Jak są zmęczone nogi, to się nie trafia...
Stelmet przegrał z MKS Dąbrowa Górnicza 65:75 po fatalnej drugiej połowie. Nasz zespół wyglądał bardzo źle. Czy to początek kryzysu?
To się okaże w najbliższych dniach. Porażki nie są niczym niezwykłym nawet dla faworytów. Zapowiadając mecz z MKS-em pisaliśmy, że to bardzo solidna ekipa, która w określonej sytuacji może popsuć szyki lepszym. Tak właśnie było w niedzielne popołudnie w Zielonej Górze. Martwi jednak styl naszej porażki i totalna bezradność w drugiej połowie. Miejmy nadzieję, że jest to głównie wynik zmęczenia i braku Vladimira Dragicevicia, który odczuwał skutki urazu odniesionego w Zagrzebiu. Niepokoi jednak nerwowość jaka pojawiła się w ekipie. Trener Artur Gronek walący z nerwów piłką w parkiet, za co słusznie ujrzał ,,technika”, to obrazek dotąd nieznany. Przyczyn porażki trzeba szukać przede wszystkim w sobie, a potem gdzieś dalej. Zwalanie winy za przegraną na sędziów to gruba przesada. Arbitrzy byli słabi, popełnili kilka błędów, ale przecież nie przez nich ulegliśmy rywalom...
Pokonaliśmy mistrza na jego terenie i ręce same składają się nam do braw
Po meczu bardzo zadowolony był szkoleniowiec MKS-u Drażen Anzulović: - Gratuluję mojemu zespołowi. To było dla nas największe zwycięstwo, tym bardziej cenne że odniesione z najlepszą polską drużyną - powiedział. - Wiedzieliśmy, że Stelmet jest po ciężkich meczach po których może przyjść zmęczenie fizyczne i psychiczne. Poza drugą kwartą spisaliśmy się bardzo dobrze, a przecież wystąpiliśmy bez czołowego zawodnika. Sukces ze Stelmetem w Zielonej Górze jest dla mnie niespodzianką.
- Pokonaliśmy mistrza na jego terenie i ręce same składają się nam do braw - dodał Bartłomiej Wołoszyn. - Wiedzieliśmy że Stelmet miał trudny terminarz, bo najpierw trzy trudne mecze w Pucharze Polski, a potem wyjazd do Zagrzebia. Musieliśmy pokazać, że jesteśmy dobrze przygotowani. Przez cały tydzień planowaliśmy jak będziemy grać, chcieliśmy zdominować rywala fizycznością. To był klucz do sukcesu. Na dwa dni przed meczem wypadł z powodu urazu nasz główny rozgrywający Kerron Johnson ale daliśmy radę. Wykorzystaliśmy to, że Stelmet nie wrócił do swojej normalnej dyspozycji fizycznej. To zadecydowało.
Artur Gronek: - Chciałbym na wstępie przeprosić sędziego Trawickiego, bo po meczu nie podałem mu ręki. Niepotrzebnie poniosły mnie emocje. Po drugie gratulacje dla trenera Anzulvicia i jego zespołu. Po ponad dwóch i pół roku ktoś w lidze wygrał w Zielonej Górze/ MKS zagrał bardzo dobry mecz, walczył o każdą piłkę. My nie trafiliśmy kilku otwartych rzutów za dwa, a przy skuteczności 32 procent ciężko wygrać nawet we własnej hali. Czasem tak bywa. Mam nadzieję, że otworzymy nowy rozdział w tej hali. Cóż, zebraliśmy w drugiej połowie jedną piłkę z atakowanej tablicy. Zabrakło w naszej ekipie Vlado Dragicevicia, często musieliśmy grać z dwiema czwórkami na pozycji pięć. To też była jedna z przyczyn. To prawda, że jesteśmy trochę zmęczeni i praktycznie nie mieliśmy ani dnia wolnego. Mamy jednak 12 zawodników w rotacji. Nie możemy w trzeciej kwarcie tracić 28 punktów, a przecież w Zagrzebiu straciliśmy 36. No i zbiórki. Byliśmy pod tym względem znacznie gorsi, a takie mecze wygrywa się zbiórką i obroną.
Bywałem na wielu imprezach o znacznie wyższej randze, ale z czymś takim się jeszcze nie spotkałem.
Łukasz Koszarek: - Gratulacje dla zespołu z Dąbrowy. Uważam, że jest to bardzo niedoceniana drużyna, a gra dobrą koszykówkę. Dziś pod nieobecność Johnsona Wołoszyn i Pamuła zagrali świetny mecz. Mamy teraz taki ciężki moment. Tu nawet nie chodzi o wyniki, ale mieliśmy ostatnio dużo spotkań w których widać było zmęczenie. Przede wszystkim w rzutach. Jak są zmęczone nogi to czasem nie da się trafić. Nie chcę się specjalnie tłumaczyć. Nasza drużyna śrubuje standardy, ale wszyscy zawodnicy muszą zrozumieć, że teraz mamy czas na dobry trening, przegrupowanie i walczymy o mistrzostwo Polski. Wierzę w nasz zespół. Uważam że jesteśmy faworytem jeśli chodzi o tytuł. Ta porażka tego nie zmienia. Może nam nawet pomóc, bo nie będziemy aż tak pewni. Proszę też o zachowanie spokoju bo ciągle się czyta kto ma odejść...
Być może Łukasz Koszarek chciał jeszcze coś ciekawego powiedzieć, o czym za pośrednictwem mediów powinni dowiedzieć się kibice, ale na konferencję prasową wtargnął właściciel klubu Janusz Jasiński i dosłownie rozpędził ją, gdyż kibice czekali na wspólne zdjęcie z drużyną i słynnym już banerem ,,Zbobywcy Pucharu Polski”.
Bywałem na wielu imprezach o znacznie wyższej randze, ale z czymś takim się jeszcze nie spotkałem. Owszem, trenerzy nie chcieli odpowiadać, mieli pretensje do dziennikarzy o, ich zdaniem tendencyjne, pytania. Czasem bardzo iskrzyło, ale nie zdarzyło się by prezes klubu wpadł i wygonił wszystkich. Owszem, konferencja była dłuższa niż inne, ale przecież był powód by pytać trenera i kapitana o porażkę i dziennikarze dopytywali właśnie w imieniu kibiców. Gdyby prezes wszedł i poprosił o skrócenie, bo na wspólnie zdjęcie czekają kibice nikt nie miałby pretensji. A tak? Zachowanie szefa klubu nie trzymało żadnych standardów. Niestety...