Coraz więcej obywateli Ukrainy przekracza granicę naszego kraju. Ciężko jest stwierdzić ile potrwa konflikt u naszych wschodnich sąsiadów. Polacy, pokazali już siłę w skali pomocy jaką oferują; tworzone są zbiórki pieniędzy, artykułów pierwszej potrzeby, a do instytucji zgłaszają się rodziny, które chcą przyjąć do swoich domów uchodźców i tu pojawia się pytanie o to jak zadbać o komfort psychiczny najmłodszych z nich oraz jak odbudować ich poczucie bezpieczeństwa. O tym jak mądrze pomagać, porozmawialiśmy z profesor Anetą Borkowską z Katedry Psychologii Klinicznej i Neuropsychologii UMCS.
Dzieci, które przyjeżdżają z Ukrainy do Polski są zlęknione, wystraszone. Pojawiają się opinie, że ze względu na gwałtowne przeżycia mogą cierpieć na PTSD (zespół stresu pourazowego). Czy mogą być one prawdziwe?
To jest możliwe w przypadku dzieci, które przeżyły naloty, bombardowania i ucieczki do schronów. Sądzę, że większość tych, które są w tej chwili w Polsce, na szczęście nie ma takich doświadczeń. Ale sam fakt ucieczki, wielogodzinna podróż w atmosferze lęku i napięcia, wywołuje problemy emocjonalne. Czy to już PTSD, tego nie można stwierdzić od razu, konieczna jest dokładna diagnoza różnicowa.
Warto natomiast skupić na kilku innych kwestiach. Konsekwencje emocjonalne w pewnej części zależą od wieku dziecka. Najmłodsze, do 3 roku życia, nie wiedzą co się dzieje. Natomiast na pewno odczuwają emocje rodziców, czyli to, co przeżywają osoby dorosłe. Przez to niemowlaki stają się bardziej lękliwe, nie mogą spać, płaczą i trudno je uspokoić, jest to zupełnie naturalna reakcja. Zatem, aby poprawić stan psychiczny dzieci, trzeb zadbać o ich opiekunów. Dzieci starsze, takie w wieku szkolnym, które pamiętają wydarzenia ze swojego miasta, nie do końca wiedzą, dlaczego mają uciekać, ale mają świadomość, że jest to ucieczka przed zagrożeniem. Odczuwają lęk i niepokój, niekoniecznie mając poczucie długofalowych konsekwencji. Jeszcze starsze dzieci, które już dużo rozumieją, wiedzą, czym jest wojna, od czego uciekają i w jakim zagrożeniu pozostali ich ojcowie. To są źródła bardzo silnych, negatywnych emocji. Nie można więc oczekiwać, że będą uśmiechnięte. Tuż po przyjeździe są zmęczone, niewyspane po wielogodzinnej podróży. Potem niekoniecznie jest lepiej, bo przecież mieszkają w różnych warunkach – domach, szkołach. Towarzyszy im poczucie braku własnego miejsca, pokoju, ulubionych zabawek i kolegów, co powoduje dyskomfort taki sam, a może nawet silniejszy niż u dorosłych, którzy przede wszystkim cieszą się z poprawy poczucia bezpieczeństwa.
Czy coś z tym poczuciem dyskomfortu można zrobić?
Trzeba być bardzo uważnym i delikatnym. Należy obserwować, czego te dzieci potrzebują. Naturą dziecka jest chęć do zabawy i jak się wyśpią i najedzą, to najważniejsza staje się potrzeba zabawy. Powinniśmy więc starać się zapewnić dzieciom takie zabawki i rozrywkę, która jest zgodna z ich poziomem rozwoju, i to już będzie bardzo dobry początek. Dobrą inicjatywą jest również zorganizowanie grupy dzieci, z którymi mogą się porozumieć. Bo przecież jest także bariera językowa. Dla małych dzieci dobrym pomysłem są kolorowanki – kredki, książeczki. Nastolatków natomiast warto zaangażować do wykonywania jakiś zadań, może mogą przy czymś pomóc? Trzeba zadbać, by nie miały poczucia, że pałętają się po domu lub szkole.
Jak zadbać o integrację tych dzieci, jeśli sytuacja będzie się przedłużać lub część rodzin postanowi zostać?
Żeby dzieci nie czuły się odtrącane przez rówieśników, należy przede wszystkim zadbać o ograniczenie bariery językowej. Trzeba też pamiętać, że bardzo dużo zależy od dorosłych. Potrzebny jest dobry nauczyciel lub pedagog, który rozumie i zapewni tę integrację. Na pewno niezbędny jest nauczyciel asystujący w roli tłumacza, bo co dziecko wyniesie z integracji, jeśli niczego nie zrozumie?
Czy to staje się realnym wyzwaniem dla systemu edukacji?
Prawdę mówiąc, nie jestem pewna, czy to jest już ten moment, aby wdrażać je w nasz system edukacji. Te dzieci dopiero co uciekły przed wojną, dopiero co przyjechały. W ogóle jeszcze nie bardzo rozumieją, gdzie są i po co, a my już rozważamy, żeby je wysłać do szkoły. To kolejny stres, wyzwanie. Trzeba dobrze rozważyć, czy bardziej nie zaszkodzimy niż pomożemy.
A jeśli chodzi o rodziny, które przyjmują uchodźców? Co mogą zrobić, żeby zapewnić im maksymalny komfort psychiczny?
Nie ma niestety złotej zasady. Każdy przypadek jest inny. Najważniejsze jest, żeby nic nie robić na siłę. Dzieciom potrzebna jest matka, bo to ona zapewnia poczucie bezpieczeństwa, dlatego warto z nimi rozmawiać, pytać o to, czego potrzebują i co można zrobić, żeby ich dziecko poczuło się dobrze. Może ugotować lubianą przez nie potrawę lub zagrać w ulubioną grę. Ale nie na siłę. To są ludzie, którzy przez jakiś czas muszą w spokoju odpocząć, zaadaptować się do nowej, trudnej sytuacji. Nie należy „atakować” ich miłością. Często taki spokój, cisza i rozmowa o potrzebach jest kluczowa.
Jak rozmawiać z dziećmi o wojnie? Co mówić i jak, żeby rozumiały to, co się dzieje?
Można próbować wytłumaczyć dziecku istotę wojny, jedni ludzie krzywdzą drugich, niszczą domy, budynki, szkoły. Koncentrować się na faktach, jak najbardziej prosto. Warto ograniczyć słowa emocjonalne opisujące wojnę np. „katastrofalna”, „dramatyczna”, „straszna”. To prawda, że wojna taka jest, ale nie ma sensu podnosić w ten sposób poziom lęku.