Jak bawiono się w Łodzi przed laty? [ROZMOWA]
Elżbieta Pędziwiatr, znana łódzka przewodniczka i działaczka PTTK, opowiada jak łodzianie bawili się w danych latach.
Łodzianie i mieszkańcy regionu łódzkiego lubili się bawić w sylwestra, w okresie karnawału?
Przeczytałam książkę Jerzego Krzywika Kaźmierczyka „Były dancingi i grały orkiestry w mieście Łodzi”. Wynika z niej, że po wojnie bawiono się wszędzie. Od najlepszych łódzkich restauracji typu Grand Hotel, Savoy, Halka, SiM po najzwyklejsze świetlice istniejące przy dużych zakładach pracy. Wszystkie sale, w których można było zebrać ludzi pełniły rolę sal bankietowych. W zależności od statusu materialnego ludzie bawili się na przykład w Halce, która była ekskluzywnym lokalem albo wynajmowano sale, które kiedyś pełnił rolę produkcyjną. Jak chociażby było kiedyś na ulicy Kilińskiego. I była zabawa.
To były już czasy PRL. Ale jak było wcześniej, jeszcze w XIX wieku?
Wielu łódzkich robotników pochodziło ze wsi. Gdy jeszcze tam mieszkali, to funkcję kulturalno-oświatową pełniła karczma. Nie mówiło się o balach i rautach, te odbywały się co najwyżej w dworze dziedzica, ale zabawach. Wszystko się zmieniło, gdy ci ludzie przyjechali do Łodzi w poszukiwaniu pracy. Kiedy zamieszkali w mieście, zaczynali się bawić w miarę swoich możliwości. Na pewno Scheilbler, Geyer, Poznański nie bawili się na ogólnie dostępnych balach. Jeśli tylko pieniądze pozwoliły, pojawiali się na nich robotnicy. Nikt nie sprawdzał rodowodu. Ciekawostką były bale maskowe. Nie wolno było podczas nich zdejmować maski. I często na takich balach, o czym wspominają kroniki, bawiła się panna służąca i jej pan.
Dlatego nie zdejmowano masek?
Podejrzewam, że z tego powodu. Chociaż czytam w różnych publikacjach, że pojawiało się odgórne założenie, iż bal jest maskowy i masek nie wolno zdejmować. Na takich balach zdarzały się kradzieże. Bywało, że pod maską ukrywał się po prostu złodziej. Informacje o takich zdarzeniach pojawiały się w ówczesnej prasie. Pisano, że komuś ukradziono na przykład srebrną papierośnicę wartą 300 rubli.
O łódzkiej burżuazji mówiono, że wolała pracować niż się bawić. Tak było?
Ci najwięksi na pewno tak. O tym świadczą sale reprezentacyjne ich pałaców. Chociażby pałacu Poznańskiego, gdzie na górze znajdują się dwa balkony. Muzealnicy tłumaczą, że właściciele powinni pojawić się na takim balu nie tylko duchem, ale i ciałem. Siadali więc w loży i przyglądali się bawiącym. Tańce nie były im w głowie.
Byli zabawowi fabrykanci?
Byli. Widać to choćby w „Ziemi obiecanej” Władysława Reymonta. Polski noblista materiały do tej powieści zbierał w Łodzi. Możemy sobie wyobrazić, że niektórzy z fabrykantów żyli chlebem, a inni ponad to. Zwłaszcza ci, którzy tu mieszkali od drugiego, trzeciego pokolenia. Pierwsi fabrykanci, którzy tu przyjechali zaczynali od podstaw. Pracowali ciężko, nie w głowie im były zabawy.
Pani podczas uroczyście obchodzonych urodzin Izraela Poznańskiego wciela się w postać jego żony Leonii. Chyba nie należała do rozrywkowych kobiet?
Tak sobie to wyobrażam. Miała przecież sporo dzieci. Nie należała też do elity burżuazji, choć była córką sekretarza szpitali warszawskich. Poza tym niewiele możemy powiedzieć o Leonii Poznańskiej. Brakuje na jej temat materiałów. Ale jej zrekonstruowany pokój pokazuje jak prostymi zajęciami się zajmowała. Zamiast romansu odłożonego na półkę widzimy zwykły „niciak”. Lubiła więc robótki ręczne. A książki nie ma też z innego powodu. Leonia Poznańska nie umiała czytać.
W czasach przedwojennych organizowało się wiele balów?
Tak. Było wiele przeznaczonych na ten cel sal. Także teatry zamieniano na sale takich spotkań podczas karnawału.
A w PRL?
Zaraz po wojnie imprez było wiele. Trochę zmieniło się to po 1948 roku, gdy powołana do życia Polska Zjednoczona Partia Robotnicza sprawiała, że trzeba było spolszczać zbyt amerykańsko brzmiące nazwy orkiestr. Przykładem jest orkiestra Sunny Jazz, która zaczęła się nazywać Siódemki rytmiczne. A Melomanów rozwiązano, bo grali zbyt amerykańsko.
Która z restauracji była najpopularniejsza w powojennych latach?
Był cały zestaw restauracji. Na pewno prym wiódł Grand Hotel z Malinową i Złotą salą. Należy też wymienić wspomnianą już przeze mnie Halkę, która znajdowała się przy ulicy Moniuszki. Dla mnie dużym odkryciem jest restauracja SiM przy Placu Wolności. Nie zastanawiałam się nad jej nazwą. A okazuje się, że jest w niej ukryty skrót: Sztuka i Moda. Nie wolno też zapomnieć o Casanowie. Do zabaw wykorzystywano też pałace fabrykantów. W 1951 roku wielki bal odbył się w pałacu Kindermannów przy ulicy Piotrkowskiej, a dwa lata wcześniej w Pałacu Poznańskiego.
W czasach PRL organizowano miejskie sylwestry?
Nie organizowano otwartych sylwestrów. Ale na przykład sylwestry, bale organizowano w sali elektrowni przy ówczesnej ulicy Przejazd. Do tańca grała orkiestra złożona z pracowników elektrowni.