Jak nasze wino zmienia życie bohaterów filmu
Lokalni twórcy sięgnęli po XIX-wieczny tekst i nakręcili film, będący komedią miłosną z zielonogórskim winem w tle. Super!
Kawon pękał w szwach. Premiera filmu pt. „33 minuty w Zielonej Górze, czyli w połowie drogi” stała się mocnym magnesem, który przyciągnął wielu widzów. Obraz stworzyli lokalni twórcy i mieszkańcy miasta. Bo taką mieli potrzebę. Regionalista Stanisław Rogala odgrzebał XIX-wieczny tekst sztuki Karla von Holtei’a.
- Miałam go przetłumaczyć, ale się ociągałam, przecież to stary niemiecki ze śląską gwarą - opowiada Halina Bohuta -Stąpel z Literackiego Kabaretu Dojrzałych Dam. - Jednak jak zobaczyłam na scenie w „Siostruniach” Beatę Małecką, wiedziałam, że muszę to dla niej zrobić. Nie miałam wątpliwości, że to ona powinna odtworzyć rolę Rozaury.
- Faktycznie wszystko zaczęło się od Halinki - przyznaje B. Małecka. - Co prawda, na początku miał być spektakl, a wyszedł film. Daliśmy radę! To była fantastyczna przygoda!
Kto jeszcze zagrał? Też nie było wątpliwości, że gadatliwą Triną zostanie Magdalena Mleczak „Wronka” , a skromnym Jeremiaszem - Sławomir Kaczmarek „Słowik”. W rolę woźnicy wcielił się Marcin Wiśniewski (Bachus), a Karla von Holte’a - Roman Garbowski.
- Zaczęliśmy od najtrudniejszych scen - zbiorowych z udziałem mieszkańców miasta. Potem kręciliśmy we dwójkę, trójkę - mówi B. Małecka. A Halina Bohuta -Stąpel dodaje: - Spotkaliśmy się z życzliwością pana Gołębiowskiego, właściciela Zajazdu Pocztowego, bo gdzie byśmy mogli nagrywać te sceny? Trzeba było mu od 15 do 23 listopada trochę pobałaganić. Miał urwanie głowy, ale jakoś to przeżył...
Reżyser Tomasz Łupak chwali ekipę.
- Aktorzy świetnie zagrali, zdjęcia są ładne. Historia jest kostiumowa, ale wartości w tym filmie są neutralne. Bo miłość zdarza się w każdym wieku - zauważa T. Łupak.
„33 minuty w Zielonej Górze, czyli w połowie drogi” Karla von Holte’a to stara niemiecka farsa na zielonogórskie wino. W 25-tysięcznej wówczas Zielonej Górze spektakl cieszył się dużą popularnością. Zresztą w Niemczech wystawiany jest do dziś. Przed II wojną światową nakręcono nawet film fabularny, ale zaginął...
Lokalni twórcy uznali, że warto wrócić do winiarskich korzeni. I przypomnieć to, co śmieszyło dawniej mieszkańców Winnego Grodu. Film opowiada o zielonogórskim zajeździe, do którego przybywa wrocławski przedsiębiorca - bankrut Jeremiasz. Zmierza do Berlina, do wdowy po zmarłym bracie. Jednak to właśnie w Zielonej Górze spotyka swoją szwagierkę, która wybrała się do Wrocławia. Dzięki zielonogórskiemu winu spotkanie staje się wyjątkowe i odmienia życie bohaterów.
- To co pokazaliśmy, zrobiliśmy własnymi rękami - podkreśla H. Bohuta-Stąpel. - Dostaliśmy dofinansowanie od prezydenta miasta, ale na razie pieniędzy nie ruszyliśmy.
Obecny na premierze wiceprezydent Dariusz Lesicki chwalił inicjatywę lokalnych artystów, podkreślając, że film to promocja miasta. Liczy na więcej takich propozycji. Mieszkańcy natomiast nagrodzili obraz wielkimi brawami.