Jak Halina Mlynkova ze starego Krakowa wyfrunęła w świat i co ze sobą zabrała
Piosenkarka pochodzi z Zaolzia. Pod Wawel przyjechała, żeby studiować etnografię. Karierę zrobiła w Warszawie, ale tak pokochała nasze miasto, że mieszkanie urządziła w krakowskim stylu.
Kraków był kiedyś Pani bliski. Bywa tu Pani jeszcze?
Pewnie. Ale tylko ciągną mnie tu sprawy zawodowe. Żyję w tak szybkim tempie, że nie mam kiedy przyjechać tylko po to, aby sobie posiedzieć na Kazimierzu. Zazwyczaj miewam chwilę na kontemplację w Krakowie, kiedy jestem na Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Mogę siąść gdzieś na Rynku i chłonąć jego atmosferę.
Jak Pani wspomina czas spędzony pod Wawelem: studia i sukcesy z Brathankami?
To był najwspanialszy okres w moim życiu. Kiedy kończyłam podstawówkę, chwaliłam się babci, że jestem już duża i w liceum będzie fantastycznie. Tymczasem okazało się, że wcale tak nie było. Może za bardzo sobie to wyidealizowałam. Dopiero studia mi to zrekompensowały.
Tamten czas zapamiętałam więc nie tylko jako moment zdobywania wiedzy, ale też kontakty ze wspaniałymi wykładowcami czy studenckie spotkania na etnografii lub z zaolziańską ekipą, która się mocno ze sobą trzymała. Potem doszła do tego szkoła jazzowa Grzegorza Motyki - i ostatecznie Brathanki. Zaczęłam śpiewać, dzięki czemu powoli spełniały się moje marzenia o estradzie. W ten sposób łagodnie prześliznęłam się z okresu młodzieńczego w dorosłość.
W pozostałej częśći tekstu przeczytasz:
- Czy dobrze jest pracować z mężem?
- Czy nie zamierza zaśpiewać do nowoczesnej i tanecznej elektroniki?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień