorząd terytorialny, który zresztą miałam przyjemność poznać z bliska. Z drugiej strony widzę wiele dysfunkcji państwa, które podważają jego wiarygodność, słabość instytucji publicznych…
- Jacek Majchrowski okazał się motorem czy barierą w rozwoju Krakowa?
- Bez wątpienia Kraków rozwinął się przez ostatnie 15 lat. Widzi to każdy, kto pamięta nasze miasto z początku wieku. Pozostaje pytanie, co będzie paliwem dalszego rozkwitu. Jak sprawić, by oprócz funkcji doskonałego rynku Kraków miał moc przyciągania inwestycji wymagających wielkiego kapitału, zaawansowanej wiedzy, najnowszych technologii?
- I Pani to wie?
- Jesteśmy dziś w podobnej sytuacji, w jakiej był ponad sto lat temu Juliusz Leo. On przedstawił wówczas swoją wizję Wielkiego Krakowa. Rzeczywistość zmieniała się szybko, rozwój miasta potrzebował nowego otwarcia. Potrzebuje go i teraz. Kraków mógłby rozwijać się dużo szybciej. Cieszymy się z niskiego bezrobocia, ale średnie wynagrodzenie jest u nas niskie. Nie każdy chce wiązać przyszłość z sektorem turystycznym, potrzebujemy dobrze płatnych miejsc pracy, a takie mogą zaoferować zaawansowane usługi i przemysł. Doświadczenie niemal dwóch lat w Ministerstwie Rozwoju pozwala mi z dużym optymizmem mówić o tym, gdzie i jak ich szukać.
- Niektórzy mówią: „Emilewicz jest może kompetentna, ale byłaby marionetką w rękach Jarosława K. lub Jarosława G., a PiS wciskałby na stanowiska Misiewiczów”.
- Proszę zapytać moich przełożonych w Ministerstwie Rozwoju, czy rzeczywiście jestem osobą, którą łatwo sterować i która daje sobie bez większych problemów wejść na głowę, tylko dlatego, że ktoś ma takie czy inne imię.
- Jak rozwiązać dwa główne dziś problemy Krakowa: smogu i korków?
- W przypadku smogu kluczowa jest współpraca z administracją centralną. Przygotowane przeze mnie w ministerstwie rozporządzenie określające normy emisyjne dla kotłów, które już weszło w życie oraz czekające w kolejce normy jakościowe dla paliw, w tym węgla, radykalnie poprawią stan powietrza w miastach. Są kwestie, jak ubóstwo energetyczne, których rozwiązanie przez administrację centralną wymaga korzystania z wiedzy samorządów. Smog w Krakowie to także kwestia planowania przestrzennego i urbanistyki. Jeśli genius loci objawił się w niecce, to każde pozwolenie na budowę powinno być wydawane ze szczególnym uwzględnieniem wpływu na jakość powietrza.
- A zakorkowane ulice?
- Nie dziwię się zniecierpliwieniu krakowian. Oczywiste powinno być takie rozłożenie i skoordynowanie remontów, by nie było paraliżu na taką skalę, jaką mamy teraz.
- W dodatku auta smrodzą.
- Dlatego proponuję m.in. tzw. strefy bezemisyjne, czyli obszary, w których będą mogły poruszać się tylko tramwaje oraz elektryczne autobusy i samochody. W nowym modelu komunikacji musi być więcej miejsca dla pojazdów współdzielonych - nie tylko znanych dobrze w Krakowie rowerów, ale i samochodów. Zajmując się w ministerstwie rozwojem elektromobilności wiem, jak ogromnie wpływa ona na jakość życia w miastach.
- A pomysł-bumerang-widmo?
- Czyli metro. To dobre rozwiązanie dla dynamicznie rozwijającego się i rozrastającego Krakowa. Czas zakończyć etap dyskusji „czy” i przejść do fazy „jak”. Dzięki staraniom Ministerstwa Rozwoju udało się pozyskać z UE ponad 1,3 mln euro na studium wykonalności dla szybkiego bezkolizyjnego transportu w Krakowie. Dzięki temu w 2019 będzie można rozpocząć planowanie inwestycji. Bez niej nigdy nie odkorkujemy Krakowa.
- A jeśli Jarosław Kaczyński wyznaczy innego kandydata/kandydatkę PiS na prezydenta Krakowa, wycofa się Pani?
- Na razie Prawo i Sprawiedliwość nie wskazało oficjalnie swojego kandydata, który mógłby reprezentować zjednoczoną prawicę. A ja lubię rozmawiać o konkretach.