Jak Jarosław Kaczyński rozda karty w Zjednoczonej Prawicy?
Dla PiS walka frakcyjna jest największym zagrożeniem, dużo większym niż opozycja – mówi dr Sergiusz Trzeciak, ekspert ds. marketingu politycznego.
Politycy Zjednoczonej Prawnicy nie ukrywają, że w obozie władzy toczy się dyskusja, w jakim iść teraz kierunku. Gowinowcy chcą raczej polityki umiarkowanej, a ziobryści zaostrzenia kursu. Która frakcja może wygrać i dlaczego?
Koncepcja dotychczasowego układu Zjednoczonej Prawicy polegała na zachowywaniu równowagi sił i wpływów. Oczywiście nie mówię tu o tym, że frakcje miały równą pozycję. Nie o to chodzi. Pozycje Porozumienia i Solidarnej Polski były w pewnym sensie równoważone. Ta metoda pozwalała Jarosławowi Kaczyńskiemu utrzymać kontrolę nad środowiskiem Zjednoczonej Prawicy. Dyskusja, która w nim się teraz toczy, niekoniecznie zakończy się w taki sposób, że jedna frakcja weźmie wszystko, a druga nic. Solidarna Polska ma jednak silniejszą pozycję niż Porozumienie i ta szala przechyla się na korzyść ziobrystów. Po części dlatego, że to jest zwarte ugrupowanie i bardziej lojalne wobec PiS. A przede wszystkim ugrupowanie, którego przedstawiciele nie przeprowadzali takich wolt wobec PiS, jak niezgadzający się na wybory 10 maja Jarosław Gowin. Ta sytuacja bez wątpienia osłabiła pozycję Porozumienia wewnątrz koalicji. Silniejsza w tym układzie Solidarna Polska ma też bardziej zdeterminowanych polityków, którzy są bliżsi mainstreamowi PiS-u. Ale to nie oznacza, że między tymi koalicjantami nie ma żadnych wewnętrznych animozji. One występują na różnych poziomach. Tym ideowym, ale są też związane z ambicjami i walką o wpływy. Dzień po wyborach, w Telewizji Polskiej pojawił się materiał, który uderzył w kancelarię premiera.
To pokazuje, że ziobryści, którzy zawarli pewnego rodzaju sojusz z Jackiem Kurskim i częścią mediów prawicowych, są w tej chwili w ofensywie. Niekoniecznie uda im się odwołać premiera, ale być może uzyskają wpływy w spółkach Skarbu Państwa lub przy rekonstrukcji rządu. Dla PiS walka frakcyjna jest teraz największym zagrożeniem. Dużo większym niż opozycja.
Rekonstrukcja rządu już została zapowiedziana. Jarosław Kaczyński stwierdził, że Mateusz Morawiecki pozostanie na stanowisku. Natomiast ze swoim resortem pożegna się minister spraw zagranicznych. Jacek Czaputowicz mówił o umowie z premierem, która zakładała, że po wyborach odejdzie. Czy ziobryści mogą uzyskać więcej ministerialnych tek?
Częścią układanki jest jeszcze Beata Szydło i grupa polityków, w tym ministrów, którzy bardziej sprzyjają jej niż premierowi. Nie stawiałbym znaku równości między tą grupą a ziobrystami, ale nic tak nie jednoczy jak wspólny rywal, którym dla tych grup jest premier. Wiemy, że istnieje rywalizacja między środowiskiem Szydło a środowiskiem premiera. Pozbawienie wpływów premiera może być też na rękę ziobrystom. Trzeba też jasno powiedzieć, że walka o wpływy w rządzie polega nie tylko na tym, kto i z jakiej frakcji zostanie ministrem.
Oczywiście każda z frakcji chce ich mieć jak najwięcej, ale bardzo istotne są tu też stanowiska wiceministrów, miejsca w szeroko pojętej administracji rządowej i spółkach Skarbu Państwa. Może się okazać, że np. ziobryści nie będą mieć zbyt dużo swoich polityków w rządzie, ale będą ich mieć dużo gdzie indziej i w istocie ich wpływy będą silniejsze.
Co będzie z Jarosławem Kaczyńskim? Prezes PiS półgębkiem wspomniał, że trzeba otworzyć młodszym drogę do podejmowania decyzji w partii, wspominał też, że czynny polityk nie powinien mieć więcej niż 70 lat, tymczasem on ma 71 lat. Jesienią wybory w partii, może Kaczyński nie będzie ubiegał się o prezesurę?
Idea otwarcia partii na młodsze osoby jest już realizowana. W Solidarnej Polsce kluczową rolę odgrywają właśnie młodzi podsekretarze stanu. A więc zmiana pokoleniowa w tym ugrupowaniu już się dokonała. Odbywa się też w Porozumieniu. Ale zmiana pokoleniowa ma też inny wymiar, jest związana z budowaniem zaplecza politycznego poszczególnych polityków. Takie zaplecze, składające się nawet nie tyle z ministrów, co z podsekretarzy stanu, zbudował sobie premier Morawiecki. Jest wiele młodych osób, które właśnie jemu zawdzięczają swoją wysoką pozycję. Dużo łatwiej jest budować zaplecze polityczne z osób, które szybko awansowały i zawdzięczają ten awans prominentnemu politykowi, niż budować je z grupy osób, które od wielu lat są w polityce.
Jeśli zaś chodzi o spekulacje dotyczące emerytury Kaczyńskiego, to nie sądzę, żeby prezes już teraz zdecydował się na odejście z polityki. Mówiąc o tym, prezes raczej testuje, jak do tego odniosą się niektóre osoby. Chce sprawdzić, jaka będzie ich reakcja. Robi to świadomie i w umiejętny sposób.
To taki manewr socjotechniczny, żeby zobaczyć, kto na wieść o możliwej emeryturze wyjdzie przed szereg?
Może tak właśnie być. Trudno odmówić Jarosławowi Kaczyńskiemu zdolności socjotechnicznych i rozumienia mechanizmów, jakie funkcjonują w polityce.
Wiemy, że elektorat PiS to mieszkańcy wsi i emeryci. Pojawiają się opinie, że jeśli PiS nie sięgnie po młodych wyborców to za 3 lata przegra wybory parlamentarne, bo do urn pójdą bardziej zliberalizowane roczniki, a wyborcy PiS będą się wykruszać.
Partia, która chce się rozwijać, powinna robić badania już wśród nastolatków, nawet 15-, 16-latków. I już nad nimi pracować po to, aby – gdy będą oni głosowali po raz pierwszy – postawili na tę partię. Łatwiej jest uformować wyborców „od podstaw”, dużo trudniej skłonić wyborców, którzy głosowali już na kogoś innego, do zmiany preferencji politycznych. PiS ma tego świadomość i z pewnością będzie chciało wyciągnąć wnioski z tego, kto do tej pory na tę partię głosował. Tak, PiS będzie traciło swój starszy elektorat ze względów biologicznych. Pamiętajmy też o powodach, dla których młodzi ludzie głosują. Ten elektorat najczęściej skłania się do poparcia ugrupowania proponującego zmianę. W poprzednich wyborach młodzi częściej głosowali na PiS, bo ta partia wtedy symbolizowała zmianę. Ale w ostatnich wyborach zmianę uosabiał Szymon Hołownia, Rafał Trzaskowski i Krzysztof Bosak; i to ci kandydaci najczęściej zdobyli głosy osób młodych.
Wiele osób uważa, że to hasła uderzające w środowisko LGBT dały Andrzejowi Dudzie wygraną. Kilka dni temu rząd zapowiedział możliwość wypowiedzenia konwencji stambulskiej, tzw. antyprzemocowej, która mówi m.in. o tym, że przemoc w rodzinie może wiązać się z religią. Czy PiS pójdzie tą drogą i będzie częściej sięgało po tematy światopoglądowe, które budzą silne emocje w społeczeństwie?
Andrzej Duda sięgając po tematy światopoglądowe chciał dotrzeć do elektoratu z małych miasteczek i wsi. Mówiąc jednoznacznie o ideologii LGBT starał się wyzwolić emocje i mu się to udało. Takie tematy są skuteczne przed wyborami. Ale teraz wpływ na debatę publiczną będą miały inne tematy, głównie gospodarcze. PiS będzie musiało mówić o konkretnych rozwiązaniach, przeciwdziałających kryzysowi. Po tematy światopoglądowe partie sięgają po to, aby zmobilizować elektorat. Robią to przede wszystkim przed wyborami.
Jakich innych działań PiS możemy się spodziewać? Prezes Kaczyński już zapowiedział, że do końca kadencji przeprowadzi repolonizację mediów. Niektórzy spodziewają się też dużych zmian w ustroju samorządowym i kolejnych zmian w sądownictwie.
Wszystko jest możliwe, ale wiele zależy od tego, jak do tych zapowiedzi odniesie się elektorat i na ile zwarta będzie Zjednoczona Prawica. Istotne znaczenie będą tutaj miały badania społeczne i rachunek zysków i strat. To, jakie propozycje będę realizowane, będzie też zależało od tego, którzy politycy będą mieli silniejsze wpływy. Układ sił w Zjednoczonej Prawicy będzie tu istotny. Ziobryści są zainteresowani zmianami bardziej radykalnymi, gowinowcy są bardziej wyważeni. Premiera możemy zaliczyć do tej umiarkowanej grupy. Ale czasem, żeby przeforsować jakąś zmianę, stosuję się w polityce metody dobrze znane z technik negocjacji. Jedna z nich polega na tym, że początkowo mówi się o radykalnym rozwiązaniu, a potem schodzi się z tonu i ostatecznie wprowadza się w życie mniej radykalny pomysł. Mówi się przy tym: no zobaczcie, ustąpiliśmy, poszliśmy na kompromis. Stosuje się też jakieś elementy dobrowolności czy zmiany częściowej. Ostatecznie rozwiązanie mniej radykalne jest realizowane, ale wcześniej, gdyby nie pojawiła się ta bardziej radykalna propozycja, byłoby całkowicie odrzucone przez społeczeństwo.
Jeśli chce się podwyższyć podatki np. o 5 proc. i to budzi sprzeciwy, to mówi się początkowo o propozycji zwiększenia danin o 10 proc. Może będziemy mieli do czynienia z takim właśnie podejściem w przypadku np. repolonizacji mediów albo zmian w samorządach.
Jak na ewentualne zmiany w obozie rządzącym wpłynęło to, że Andrzej Duda wygrał z niewielką przewagą? Niektórzy mówią, że prawie przegrał.
Cel został osiągnięty, ale oczekiwania były większe. Myślę, że PiS czuje niedosyt i obawę, co przyniosą wybory za trzy lata. Partie już teraz muszą myśleć o wyborach parlamentarnych. W tym kontekście, wynik wyborów prezydenckich nie może być dla PiS w pełni zadowalający. Do tego pojawią się przeszkody obiektywne, związane z możliwym kryzysem światowym. Politycy PiS mają świadomość, że następnym razem może się już nie udać. I już teraz myślą co zrobić, żeby wygrać za 3 lata.
Tymczasem na opozycji powstają ruchy obywatelskie Trzaskowskiego i Hołowni. Czy one mają sens i mogą doprowadzić do zmian na scenie politycznej? Czy raczej trzeba uznać, że to doraźne rozwiązania, za pośrednictwem których próbuje się zagospodarować elektoraty obu przegranych kandydatów zgodnie z zasadą, że coś z tymi wyborcami trzeba zrobić?
W środowisku start upów jest mnóstwo świetnych pomysłów, ale z ich wykonaniem jest już dużo gorzej. Na rynku politycznym jest podobnie. Z punktu widzenia Koalicji Obywatelskiej sam pomysł stworzenia ruchu obywatelskiego ma sens. To może być dobre rozwiązanie dla osób, które nie chciałyby zapisywać się do partii. Hasła obywatelskości czy nowej solidarności mogą być atrakcyjne dla sporej części społeczeństwa.
Ale pomysł jest dobry wtedy, gdy jego autorzy wiedzą, jak go zrealizować. Czy w Koalicji Obywatelskiej wiedzą? Trudno to stwierdzić.
Nawet najlepszy pomysł może być źle wykonany i może upaść. Trzeba mieć pieniądze, struktury, ale przede wszystkim trzeba wiedzieć jak. Szczególnie dla Szymona Hołowni, który nie ma zaplecza politycznego czy organizacyjnego, to może być bardzo trudne.
Co będzie z PSL i Konfederacją? Wydaje się, że współpracą z tymi partiami lub choćby politykami, Prawo i Sprawiedliwość jest zainteresowane. Ale nie padają żadnej deklaracje, wypowiedzi stron są zawoalowane, pełne uników i niejednoznaczności.
Te zawoalowane wypowiedzi, według mnie, są pewnego rodzajem testowaniem stron. PiS może zastosować metodę, z której korzystał w stosunku do posłów Kukiz’15, których wyciągał z tego ugrupowania jeden po drugim. Ale teraz nie będzie łatwo przekonać posłów PSL do wstąpienia w szeregi PiS. To samo dotyczy posłów Konfederacji. PiS może pozyskać kilku posłów, ale czy aż tylu, żeby rozbić im klub poselski? To może być bardzo trudne. Gdyby kandydat Konfederaci zdobył w wyborach 1 proc., a nie ponad 6 proc., to byłoby łatwiejsze. Jeśli natomiast PiS myślałoby o budowaniu jakiegoś szerszego stronnictwa, to pytanie na jakich zasadach. PSL i Konfederacja mogą popierać niektóre propozycje PiS w Sejmie, ale jest mało prawdopodobne, by popierały wszystkie. Bo po co miałyby to robić? Poza tym, jeśli jakaś partia opozycyjna zaczyna popierać propozycje rządowe, to traci potencjał polityczny. O tym przekonał się Kukiz, Palikot, Lepper. Bardzo często pozycja w twardej opozycji opłaca się małym partiom bardziej niż współdziałanie z obozem rządzącym. Zwykle bardziej opłaca się być alternatywą niż przystawką.