Nie ma już komunikacji miejskiej. Mieszkańcy do najdalszych części miasta mają nawet i 10 km. Władze nie mają jeszcze rozwiązania. - Musimy się zastanowić, co dalej - mówi sekretarz Suska.
Przewoźnik świadczący usługi komunikacji miejskiej zrezygnował z prowadzenia tej działalności.
- Pracowałem w komunikacji miejskiej przez 27 lat. Dłużej nie dam rady. Brak kierowców do pracy i coraz więcej trudności związanych z tą pracą nie pozwoliło mi na kontynuację. Próbowałem różnych sposobów, ale wszystko kończyło się moimi stratami. Obecnie wszyscy są zmotoryzowani, na autobus w Kostrzynie przychodzili tylko pojedynczy starsi ludzie - mówi Mieczysław Paszkie - wicz, dotychczasowy przewoźnik komunikacji miejskiej.
Mieszkańcy miasta są zaskoczeni. I zbulwersowani tym, że nie ma teraz czym się dostać do odległych części miasta.
- Kostrzyn jest bardzo rozległy. Weźmy prosty przykład: urząd miasta jest położony na dawnej granicy. Przecież to z osiedla Drzewice, albo Szumi - łowo z 10 km będzie. Sam mieszkam na Mickiewicza i też jest tam bardzo daleko - mówi Kazimierz Fronczak. - Kiedyś pojechałem rowerem do urzędu. Okazało się, że muszę kupić znaczek, po który wracałem do miasta na pocztę, a potem znów jechałem go zawieźć i wracałem do domu. Proszę sobie wyobrazić, jaką musiałem pokonać trasę - dodaje.
Tego samego zdania jest większość zapytanych przez nas wczoraj wyrywkowo mieszkańców Kostrzyna.
- Brak komunikacji jest szczególnie uciążliwy dla starszych osób. Ja jeżdżę rowerem, ale mam rwę kulszową i często jest tak, że na rower nie usiądę. Szpital jest na drugim końcu miasta, więc żeby jechać na prześwietlenie czy badania, muszę prosić kogoś z sąsiadów lub rodziny. A przecież każdy pracuje - mówi „GL” 67 - letnia Lidia Owczarzak.
- Nie każdy starszy człowiek jeździ na rowerze, a często bywa, że nie ma też rodziny. Co ma więc zrobić? Przecież ci ludzie mają tak niskie emerytury, że nie stać ich na taksówkę. Zawsze mogli więc powoli pójść na przystanek i pojechać do szpitala, urzędu miasta czy też załatwić inną ważną dla nich sprawę w mieście - mówi Helena Olszewska, kolejna zapytana mieszkanka.
Władze miasta mówią, że na razie nie mają pomysłu na rozwiązanie problemu.
- To dla nas nowa sytuacja, wymagająca podjęcia rozsądnych decyzji. Do tej pory usługi komunikacyjne w mieście świadczył przewoźnik prywatny. Niestety zrezygnował, bo mu się to nie opłacało. Sama czasami widziałam, ilu ludzi przyjeżdża miejskim autobusem do urzędu. Były to dwie, trzy osoby, czasami nie było nikogo. Jak więc miał przewoźnik zarobić? - mówi Anna Suska, sekretarz miasta.
Mieszkańcy mówią, że brak pasażerów spowodowany był brakiem płynności w komunikacji. - Wielokrotnie szłam na przystanek, czekałam, a autobus nie przyjeżdżał. Więc może tu tkwi problem? Ludzie nie wiedzieli, czy przyjedzie, czy nie, więc szli na pieszo albo prosili kogoś o podwiezienie. W Kostrzynie jest potrzebna płynna komunikacja, wtedy na pewno pasażerów by nie brakowało - przekonuje Małgorzata Wilman.
Miasto próbowało dogadać się z przewoźnikiem. - Nie chciał podjąć rozmów na temat dofinansowania przejazdów przez urząd. Podjął już decyzję. Burmistrz był na urlopie, więc jeszcze żadnych ustaleń nie ma. W najbliższym czasie wspólnie zastanowimy się, co dalej - dodaje Suska.
Zapytaliśmy, czy wyjściem dla miasta nie byłoby zakupienie własnego pojazdu, który by mógł zastąpić usługi prywatnego przewoźnika. - Nie zastanawialiśmy się nad tym. Samochód i jego utrzymanie, paliwo, zatrudnienie kierowcy itp. To duże koszty. Najpierw musimy zbadać rynek i ocenić, jak duże są potrzeby na przewozy - mówi pani sekretarz.
- Na pewno ludzie starsi potrzebują gdzieś dojechać, ale ciężko jest utrzymać komunikację specjalnie dla nich. Ja nigdy nie korzystałem z autobusu, bo sam jeżdżę samochodem. No i trzeba wziąć pod uwagę mentalność ludzi. Bo czyż nie jest tak, że jak jest, to nikt nie korzysta, a jak czegoś zabraknie, to nagle wszystkim tego brakuje? - pyta Rafał ( nie chce nazwiska w gazecie).
Miasto zawarło umowę z nowym przewoźnikiem, ale jedynie na przewozy szkolne.