Jak prezes spółdzielni mieszkaniowej, Antoni Kaczmarek z 4 mln długu zrobił 4 mln zł na koncie
Po 15 latach prezes gorzowskiej spółdzielni Metalowiec Antoni Kaczmarek odchodzi na zasłużoną emeryturę. Opowiada, jak z 4 mln zł długu zrobił 4 mln zł na koncie i co sądzi o programie tanich mieszkań.
Spółdzielnie mieszkaniowe to PRL-owski przeżytek?
Absolutnie nie. Choć nie ma co ukrywać, że przez ostatnie lata zarówno PO, jak i PiS zrobiły wszystko, by taką łatkę spółdzielniom przykleić. Tymczasem to właśnie spółdzielnie - z pomocą państwa - sprawiły kiedyś, że budownictwo w Polsce rozkwitło, a ludzie mieli gdzie mieszkać. Spółdzielnia to świetna rzecz. I nie ma nic wspólnego z komuną. To projekt społeczny, któremu przyświeca myśl: sam nic nie zdziałam, ale jeśli stworzymy grupę i każdy wyłoży swoją część, możemy do czegoś dojść. I to działa nie tylko w budownictwie.
Pan szefuje spółdzielnie Metalowiec. Ile to już czasu?
Od maja 2001 r.
Długo!
Tak, to jeden z „lepszych” wyników w Gorzowie, choć mój poprzednik, Andrzej Korski, był prezesem nieco dużej. Nie przebiję go, bo z końcem czerwca ustępuję miejsca młodszemu i idę się cieszyć emeryturą.
Ilu ma pan mieszkańców?
Nieco ponad 3,1 tys. I 37 nieruchomości.
Na początku nie było różowo?
Gdy przychodziłem do Metalowca, sytuacja spółdzielni była fatalna. Mieliśmy rozpoczęte budowy bloków, w których sprzedaż mieszkań szła tragicznie, a do tego 4 mln zł zobowiązań. Za to w kasie: 140 tys. zł. Dziś jest odwrotnie: mamy 4 mln zł na koncie i bezpieczną sytuację finansową. Uzdrawianie finansów kosztowało nas sporo nerwów. Nas jako pracowników spółdzielni, ale i nas jako mieszkańców. Mam satysfakcję, że zostawiam spółdzielnię na bezpiecznych wodach.
Jak z 4 mln zł długów zrobić 4 mln zł na plusie?
Pozbyliśmy się wartościowych działek (m.in. pod Lidl przy ul. Maczka - dop. red.), ograniczyliśmy wydatki, obcięliśmy pensje, zwolniliśmy część pracowników i porozumieliśmy się z wierzycielami, a gdyby zażądano od nas pieniędzy natychmiast, spółdzielnia przestałaby istnieć. Tymczasem jesteśmy, działamy, mamy się dobrze.
Nie budujecie jednak bloków.
Tak, jak większość spółdzielni. Ostatnie rozbudowy prowadziła w Gorzowie spółdzielnia Budowlani i w większej skali Górczyn, ale na zasadach innych niż kiedyś, z partnerem - firmą budowlaną. Nabywanie mieszkań też wygląda inaczej. Spółdzielczość w dawnym stylu umarła. Zabiły ją zmiany przepisów, przez które budowanie spółdzielcze stało się kompletnie nieopłacalne. Mamy rynek ustawiony pod deweloperów i wspólnoty mieszkaniowe.
Deweloperzy budują na potęgę! Bloki powstają przy parku Kopernika, przy ul. Dowgielewiczowej, na Sadach, przy pętli tramwajowej na Walczaka, na os. Europejskim, koło placu papieskiego. Firma MyHome kupiła ponad 6 ha dawnych poligonów za Tesco, by zacząć budowę całęgo osiedla. Dostrzega pan ten boom?
Tak, oczywiście.
Zastanawia mnie jedno: kto te wszystkie mieszkania kupuje i kupi? Skoro miasto traci zameldowanych obywateli, a średnia zarobków w Gorzowie wystarcza ledwie na metr kwadratowy, to jakim cudem ciągle przybywa mieszkań?
Mnie też to zastanawia. Optymistycznie zakładam, że ludzie się bogacą i stąd znajdują się nabywcy Choć podkreślam: to takie miłe założenie, które ciężko oprzeć na realnych podstawach. Skoro jednak deweloperzy budują, to widocznie są przekonani, że będą nabywcy.
Jak podoba się panu rządowy program budowy tanich mieszkań?
Bardzo mnie ciekawi! Ponieważ nie znam systemu finansowania i budowy, w którym udałoby się połączyć to wszystko, co zapowiadają rządzący. Dobrze, niech państwo zapewni ziemię pod budowę. Ale kto będzie jej właścicielem? Wartość ziemi to ułamek kosztów budowy - jakim cudem obniżyć koszt reszty? Jak będzie wyglądała kwestia własności mieszkań? Kto będzie nieruchomościami zarządzać? Pytań jest więcej niż odpowiedzi, a apetyty rozbudzono ogromne.
Jak wtedy, gdy umożliwiono wykup mieszkań „za złotówkę”?
Nie zmieniam zdania: wprowadzenie kilka lat temu takiej możliwości było krzywdzące dla tych mieszkańców, którzy wcześniej nabywali prawo spółdzielcze własnościowe, ponieważ kosztowało ich to wielokrotnie więcej, niż tych, którzy poczekali na zmianę przepisów. Poza tym ludzie łatwo i szybko zrozumieli swoje prawa wynikające z posiadania mieszkania, a do dziś wielu ma problemy ze zrozumieniem obowiązków. Np. tego, że koszty utrzymania dachu to także sprawa i wydatek dla tych z parteru (uśmiech). Tymczasem obecnie czasami słyszymy od ludzi: za co i po co mam płacić spółdzielni? Przecież mieszkanie jest moje.