Jak na rower, to do Raciborza! Przetestowaliśmy rower z wypożyczalni i ścieżki na wałach Odry
Unikalne Holendry z drewnianymi koszami i miejskie cruisery z zębatkami w formie herbu Raciborza czekają na początku ul. Długiej przy raciborskim rynku i aż proszą się, by na nie wskoczyć i pojechać w siną dal. Ale jak się okazuje do poniedziałku, gdy odwiedziliśmy miejską rowerownię z tej atrakcji skorzystano dopiero 44 razy. To niedużo, chyba wciąż o wypożyczalni wie niewielu, albo się waha wziąć na przejażdżkę "Holendra". Specjalnie dla Was sprawdziliśmy, czy warto, wszak podobno Racibórz "rowerami stoi". Miasto słynie z organizacji wielkich mas rowerowych i ma świetne, rekreacyjne ścieżki po wałach Odry.
Pani Danka Jarosz z RCI na Długiej 2 spisuje dane z naszego dowodu, zostawiamy 5 złotych, odpinamy Holendra i ruszamy w stronę przygody. Ale, ale... Holender to nie "góral", do którego jesteśmy przyzwyczajeni i trochę nami "buja" zanim łapiemy pełną równowagę. Po kilku przejechanych metrach po kostce na rynku, wyciągamy zapięcie rowera, które włożyliśmy do drewnianego kosza, bo podskakuje, strasznie hałasując. O, teraz jest OK.
Jedziemy trochę "poasić się" przy fontannie na Skwerze Pieczki, wszak wykonany na zlecenie miasta Holender prezentuje się efektownie. Ale nie dla "sweetfoci" wypożyczyliśmy rower. Jedziemy w kierunku Zamku Piastowskiego, bo tu większość turystów kieruje swe kroki i po 5 minutach jesteśmy w grodzie Piastów. Przydałaby się tu druga wypożyczalnia, albo choć punkt, w którym można by było zostawić miejski rower, ale to kwestia przyszłości. Prezydent Raciborza rozważa taką opcję.
Jedziemy dalej Parkiem Zamkowym. Z lewej mamy Odrę, z prawej mijamy wkrótce stare stajnie Huzarskie z XIX w., których został już tylko fragment i wjeżdżamy na ścieżkę rowerową na wał Odry. Tutaj jest już "cienko", ale nawet na szerokim Holendrze dajemy radę wyminąć się z jadącymi naprzeciwko cyklistami. Tych zresztą nie brakuje, mimo że to poniedziałek, godzina 13. A za chwilę wiemy już dlaczego.
Minęło z 10 minut odkąd wyjechaliśmy z Zamku, a już mamy wrażenie, że jesteśmy daleko poza miastem. Wokoło łąki, pola, trochę dalej konie, kozy i owce. Jest fantastycznie!
- Często tu jeździmy - mówi nam Filip Lamla, którego spotkaliśmy z mamą. Mamie też podoba się ta ścieżka, ale mówi, że nie wszystkie są takie - np. w Brzeziu szpetnie się urywa. Mama Filipa chwali za to pomysł z uruchomieniem miejskiej wypożyczalni. Nam też się on podoba.
Jedziemy więc dalej. Holender ma tylko trzy biegi, więc wrzucamy teraz trójkę i pędzimy w pięknych okolicznościach przyrody. Po prawej stronie mijamy stawy żwirowni Ostroga. Machamy do wędkarzy, ale chyba nas nie widzą albo ignorują. Dojeżdżamy do mostu przy Gliwickiej i... zjeżdżamy ze ścieżki.
Można było jechać dalej wałem Odry i pewnie byłoby super, ale my kierujemy się już do centrum, wszak rower wypożyczyliśmy tylko na godzinę. Niestety przy Rudziej nie ma ścieżki rowerowej, a droga na domiar złego jest dziurawa, więc chybotliwym Holendrem manewrujemy raz między ubytkami w nawierzchni, a raz autami. To nie jest fajne, ale wjeżdżając na rynek szybko zapominamy o tym fragmencie podróży. Było świetnie, ale na następny raz weźmiemy chyba cruisera, który lepszy jest na dalsze trasy. A... trzeba trochę przesmarować łańcuch.