Jak będzie wyglądać życie po epidemii? Zaczniemy oszczędzać i częściej chodzić do prywatnych lekarzy. O ile będzie za co...
83 proc. Polaków zamierza zacząć oszczędzać po zakończeniu epidemii, 60 proc. deklaruje, że będzie korzystać z prywatnej opieki medycznej. Część z nich to ludzie, którzy przed epidemią tego nie robili. Jak epidemia koronawirusa wpłynęła na nas i jakich możemy się spodziewać zmian.
Ogólnopolska Grupa Badawcza opublikowała raport „Jaka będzie Polska po epidemii?”. Badania były przeprowadzane w okresie od 31 marca do 2 kwietnia. Raport skupia się na tym, jak mogą wyglądać różne branże po zakończeniu epidemii.
Można z niego wywnioskowac również to, że po tym ciężkim okresie wielu Polaków planuje zmienić nieco swoje życie.
83 proc. ankietowanych deklaruje, że zacznie oszczędzać, z czego 20 proc. z tych osób nie miało wcześniej takich planów. Z czego wynika takie nastawienie?
- Z pewnego rodzaju paniki. Przez ostatnie 30 lat w Polsce był cały czas postępu. Przyzwyczailiśmy się do tego, że jest nieustający wzrost dobrobytu, dochodu. A tymczasem mamy sytuację niespotykaną w tej historii najnowszej, kiedy ludziom zagraża utrata dochodów, niepewna przyszłość. Oszczędzanie to naturalne ludzkie zachowanie w takiej sytuacji
– tłumaczy Artur Chmaj, rzeszowski ekonomista, pracownik Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania.
Dodaje też, że z jednej strony rozumie takie zachowanie, jednak nie jest pewien, czy oszczędzanie w dobie kryzysu przyniesie jakiekolwiek skutki.
- Dla części społeczeństwa oszczędzanie od tego momentu jest trochę spóźnione. Obawiam się, że skoro okresu większych dochodów nie wykorzystaliśmy do oszczędzania, teraz może być problem, bo może nie być z czego – mówi Chmaj.
Tańsze mieszkania? To nic pewnego
10 proc. ankietowanych osób musiało przez epidemię zrezygnować z zakupu mieszkania czy innej nieruchomości. Powód? Bo znacząco spadły ich dochody.
Wprawdzie z różnych stron pojawiają się głosy, że ten stan kryzysowy może wpłynąć na spadek cen mieszkań czy lokali, ale Artur Chmaj nie jest jednak co do tego przekonany.
Owszem zauważa, że część osób straciła dochody, a przez to nie będzie w stanie spłacić na czas zaciągniętych kredytów. Z tego powodu banki mogą coraz mniej chętnie udzielać „pożyczek”, więc popyt na mieszkania zmaleje.
- Skoro kupujących będzie mniej, to będzie jakaś presja na deweloperach i dostawcach, że ceny powinny się trochę zmniejszyć. Ale jest też druga strona: deweloperzy nie budują mieszkań z powietrza, ponoszą określone wydatki. Mieliśmy ostatnio spory wzrost kosztów inwestycji, nieruchomości, materiałów budowlanych, energii czy pracy. Koszty po stronie deweloperów były coraz większe i pytanie, czy one zmaleją równolegle do ewentualnego zmniejszenia cen nieruchomości – opisuje Artur Chmaj.
Ekonomista wymienia też, którzy przedsiębiorcy ucierpieli na tej sytuacji najbardziej.
W pierwszej kolejności poszkodowane zostały osoby, które same świadczyły swoje usługi: fryzjerzy, rehabilitanci, kosmetyczki. Podkreśla, że to małe firmy, które żyją z bieżącego obrotu, a jeśli nie ma klientów, to nie ma i pieniędzy. Dostało się też sektorowi usług, które wynikają z przemieszczania się, kontaktów międzyludzkich czy w końcu z turystyki.
Prywatnie zamiast NFZ?
Aż 60 proc. Polaków zamierza po epidemii korzystać z prywatnej opieki medycznej. 13 proc. z tej liczby to osoby, które wcześniej korzystały tylko z leczenia na NFZ.
Skąd taka zmiana? Trudno powiedzieć, jednak Artur Chmaj zauważa, że może to wynikać z chwilowych trudności z dostaniem się do publicznych szpitali czy przychodni. Zwraca jednak uwagę, że w walce z epidemią to właśnie publiczne placówki grają największą rolę, podczas gdy część z prywatnych gabinetów została zamknięta z obawy przed koronawirusem.
Jest jeszcze jeden, pomijany przez niektórych, fakt - w dobie kryzysu wiele osób straciło dochody, skąd więc pewność, że na prywatne leczenie będzie ich stać?