Jak jedziesz, baranie, czyli rzecz o tym, kto jest kim na drodze
Legendy głoszą, że bmw jeżdżą dresiarze, mercedesem - bogaci królowie szos, a tico - kierowcy seniorzy, którzy pamiętają, jak Maryla Rodowicz w 1968 r. debiutowała w Opolu.
Gdy na skrzyżowaniu widzisz jadącego przed Tobą volkswagena, możesz być pewien, że kierowca w nim zasiadający nie zwróci uwagi na czerwone światło. Być może oślepia go słońce, być może jest daltonistą... To jednak niczego nie tłumaczy. Trudno, żeby któraś z tych przypadłości spotkała każdego z 7411 kierowców volkswagena, jakich zarejestrowało Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym.
Jak podaje portal brd24.pl, tzw. system CANARD tylko w pierwszym półroczu zanotował 59 tys. pojazdów przejeżdżających na czerwonym świetle. Zdecydowanym liderem w tej materii są podróżujący „wieśwagenem” - jak mawiają złośliwie przeciwnicy niemieckiej myśli technicznej, którzy na pewno cieszą się z tego, że na czerwone światło nie zwracają uwagi także kierowcy opla. Podium w tym zacnym towarzystwie zamyka francuskie Renault, którego głównym reprezentantem jest mégane znane z tego, że „urodą ustępuje mu jedynie fiat multipla”.
- Podobno w każdej legendzie jest ziarno prawdy, ale badania i stereotypy trochę przekłamują rzeczywistość - mówi Michał Nowotyński, który prowadzi popularny na Youtube kanał „Polskie Drogi”, w którym przedstawia niebezpieczne zdarzenia z naszych ulic. W zastanawiająco wielu z nich biorą udział kierowcy bmw.
- Często, jak „coś się dzieje”, to podkreśla się, że to kierowcy bmw są winni. Ale gdy widzę łysego łebka za kierownicą w pozycji półleżącej z jedną ręką na kierownicy i obowiązkowo bez pasów, „żeby sobie siary nie robić”, to okazuje się, że jedzie właśnie bmw! To jednak wynika bardziej z faktu, że pojazdów tej marki jest stosunkowo dużo na polskich drogach. Są one w miarę tanie, części jest sporo, więc automatycznie szczególnie młodzi kierowcy częściej decydują się na zakup właśnie bmw, a nie na przykład nissana czy subaru - dodaje Nowotyński.
Statystyczny posiadacz bmw jest zgodnie ze stereotypem o 10 lat młodszy od swojego samochodu. To jednak nie przeszkadza w próbach podporządkowania drogi tylko sobie.
Jeśli ktoś wjeżdża ci przed maskę bez włączania kierunkowskazu, to już wiesz, że masz do czynienia z bmw. Zwłaszcza że w tym samochodach kierunkowskaz to dodatkowe wyposażenie warte kilka tysięcy euro, a taką kasę można przeznaczyć na markowe ciuchy i nowe głośniki
- opowiada Robert, zawodowy kierowca, który od pięciu lat podróżuje po Polsce. W tym czasie przejechał ok. 800 tys. kilometrów.
Podobne zachowania cechują podobno kierowców aut marki honda: trąbią, przeklinają i „dają długimi po oczach” przy każdej okazji. Zwłaszcza na autostradzie, gdy należy mu ustąpić i zjechać na prawy pas. Nawet, jeśli jest to nierealne.
- Ile razy widziałem, jak jadąca 90 kilometrów na godzinę ciężarówka wyprzedza innego króla szos jadącego prawym pasem z zawrotną prędkością 89 kilometrów. Wyprzedzanie trwa dwie minuty, przez co autostrada jest przyblokowana. Tworzy się sznur samochodów, a kierowca hondy i tak trąbi, lawiruje między jednym pasem a drugim. Problem w tym, że nie jest Mojżeszem, a autostrada nie jest Morzem Czerwonym - przyznaje Robert.
Podobne zachowania przejęli mistrzowie wymuszania pierwszeństwa w audi. W tym ostatnim przypadku w fotelu dumnie zasiada zwykle pan w średnim wieku, niegdyś miłośnik podjeżdżania pod same drzwi sklepu spożywczego. Żeby inni widzieli, jak panisko przychodzi po zakupy.
- Po prostu wpychają się wszędzie i nie pozwalają jechać „na suwak”. Nie pozwalają się minąć albo sami wyprzedzają na przejeździe kolejowym i podwójnej ciągłej, żeby za 200 metrów czekać na lewoskręcie i wszystkich zatrzymać - wyjaśnia pan Jan, który jeździ taksówką po Wrocławiu od ponad 20 lat. - To jednak nic w porównaniu z kapelusznikami z tico potrafiącymi jechać lewym pasem 40 kilometrów na godzinę. Ich oraz kierowców skody fabii i fiata punto charakteryzuje wąskie pole widzenia. Zapatrzeni przed siebie nie zauważyliby nawet wchodzącego na pasy słonia.
No ale taksówkarze też nie są świętymi krowami. Popularnie nazywani „złotówami”, nie tylko chcą podobno wydusić każdy grosz od klienta, ale również dają się skusić pięknej czerwieni na sygnalizacji świetlnej i podjeżdżają, by zobaczyć ją z bliska. Wtedy jest jednak za późno i trzeba jechać dalej, żeby skręcić w prawo na zakazie. Jak nikt inny wiedzą, jak i gdzie wjechać pod prąd w drogę jednokierunkową i wyjść z tego bez szwanku... W plebiscycie na najbardziej irytujących kierowców znajdują się w czołówce razem z niedzielnymi rajdowcami podróżującymi z yorkiem na kolanach. Przy najmniejszej kolizji jednocześnie najgłośniej krzyczą, a w tych wysiłkach wspomaga ich szczekający czworonóg mający 30 cm w kłębie.
Inną kategorią są przedstawiciele handlowi. Zawsze mają do pokonania wiele kilometrów i goni ich wskazówka na zegarze. Z tego powodu mrugają przy każdej okazji i wyciskają maksimum ze swojego białego służbowego samochodu. Z rozpędem wjeżdżają na skrzyżowanie, żeby zdążyć przed staruszkiem z balkonikiem wkraczającym trwożliwie na „niepotrzebnie istniejącą zebrę”.
Na szczęście dla pieszych, którzy ośmielili się przejść przez jezdnię, o niebezpieczeństwie często informują słyszane z oddali znane kawałki, przy których piło się ze szwagrem wódkę do kotleta. „Szalona ruda rozchylająca uda” w połączeniu z rytmicznym „umcy-umcy” dobywającym się z uchylonych okien w oplu calibrze, passacie TDI lub volkswagena golfie, jest skuteczniejsza niż czerwone światło na przejściu.
Najpierw słychać muzykę, później widać auto. To znacznie bardziej efektywne od używania klaksonu. Może byłby to jakiś sposób na upłynnienie ruchu, gdyby głos lidera Boys potrafił przesunąć parkujące na dwóch miejscach mercedesy lub kompaktowe corsy?
- zastanawia się Robert.
Co ciekawe, najwięcej frajdy z przepuszczania pieszych ma kierowca tzw. ojcowozu. W zabranym bez pozwolenia aucie, syn właściciela pojazdu i jego kumple na każdym postoju podskakują rytmicznie do muzyki Snoop Doga i wypuszczają kłęby papierosowego (a może nie tylko takiego?) dymu. Na kanapie z tyłu słychać również charakterystyczny dźwięk otwieranej puszki piwa oraz dyskusje daleko odbiegające od filozoficznych rozważań na temat życia i śmierci.
Z badań OBOP wynika, że aż 8 na 10 naszych kierowców bardzo wysoko ocenia swoje umiejętności i kulturę za kółkiem. Źle jeżdżą zawsze „oni”, czyli inni. Kretyn z audi, dresiarz z bmw, ważniak z mercedesa i dziadek z punto będą nam przeszkadzać podczas każdej dłuższej podróży.
Bo każdy kierowca jest tym najlepszym. Jest jak Robert Kubica, który najlepiej prowadzi swój samochód, ale z powodu dziwnego zbiegu okoliczności na koniec i tak wyleci z zakrętu, nie kończąc rajdu.
Oczywiście, najlepszym kierowcą jest także autor tego tekstu. Jako typowy skodziarz zjeżdża na prawy pas, gdy inny król szosy daje do zrozumienia, że jego miejsce jest w garażu. Bo czeskie auto nie jest lepsze od niemieckiego. Zwłaszcza że znacznie łatwiej zatankować do niego benzynę, zamiast ropy, co twórca tego artykuł raz skwapliwie uczynił. Ale to na pewno była wina tego „janusza” z opla, który po wyjeździe ze stacji benzynowej nie włączył świateł i przy włączaniu się do ruchu wymusił pierwszeństwo.
No ale już najgorsza ze wszystkich na drodze jest baba za kierownicą: jazda zygzakiem, poprawianie makijażu i dla zmyłki włączanie kierunkowskazu w prawo przy lewoskręcie. Kto jej dał prawo jazdy?! Przecież to niemożliwe, że tak doskonały kierowca jak ja ma te same prawa. O tempora! O mores!