Jak bakteria clostridium wywołała wojnę w Polańczyku Zdroju
Jedna bakteria wywołała lokalną wojnę polityczną, biegunkę u kilku osób, lawinowy popyt na wodę butelkowaną i strach ludzi żyjących z turystyki. W świat poszło, że Polańczyk kusi wodami leczniczymi i straszy... wodą z kranu.
Po raz pierwszy clostridium perfringens zaatakował Polańczyk w lutym 2016 roku. Ustrzycki sanepid wydał zakaz spożywania wody z gminnej sieci aż do odwołania, bo to wredna bakteria jest, nawet w gotowanej wodzie może przetrwać, wywołuje zatrucie pokarmowe, ból brzucha i biegunkę. Później clostridium perfringens szturmował Uzdrowisko (!) Polańczyk jeszcze trzykrotnie, służby sanitarne ostrzegały: wody z kranu nie pić, nawet się nie myć. Po ataku bakterii w lutym tego roku odwołano zabiegi w części sanatoriów uzdrowiskowych, ale przecież jeść trzeba, toteż kuchnie sanatoryjne korzystały z wody dostarczanej beczkowozami, dania podawano na jednorazowych plastykowych tackach, z okolicznych sklepów wymiotło butelkowaną wodę mineralną i źródlaną, nawet w powiatowym Lesku pięciolitrowe bańki znikały w oka mgnieniu. Po mediach przetoczyły się doniesienia o skażeniu, wizja biegunki w Polańczyku Zdroju okazała się straszniejsza niż POCHP od smogu w Krynicy, też Zdroju.
Poczwórny atak bakterii wywołał powikłania w lokalnej polityce. Oto leski radny powiatowy, mieszkaniec gminy Solina, Ryszard Wysata zaatakował wójta Soliny Adama Piątkowskiego listami otwartymi. Wójt przeszedł do kontrataku, kąśliwie odpowiadając na listy radnego, na co radny gminny Łukasz Dytkowski odpowiedział doniesieniem do prokuratury. Każda z walczących stron (poza bakterią) deklaruje głęboką troskę o bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańców Polańczyka i lęk, że clostridium perfringens rujnuje wizerunek uzdrowiska i prowadzi do zguby ruch turystyczny i uzdrowiskowy.
Wsi spokojna, wsi wesoła i uzdrowiskowa
Polańczyk został Zdrojem w 1999 roku, choć już od 1974 miał status miejscowości uzdrowiskowej. W 2013 władze gminy zapowiadały referendum wśród mieszkańców, czy godzą się na oficjalną nazwę miejscowości Polańczyk Zdrój. Referendum nie doszło do skutku, ale i tak prawie wszyscy tu ze Zdroju żyją, i z turystów. Dlatego powracająca do rur wodociągowych bakteria clostridium perfringens stała się postrachem tutejszych uzdrowisk, właścicieli pensjonatów i hotelików. Bo taka clostridium perfringens może odstraszyć przyjezdnych i zrujnować całą gminę. Tym bardziej, że i wody Zalewu Solińskiego nie są krystalicznie czyste, o czym media skwapliwie donoszą co roku. Tu od czasu do czasu rządzą paciorkowce kałowe i bakterie Escherischia coli, a wtedy służby sanitarne odradzają kąpiele.
Bo też gmina Solina ma kłopoty i z zaopatrzeniem w wodę, i z odprowadzaniem ścieków. Ustrzycki sanepid alarmował, że po większych opadach do jeziora spływa zawartość okolicznych szamb, a i turyści dołożyli swoje: do zalewu trafiają fekalia z przyczep kempingowych i domków letniskowych.
Jeszcze w 2012 roku porażone alarmem służb sanitarnych władze gminy powołały specjalny zespół, który miał sprawdzać legalność funkcjonowania różnych obiektów nad zalewem. Ze szczególnym uwzględnieniem „polityki wodno-ściekowej”: właściciele winni okazać dokumenty potwierdzające wywóz nieczystości. Z tego samego bowiem zbiornika gmina pobiera wodę, która - po oczyszczeniu - trafia do gminnych wodociągów. Widać system jest niedoskonały, skoro skażenia się powtarzają. Radny Wysata zapewnia, że to wina wójta, bo kiepsko zorganizował system wywozu nieczystości z szamb.
„Mieszkańcy skarżą się, że czasem po kilka tygodni muszą czekać na wywóz ścieków przez Gminny Zakład Komunalny (…), w sezonie ludzie czekają na wywóz szamba ponad 3 tygodnie”.
W sezonie właściciel ośrodka turystycznego nie może sobie pozwolić, by zawartość szamba rozlała mu się po obejściu, bo letnicy tego nie zniosą i interes mu padnie. Bywa więc, że szuka innego sposobu na pozbycie się śmierdzącego problemu. Wywozi cichaczem do lasu? Na pole? Po większym deszczu i tak to wszystko pewnie trafi do zalewu.
Szambo… polityczne
Radny powiatowy przyznaje, że gmina miała „problem sanitarny” znacznie wcześniej, niż Piątkowski objął stanowisko wójta Soliny. Tyle że ostatni rok to już alarmująca seria skażeń.
- Wójtowi już po pierwszym skażeniu powinno się zapalić w głowie czerwone światło, przecież to jest poważna sprawa, jesteśmy uzdrowiskiem. A jeszcze w 2015 roku marszałek województwa cofnął oczyszczalniom ścieków w Polańczyku i Wołkowyi pozwolenia wodno-prawne. Nie bez powodu. I oczyszczalnia w Polańczyku do końca 2016 roku działała bez tego pozwolenia
- tłumaczy swoje wzburzenie Wysata.
Już w listopadzie 2016 roku zaczął pisać do wójta Piątkowskiego listy otwarte, zarzucając mu bierność wobec powtarzających się skażeń w wodociągach gminnych i brak strategii, która miałaby prowadzić do rozwiązania problemu. Na pełen oskarżeń list radnego wójt odpowiedział listem pełnym uszczypliwości, stwierdzeniem, że pismo Wysaty jest „zmanipulowanym atakiem politycznym”, „zlepkiem kłamstw i oszczerstw wobec mojej osoby”, ale też wójt wyliczył działania gminy dla poprawy sytuacji sanitarnej gminy.
Radny Wysata w kolejnym liście uznał je za daleko niewystarczające. Jeszcze 7 lutego po raz kolejny wystosował do wójta list otwarty, pod którym tym razem podpisali się również właściciele bądź administratorzy ośrodków uzdrowiskowych w Polańczyku: „My, którym leży na sercu dobro Uzdrowiska Polańczyk, jak i pomyślność całej gminy Solina, stojąc w obliczu zagrożenia, jakim są powtarzające się zatrucia wody pitnej w Polańczyku, Myczkowie oraz w Berezce, żądamy podjęcia natychmiastowych działań”…
Sprawa dla prokuratora
I tylko w jednym punkcie panowie są zgodni, że clostridium perfringens jest zagrożeniem dla uzdrowiskowego statusu Polańczyka. A poza tym Wysata za nie mniejsze zagrożenie uznaje Piątkowskiego, a Piątkowski - Wysatę.
Także i radny gminny Łukasz Dytkowski uznaje wójta za zagrożenie dla gminy. Dlatego po trzecim skażeniu wodociągów w lutym tego roku złożył w prokuraturze zawiadomienie.
- Bo zachodziło uzasadnione podejrzenie, że mogło dojść do niedopełniania obowiązków przez wójta, że przez prawie rok nie zrobił niczego, by wyeliminować po-wtórzenie się skażenia - tłumaczy radny Dytkowski. - Kiedy 2 marca doszło do czwartego, odbywała się właśnie sesja rady gminy, wójt musiał mieć informację o tym, co się stało, nawet nam o tym podczas sesji nie wspomniał.
Nic nie robimy? To kłamstwo!
Wójt Adam Piątkowski zapewnia, że radni na bieżąco otrzymują informacje z jego działalności, także te dotyczące modernizacji sieci wodociągowej i „polityki kanalizacyjnej”. I zapowiada, że tego roku jedną i drugą czeka rewolucja, więc kłamstwem jest, że nie reaguje na skażenia w wodociągach.
- Kupiliśmy dwa ozonatory, będziemy modernizować stację uzdatniania o metodę ultrafiltracji, współpracujemy z dwoma uczelniami, które monitorują stan rzeczy i doradzają, stosujemy do oczyszczania wody podwójne środki chemiczne, w ciągu dwóch lat wykonaliśmy ponad 20 czynności, które mają poprawić sytuację, nie mówiąc o inwestycjach w oczyszczalnie ścieków. Mam nadzieję, że w tym roku uda się wybudować marinę dla jednostek pływających, co będzie miało wpływ na jakość wody w zalewie - wylicza jednym tchem wójt z zastrzeżeniem, że w ciągu dwóch lat kadencji nie był w stanie zniwelować wieloletnich zaniedbań poprzednich władz gminy. - Oczyszczalnię z Polańczyka wyrzucamy, umiejscowimy ją w Berezce, już wystąpiliśmy o pozwolenie na budowę. To tylko część działań, jakie podjęliśmy, więc twierdzenie, że nic nie robimy, jest kłamstwem.
Przyznaje, że w szczycie sezonu są problemy z oczyszczaniem ścieków, obecna oczyszczalnia jest zbyt mała w stosunku do rosnących potrzeb.
- Na razie nie jesteśmy w stanie odebrać wszystkich ścieków od gospodarstw, przecież nie będziemy za to karać mieszkańców - tłumaczy.
Obawy, że powtarzające się skażenie w kranach Polańczyka może zaciążyć na opinii uzdrowiska, podzielają w podkarpackim oddziale Narodowego Funduszu Zdrowia. Chwalą zalety tutejszych wód i powietrza, ale przyznają, że dwa tegoroczne skażenia wywołały lawinę telefonów od kuracjuszy. Plus dwie pisemne skargi.
- Natychmiast po pojawieniu się komunikatu o skażeniu interweniowaliśmy u dyrektorów ośrodków sanatoryjnych, nie czekając na sygnały od kuracjuszy - potwierdza Marek Jakubowicz, rzecznik podkarpackiego NFZ. - Otrzymaliśmy informację o zapewnieniu bezpieczeństwa żywieniowego i odpowiednich dostawach wody pitnej na czas awarii systemu wodociągowego. Dyrektorzy zapewnili nas też o realizowaniu na bieżąco świadczeń fizjoterapeutycznych z wyjątkiem zabiegów mokrych, które po zakończeniu awarii będą wykonane przed końcem turnusu.
Marek Jakubowicz dodaje, że po marcowym skażeniu NFZ interweniował pisemnie o wójta gminy.
W gminie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że Solina i Polańczyk, flagowe miejscowości turystyczne tej części kraju, nie mogą sobie pozwolić na czarny PR z kranu. I liczą na to, że władze wojewódzkie podzielą ich punkt widzenia. Także finansowo.