Jak cudnie kochać życie? Zuzanna Kawulok z Istebnej dobrze to wie

Czytaj dalej
Teresa Semik

Jak cudnie kochać życie? Zuzanna Kawulok z Istebnej dobrze to wie

Teresa Semik

Córka legendarnego beskidzkiego muzyka, Jana Kawuloka z Istebnej była pierwszą kobietą w okolicy, która grała na skrzypcach, a to było takie niebabskie zajęcie. No bo po cóż babie chodzić z muzykantami?

Kiedy w warszawskich Łazienkach stawała z tatą na scenie, publiczność skandowała: Kawulocy! Kawulocy! - Było to dla mnie na wyrost, ale było fajne - wspomina Zuzanna Kawulok z tą swoją nadzwyczajną skromnością. Góralki śląskie nie afiszują się z uczuciami.

Dziś byśmy powiedzieli, że Zuzanna Kawulok została nie tylko artystką, ale także beskidzką celebrytką. Jej zdjęcia trafiały na tytułowe strony gazet, na okładki publikacji o rodzimym folklorze. Grała na skrzypcach, gajdach, fujarkach, fujarze, okarynie, a nawet zadęła w trombitę. Póki ręce były zręczne, to też haftowała tradycyjnym haftem istebniańskim, krzyżykowym.

Przy łóżku Zuzanna Kawulok ma teraz karteczki z wierszem „Westchnieniem”, który sama napisała, by czytać go co dnia: „Boże Ojcze jedyny, proszę Cię o trochę cierpliwości, żebym mogła mój los dożyć w harmonii i miłości”. Łóżko to jej dziś codzienność. Gościec przewlekły, od 33 lat. Ból był większy i większy, w końcu nie do zniesienia.

Za oknami Istebna, jej ojcowizna, która „z uśmiechu Boga powstała”, jak pisała o Beskidzie Śląskim Zofia Kossak i wtórował jej Gustaw Morcinek. 77-letnia Zuzanna Kawulok trzyma się tego skrawka ziemi, gdzie „nejcistsi źródełka spod kamiyni bijóm, z kierych se górole swe natchniyni pijom…” - powie w swoim wierszu. Pisać jeszcze może, choć zniekształcone stawy ograniczają ruchy.

Na widok dawnych zdjęć z folklorystycznej sceny od razu promienieje. To, co uważała, że już dawno przebrzmiało, wciąż trwa i nie tylko w jej wspomnieniach. - Z tatą cudownie się grało, bo on nigdy nie wypadł z rytmu - wyjaśnia.

Muzyczny fenomen

Od lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku wszystkie drogi prowadziły do Istebnej na spotkanie z Janek Kawulokiem, z jego starym domem, w którym Zuzanna urządziła muzeum. - Tak my mieszkali, z żarnami w kącie do mielenia mąki, z piecem z „nolepą” do gotowania, a na ścianie wisiały gajdy - opowiadała mieszczuchom, gdy nikt już w okolicy nie chciał mieć w swoim domu tej dawności, ani nie chciał jej przeżywać. Przyszli turyści, dla których wyasfaltowano drogi, a miejskie meble wyparły stare skrzynie. Kurna chata Kawuloka wciąż przypomina, jak tu się dawniej żyło.

Jan Kawulok miał słuch absolutny. Muzykolodzy nie przestawali się zachwycać nad jego fenomenem, choć nut nie znał. W grze na gajdach był wirtuozem. Na zewnątrz skromny, w rzeczywiści pełen talentów i życiowej mądrości.

Gdyby nie pierwsza wojna, poszedłby dalej do szkół, bo nauczyciel bardzo nalegał, żeby rodzice zbierali pieniądze na jego naukę. Kawulokowie mieszkali w Istebnej na Stecówce. Wojna pieniądze potraciła i Janek do szkół nie poszedł. Jak mówi Zuzanna, ciągotkę do czytania miał zawsze. Wkładał plecak i szedł trzy godziny górami do Ustronia po książki. Potem siadał z kolegami przy wielkim kamieniu. Jeden z nich czytał, reszta słuchała.

Cały był muzyką, ikoną beskidzkiej kutury. Sam budował instrumenty, trombity, gajdy, wszelkie piszczałki. Na jego gajdach grali muzycy z zespołów „Mazowsze” i „Śląsk”. Do tego był znakomitym gawędziarzem, a tyle talentów trudno było trzymać dla siebie.

- Nie mogłam być taka, jak on, bo to było niemożliwe, ale chciałam go naśladować - wspomina Zuzanna Kawulok. - On był nie tylko o wielkiej wrażliwości muzycznej, ale o bardzo szerokich horyzontach. Książki lekarskie pożyczał w Wiśle. Wiedział, gdzie jaka kość, mięsień i potem składał ludziom nogi, ręce. Z tego składania połamanych kości słynął na całą okolicę.

Moje granie, moja rozkosz

Tata nie mówił, Zuzka musisz grać, choć skrzypce zawsze wisiały w rogu w ich starej chałupie. Któregoś dnia sama je wzięła do ręki i brzdąknęła. Teraz powie, że wtedy coś w jej duszy zadrgnęło. - Najpierw instrument wyczyściłam, a potem zaczęłam piskać. Kiepsko, bo kiepsko, ale rodzice zdecydowali, że pójdę się uczyć muzyki.

Jeździła autobusem z Istebnej do Ustronia do nauczyciela Jana Drozda. Kobiety w Istebnej robiły koronkowe serwetki na szydełku albo haftowały. Żadna nie grała, bo wydawało się, że to nie babskie zajęcie, taka może i głupio robota.

- Na cóż komu babskie granie, jeszcze na skrzypcach, mówili. Jak zaczęłam jeździć z zespołem za granicę, to mówili, że z woli takiej głupiej roboty jeszcze jeżdżę za granicę - przypomina Zuzanna Kawulok. - A ja to kochałam. Tata nigdy nie zwracał uwagi, kto gra: baba czy chłop, byle dobrze pociągał smykiem.

Jan Kawulok grał w zespole ludowym „Koniaków” na gajdach, to i Zuzka do tego zespołu trafiła ze skrzypcami. Za starej Polski jeździli na centralne dożynki do Warszawy, na Stadion Dziesięciolecia. Jan Kawulok szedł na przodzie wielkiego pochodu i grał na rogu. Za nim Zuzka z gajdami. Sygnał do tego marszu dały trombity Janka Sikory i Stefana Pojdy w Wisły. „Muzyka, taniec, śpiewanie, jak obraz - tryptyk na ścianie” - napisze w kolejnym wierszu.

W tym „Koniakowie”, a potem także w „Małym Koniakowie” spędziła długie lata jako kierownik artystyczny. Pisała programy, piosenki i grała w kapeli.

- Dla mnie ta praca to jedna radość i rozkosz była - uśmiecha się na same wspomnienia. Bardzo lubiła grać na okarynie, bo ma taki aksamitny głos. Jak była rosa, to po tej rosie głos daleko się niósł.

O czerwonych nogawiczkach zakładanych przez góralki pod same kolana, by śnieg nie dokuczył, o kierpcach czy kabotku z koronkami Zuzanna Kawulok opowiadała światu w języku esperanto. Sama się go nauczyła.

Po co szczęścia szukać w świecie?

W latach 50. przyjechali do Istebnej z Warszawy uczestnicy światowego kongresu esperantystów i namówili Zuzkę, by mówiła, jak oni. Gramatyka jest prosta, a esperanto niesie ideę przyjaźni, tolerancji, koleżeństwa. Na światowy kongres esperantystów w Budapeszcie jechała już z Polski w jednym z czterdziestu autokarów. Węgrzy nazywali ją Suzika, Czesi - Suzanka, Francuzi - Suzan, a Belgowie - Suzi.

- Wielu z tych ludzi mnie pytało, dlaczego nie wyjeżdżam za granicę i tam nie zarabiam pieniędzy - przypomina. - Mówiłam im, że mam tylko mamę i tatę. Dlatego tylko, że tam więcej zarobię, mam ich tu zostawić samych? Może by mi nie bronili, ale powiedziałam - nie. Tutaj wszyscy mi klaskają, robię to, co ludziom się podoba, to po co w świecie innego szczęścia szukać?

Występowała w Sztokholmie na światowym kongresie esperantystów, dotykała miejsc zaznaczonych przez noblistów. - Takie jest moje motto: „Najsiumnijsi strómy to na gróniach rosną, nejpikni spiwajom tu ptosiynta wiosną” - tłumaczy swoje przywiązanie do beskidzkich stoków.

Występów było coraz więcej, to i pieniędzy mocniej skapnęło. Zuzka kupiła zastawę, Kawulokowie zaczęli budować dom, murowany. Gdy już mieli się przeprowadzać, zmarł Jan Kawulok. Została sama z mamą. Miała siostrę bliźniaczkę, ale zmarła w trzecim dniu, choć była na świecie pierwsza. - Zawsze się zastanawiam, jakież to byłoby moje życie, gdybym miała siostrę. Grałybyśmy razem? - zapada się we wspomnieniach.

„Ojcze jedyny, dziękuję Ci za wszystko. Dziękować mam zamiar bez końca przed każdym wschodem słońca” - czyta z „Westchnienia” co dnia. Życie przyjmuje z pokorą, nawet to straszne choróbsko, które odmówiło prawa, by chodzić. Jak lekarze odjęli jedną nogę, zdawało się, że jakoś to będzie, ale ból wcale nie mijał. Dlatego napisała to westchnienie do Boga z prośbą o cierpliwość i trzyma przy łóżku. Nie ma w niej buntu. Otrze łezkę i się rozpromienia. - W tym łóżku rozmyślam czasem o modzie, o zmianie fryzury - żartuje. Jak nie boli, jest szczęśliwa.

Janka Macoszka nauczyła oprowadzać gości po ich starej chałupie, by nic nie umknęło z przeszłości. Dlaczego Pan Bóg się uśmiechnął, jak tworzył Beskid Śląski? - Cała ziemia powstała z uśmiechu Boga, ale jak tworzył Beskid Śląski, to miał wyjątkowo dobry nastrój - dodaje Zuzanna Kawulok.

Jeśli jesteś zainteresowany ofertą kliknij w ten link

W3Schools

Teresa Semik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.