Jak naczelnik zarobił na szkole
80 lat temu Bieruń z trudem z powodu kryzysu budował nową szkołę. Nie obyło się bez kantów.
Niezłą aferę z udziałem naczelnika gminy w Bieruniu ujawnia 80 lat temu śląska gazeta "Polonia". Chodzi o budowę siedmioklasowej szkoły, dzisiejszego Gimnazjum nr 1, która toczyła się w ślimaczym tempie. W tym czasie panuje kryzys gospodarczy, na inwestycje w kasie gminnej nie ma pieniędzy. Na budowie szkoły bardzo jednak zależy naczelnikowi gminy Juliuszowi Lamikowi. Może i ze względów społecznych, ale też dlatego, że zarabia na transporcie materiałów budowlanych. Tylko on ma prawo dostarczać w tym celu furmanki.
Ale nie ma czego wozić, bo gminie brakuje funduszy. Wobec tego naczelnik Lamik osobiście chodzi po Bieruniu, szukając kogoś, kto dostarczy spoiwa. Kłopot w tym, że nie czym zapłacić, więc chętny musi obyć się jedynie obietnicą późniejszej zapłaty. Znajduje się taki, to emeryt kolejowy Jan Łysy, który ma środki na zakup 12 ton wapna. Ponieważ chodzi o szkołę, zgadza się poczekać na gotówkę. Naczelnik dowozi materiał swoimi furmankami na teren budowy, oczywiście nie za darmo. Odtąd, niestety, Jan Łysy przestaje istnieć dla naczelnika gminy, który unika go jak może, nie pamięta o żadnym wapnie, niczego przecież nie podpisywał. Sekretarka odsyła emeryta do kierownika budowy. A ten twierdzi, że naczelnik co prawda dostarczył wapno, ale tylko połowę tej ilości, jaką podaje Jan Łysy. I za tyle może oddać. Gazeta zastanawia się, czy jakieś miarodajne czynniki zainteresują się w końcu sprawą i zmuszą gminę do jej wyjaśnienia.