Osobno mężczyźni, osobno kobiety. Odliczali kołki w płocie, przekupywali zwierzęta. Jak dawniej wyglądały andrzejki i co z nich pozostało? Opowiada Ewa Tomaszewska. Jest entografem, pracuje w Muzeum Wsi Kieleckiej. Autorka wystaw stałych i czasowych w Dworku Laszczyków i Parku Etnograficznym w Tokarni, autorka książki „Magia Świąt. Zimowy cykl świąteczny w tradycyjnych zwyczajach mieszkańców kieleckich wsi”, która niebawem ukaże się nakładem Muzeum Wsi Kieleckiej.
Choć w tej chwili andrzejki to głównie czas zabawy, kiedyś były traktowane znacznie poważniej. Niezmienna pozostała data - andrzejki podobnie jak przed wiekami nadal obchodzimy w wigilię dnia Świętego Andrzeja, czyli w nocy z 29 na 30 listopada. Wiele obrzędów praktykowanych dawniej w tym dniu jest już zapomnianych, dlatego warto je na nowo nieco przybliżyć.
Dlaczego święty Andrzej?
Święty Andrzej był pierwszym powołanym wśród apostołów. Zanim poszedł za Jezusem, był uczniem Jana Chrzciciela.
Pracował jako rybak i mieszkał w Kafarnaum. Według apokryfów, po zesłaniu Ducha Świętego jako pierwszy głosił Dobrą Nowinę w różnych krajach, zwłaszcza w okolicach Morza Czarnego i w Grecji. Czynił wiele cudów, a za swoje nauki poniósł śmierć męczeńską. Apostoł stał się patronem narodów słowiańskich, ale też - opiekunem małżeństw i orędownikiem zakochanych, stąd też prośby i modlitwy panien na wydaniu oraz wróżby w przeddzień jego święta.
Panny i młodzieńcy osobno
Dawniej andrzejki nie były czasem wspólnych spotkań w gronie znajomych. Osobno gromadziły się kobiety, osobno mężczyźni. Co ciekawe i oni mieli własny wieczór wróżb. Wypadał on 24 listopada, czyli w przeddzień świętej Katarzyny. Z czasem ten obrzęd uległ jednak zapomnieniu. Tradycyjnie andrzejki były czasem kobiet i poświęconym przede wszystkim względom matrymonialnym, a dokładnie – przyszłemu zamążpójściu. – Andrzejki wypadały w taki czas, kiedy wieczory były długie, a kobiety z całej wsi gromadziły się w jednej izbie, by wspólnie oddawać się obowiązkom domowym. Darły pierze, przędły kądziel, a przy tym poprzez różne wróżby szukały odpowiedzi na temat przyszłych mężów panien na wydaniu – opowiada Ewa Tomaszewska, etnograf z Muzeum Wsi Kieleckiej.
Wyrocznią zwierzęta, drewno albo... płot
Praktyki związane z wieczorem andrzejkowym były przeróżne. – Ogromną wagę przywiązywano do snów. Wierzono, że to, co się przyśni tej nocy, może stanowić podpowiedź. Narzędzie na przykład mogło wskazywać, jaki zawód wykonuje przyszły wybranek serca – mówi Ewa Tomaszewska. Poza tym przepowiadano przyszłość za pomocą wielu archaicznych w tej chwili wróżb. – Odliczano kołki, powtarzając słowa „kawaler” albo „wdowiec”. Gdy płot się kończył, panna otrzymywała odpowiedź, kim będzie jej ukochany. Innym sposobem było trzymanie na rękach kawałków drewna. Jeśli dziewczynie udało się utrzymać ich parzystą liczbę, miała zapewnione szczęście w miłości, jeśli nie – skutek był przeciwny – dodaje etnograf. Wiele wróżb wiązało się ze zwierzętami. – To, z której strony zaszczeka pies oznaczało kierunek nadejścia przyszłego męża. Panny przygotowywały też smakołyki dla zwierzęcia, które wpuszczano do izby. Autorka przysmaku, który w pierwszej kolejności zjadł zwierzak, miała jako pierwsza wyjść za mąż – opowiada nasza rozmówczyni. Oczywiście najpopularniejszą wróżbą, znaną do dziś było lanie wosku. – Panny przygotowywały naczynie z wodą i rozgrzany wosk przelewały przez dziurkę od klucza. Na ścianie obserwowano kształt, który powstał. Interpretowano go różnie, ale zawsze był podpowiedzią, jaki jest lub czym zajmuje się przyszły mąż – wyjaśnia Ewa Tomaszewska.
Więcej zabawy niż przepowiedni
Co z dawnych obrzędów pozostało do dziś? - Niewiele. Spotykamy się w gronie znajomych, ale imprezy organizowane dzisiaj z tej okazji mają raczej wyłącznie charakter zabawowy. Jeśli wróżymy, to dla urozmaicenia wieczoru i raczej ograniczamy się do najbardziej znanej wróżby – lania wosku. Kiedyś takie przepowiednie traktowano poważniej, a zła wróżba mogła pannę prawdziwie zaniepokoić – mówi Ewa Tomaszewska.