- Naprawianie telewizorów to nie tylko moja praca. To pasja - mówi Jan Kukla. Zajmuje się tym już od 45 lat. I nie wyobraża sobie dzisiaj innej roboty.
Jest rok 1991. Ja, Tomasz Rusek, mam 10 lat. Akurat zepsuł się w domu telewizor rubin. – Zaniesiemy go do Kukli, to na
pewno naprawi – mówi mój tata. I faktycznie po kilku dniach rubinek (stary model, wielki, ciężki, z kineskopem, który nagrzewał się do czerwoności, a do tego bez pilota) jest powrotem w domu i działa, jak należy.
Mija 25 lat. Jest lipiec 2016 r. Moja siostra przysyła z Irlandii wielki, 50-calowy, nowoczesny telewizor LCD, którego irlandzcy fachowcy nie potrafili naprawić. I co? Tata mówi do mnie jak ćwierć wieku temu: - Zaniesiemy go do Kukli, to na pewno naprawi. Bo pan Kukla cały czas naprawia sprzęt!
To twórczy nieład
Gdy odwiedzam jego zakład przy ul. Armii Krajowej, nie mogę oderwać oczu od wnętrza. Wszędzie są telewizory i monitory. Wszędzie! Od podłogi niemal pod sufit. Są ich dziesiątki. A gdzie tam dziesiątki - setki! Do tego dochodzi masa elektronicznych „bebechów”, narzędzia, ramy, obudowy.
Pan Kukla wita mnie uśmiechem. Przeprasza za bałagan. Ale… to nie bałagan. Tylko twórczy nieład, bo gdy trzeba, fachowiec bez patrzenia mówi, gdzie, co leży.
A skąd tyle telewizorów? To zabawne, bo sporo z nich to po prostu nie odebrane przez ludzi egzemplarze. Już naprawione. Serio. Ktoś przynosi, pan Kukla naprawia, a potem klient mówi, że jak ma zapłacić 150 zł, to woli kupić nowy sprzęt, bo rata wyniesie go stówkę, to po co płacić 150 za reanimowaną sztukę... – I tak się to zbiera – wyjaśnia pan Jan, oblatując wzrokiem swój składzik.
Z zamkniętymi oczami
Pierwszy telewizor naprawił w 1971 r. Do dziś naprawił ich w sumie kilkadziesiąt tysięcy! Pomaga już trzeciemu pokoleniu gorzowian.
Ma kierunkowe wykształcenie. Jest elektronikiem właśnie od sprzętu radiowo – telewizyjnego. Choć… radioodbiorników nie lubi naprawiać. – Radiówka mi nie leży. Tak po prostu – śmieje się. I dodaje, że poza telewizorami stawia na nogi także komputery i laptopy.
Nie robi tego, bo musi. Robi, bo lubi. Lubi rozgryzać zagadki, które najczęściej brzmią podobnie: czemu to nie działa?
- Lubię wyzwania. Lubię dochodzić do tego, co się stało, że telewizor nie gra. Zdarzało mi się siedzieć po nocach i kombinować. To dla mnie istota tego zawodu - wyjaśnia. Choć przyznaje, że czasy się zmieniły. – Takie podejście, jak moje, nieco nie przystaje do czasów. Bo dziś producenci zalecają wymiany całych systemów. To zrobi, za przeproszeniem, małpa. Ja jestem z tej szkoły, że chciałbym wymienić tylko to, co się zepsuło – dodaje.
A co się psuje? W starych telewizorach: układy zasilania. W nowych: diody LED.
Stare ale jare
Jan Kukla przyznaje, że w Gorzowie jest elektronikiem z najdłuższym stażem. Zdarza się więc, że trafiają do niego sprzęty, których inni nie dali rady przywrócić do życia. – Mnie się udaje. Porażki są nieliczne - nie kryje dumy. I dodaje, że stare telewizory zna tak dobrze, że… mógłby je naprawić z zamkniętymi oczami. Zdradza też, że nowe (LCD i plazmy) są w zasadzie bardzo do siebie podobne. – Wyróżniają się co najwyżej te marki Pa-nasonic i Sharpy. Mają nieco inną budowę – wyjaśnia.
A co z teorią spiskową, że obecnie produkowany sprzęt jest tak skonstruowany, by wytrzymał bez awarii tylko nieco dłużej niż gwarancyjne dwa lata? – Potwierdzam. To nie mit, tylko fakt. Dlatego warto dbać o sprzęt. Zwłaszcza ten z lat 90. To były może nieco toporne, ale solidne konstrukcje. Jednak jeśli będziemy o nie dbać, będą służyć jeszcze latami. Sam, gdybym mógł, miałbym telewizor kineskopowy. A nie mam, bo do mebli pasował płaski ekran - uśmiecha się pan Kukla.
Nie ma życia bez pracy
I na koniec zdradza prosty sekret, który może wydłużyć żywotność naszych płaskich, wielocalowych ekranów: - Jeśli wiszą na ścianie, a taki jest trend, koniecznie co jakiś czas je ściągajmy i czyśmy z kurzu! Gdyby pan widział, co czasami zastaję, gdy rozkręcam obudowę… W kurz można palce wkładać.
- Ma pan w głowie taki plan, by za trzy, cztery lata skończyć z naprawianiem telewizorów? – pytam przed wyjściem z zakładu. - Nie. Bo co miałbym robić na emeryturze? Nie wyobrażam sobie bez tego życia – pada odpowiedź.