Jak przyciągnąć wiernych do kościoła? Patent na relikwie św. Rity
Nie było w regionie kościoła o gorszej sławie niż ten na toruńskich Bielawach. A to za sprawą byłego proboszcza i jego narzeczonej, skazanych za oszustwa. Zrujnowaną moralnie i finansowo parafię z kolan podnosi kult świętej Rity. I to jak!
Billboardy zapraszające chorych, smutnych i utrudzonych na msze z relikwiami świętej Rity pojawiły się w Toruniu niedawno. Relikwie oficjalnie wniesiono do świątyni pw. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy 22 października ubiegłego roku. Od tego czasu w kościele na toruńskich Bielawach odbyły się trzy nabożeństwa z relikwiami. 22 grudnia tłumy przyszły takie, że zabrakło róż...
Kwiaty (po 5 zł ) sprzedaje się wiernym przed mszą. Symbolizują św. Ritę i według słów nowego proboszcza potrafią zeschnąć się, odżyć i zamienić w krzak w przydomowym ogródku. „A przecież są cięte”.
Proboszcz , diabeł i Ewa P.
Historia tej parafii pozornie jest krótka, bo zaczyna się w roku 1995. Wtedy na peryferiach Torunia wydzielono z innych parafii, także podmiejskich, tę właśnie - Matki Bożej Nieustającej Pomocy na Bielawach.
Pierwszym proboszczem ustanowiono Tadeusza P., który zapisał się nie tylko w historii diecezji toruńskiej, ale także w tej kryminalnej.
Jak to w nowych parafiach bywa, rozpoczęto budowę nowego kościoła. Szybko postawiono dom parafialny. Wierni lgnęli do kościoła; zawiązał się Żywy Różaniec i inne wspólnoty. Po kilku latach jednak proboszcz, niczym biblijny Adam, dał się skusić wężowi i zjadł jabłko z rąk Ewy.
Ewa P. była efektowną brunetką o kobiecych kształtach, wykształceniu wyższym i takich też aspiracjach. Lubiła życie na poziomie. Z księdzem Tadeuszem w związku była przynajmniej kilka lat. Kto o tym wiedział, udawał, że nic się nie dzieje. Pierwsze lata XXI wieku w dwustutysięcznym Toruniu oznaczały bowiem przymykanie oczu na rodzinne życie księży, czy wręcz wypieranie wiedzy o takich przypadkach.
Para oszustów skazana
Publicznie bomba wybuchła w roku 2009. Wtedy do mediów wyciekły pierwsze informacje o wyczynach proboszcza Tadeusza P. i jego efektownej partnerki. Najpierw kapłan zniknął z parafii, a potem wyszły na jaw jego grzechy. Aby nie zanudzać Czytelnika, przypomnijmy finał tej głośnej sprawy.
W 2011 roku były proboszcz i jego partnerka Ewa P., usłyszeli wyroki. Toruński sąd uznał, że razem sfałszowali zaświadczenie z kurii dotyczące zarobków księdza, by wziąć kredyt na mieszkanie. Były proboszcz sfałszował pieczątki, a Ewa P. wypisała dokument.
Oboje zostali skazani na cztery miesiące więzienia w zawieszeniu na 2 lata. Mieli też zapłacić grzywny: 2,3 tys. zł w przypadku duchownego i 4,4 tys. zł w przypadku Ewy P.
Co zrozumiałe, opinie publiczną najbardziej bulwersowały obyczajowe szczegóły sprawy. Parafianie może i byliby skłonni wybaczyć duszpasterzowi sfałszowanie pieczątek i usiłowanie wyłudzenie kredytu. Ale na mieszkanie? Wspólnie z kobietą?!
List gończy za Ewą P.
Afera w 2011 roku nie przycichła, bo Ewa P. dokazywała dalej. A temperament miała nie byle jaki! Dość wspomnieć, że w archiwach lokalnej prasy zachowały się zdjęcia, na których pluje na fotoreportera - w korytarzu sądowym.
Tak się niefortunnie złożyło w toruńskim sądzie, że w pisemnym uzasadnieniu wyroku pojawił się czeski błąd, więc proces częściowo trzeba było powtórzyć. Kłopot w tym, że Ewa P. przestała stawiać się w sądzie. W końcu wydano za nią list gończy. Kobieta została aresztowana i doprowadzona do sądu, gdzie usłyszała wyrok - taki, jak w 2011 roku.
Ewa P. jednak nie odpuszczała. Odwołała się od niego, ale sąd apelacyjny jej zażalenie odrzucił. Odwołał się również były proboszcz. W przypadku Tadeusza P. procedura ciągnęła się dłużej. Duchowny nie mógł bowiem stawić się w sądzie, tłumacząc się pobytem w szpitalu. Dopiero w czerwcu 2015 roku posiedzenie doszło do skutku i apelacja Tadeusza P. została ostatecznie odrzucona. Tym samym wyroki obojga skazanych stały się prawomocne.
Przez te kilka lat mieszkańcy Torunia i regionu śledzili doniesienia o sądowych perypetiach tej pary, a parafia na Bielawach umierała ze wstydu.
Nowy proboszcz: „objąłem”
Parafia na toruńskich Bielawach była zrujnowana moralnie, wizerunkowo i finansowo - z tym stwierdzeniem ksiądz Zbigniew Łukasik, następca Tadeusza P. i proboszcz do dziś, w pełni się zgadza. Więcej, sam dodaje, że skali ekonomicznej ruiny nie podejrzewał. - Pewne nieprzyjemne rzeczy w spadku zaczęły wychodzić po czasie - mówi dziś oględnie.
- Już nie wychodzą? - pytamy.
- Nie, dziś już nie - oddycha kapłan z ulgą.
Nieprzyjemne rzeczy to chociażby wyrok cywilny toruńskiego sądu, nakazujący parafii wypłacić, bagatela, 115 tysięcy zł z odsetkami pewnej wdowie. Kobieta po śmierci męża Włocha dowiedziała się, że w świetle prawa cywilnego jej ślub nigdy nie został zawarty. I był to skutek niedbalstwa byłego proboszcza aferzysty - wykazał proces.
- Czy mogłem odmówić objęcia probostwa w takiej parafii? Mogłem. Ale nie odmówiłem. Objąłem. Wierzyłem w parafian i się nie zawiodłem. Wiedziałem, że do odbudowania zaufania potrzeba czasu i cierpliwości. Jeśli coś mnie zaskoczyło, to wspomniana skala problemów finansowych - mówi ks. Zbigniew Łukasik.
Nowy proboszcz nie lubi wielkich słów. Musi też twardo stąpać po ziemi, szczególnie takiej spalonej przez poprzednika. W podnoszeniu parafii na Bielawach z kolan pomogli mu wierni, inni duchowni, własna determinacja i pomysłowość, o Panu Bogu nie zapominając.
Skrawek szaty świętej Rity
Według relacji proboszcza, ze świętą Ritą na Bielawach było tak. Najpierw pojawiła się idea, by w parafii, która dotąd związku z tą świętą nie miała, zaszczepić jej kult. Byli zaangażowani w to parafianie. Był kontakt z duchownymi z pobliskiej Bydgoszczy, gdzie ów kult cieszył się już popularnością. Została zakupiona nawet figura świętej. Wtedy...
- Sama zgłosiła się do mnie pani Monika, parafianka, i podarowała coś, co miała najcenniejszego: relikwię świętej Rity. Dokładnie to skrawek szaty świętej, zalakowany pieczęcią, potwierdzający XV-wieczne pochodzenie relikwi - objaśnia kapłan.
I już, krok po kroku, można było obmyślać strategię działania. Ksiądz Zbigniew Łukasik przyznaje, że są parafie, które posiadają kilkadziesiąt czy nawet kilkaset relikwii świętych błogosławionych. Nie potrafią jednak z tego zrobić użytku na miarę potrzeb XXI wieku. Na Bielawach udaje się osiągnąć frekwencyjny sukces za sprawą skrawka materiału...
Nowotworowi, biedni, smutni
Św. Rita to patronka spraw beznadziejnych. - W historii tej XV-wiecznej świętej ludzie wciąż odnajdują swoje problemy - podkreśla ksiądz Łukasik.
Urodziła się pod koniec XIV wieku we Włoszech. Była córką ludzi ze wsi. Jako młoda dziewczyna wyszła za mąż za mężczyznę awanturnika. Urodziła mu dwóch synów, ale nie potrafiła opanować jego temperamentu. Mąż przez lata popadał w coraz większe konflikty, aż w końcu zginął w zastawionej na niego zasadzce. Śmierć ojca chcieli pomścić synowie, ale nim to się stało, zmarli z powodu zarazy. Wówczas Rita postanowiła wstąpić do zakonu. Musiała jednak spełnić warunek, który wydawał się nie do spełnienia: miała pogodzić zwaśnione rody w swojej okolicy. Rzecz beznadziejna jej się udała.
Kult tej świętej w XXI wieku tak ożył, że Rita doczekała się... swojego profilu na Facebooku. Na comiesięczne nabożeństwa do parafii na Bielawach już przychodzą tłumy. Zachęcają do nich billboardy w Toruniu i poczta pantoflowa. Choć msze trwają blisko 2 godziny, wiernych nie brakuje. - Przychodzą „nowotworowi”, inni chorzy, ubodzy, strapieni - wylicza proboszcz z Bielaw.
„To znaki, nie cuda”
Podobno na mszy i po niej dzieją się rzeczy niesłychane. - Ale to znaki. Nie cuda - kończy ks. Zbigniew Łukasik.